Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kolejność wydarzeń była następująca: kilkudziesięcioosobowa (nieznana opinii, lecz zapewne znana policji) grupa mieszkańców Łodzi i okolic zaplanowała dokonanie napadu na studentów bawiących się na juwenaliach. Motłoch uzbrojony w łańcuchy, kije, butelki i kamienie wtargnął na studencką zabawę. Wezwano policję. Dowódca oddziału wydał rozkaz użycia broni gładkolufowej. Wskutek omyłki została użyta niewłaściwa amunicja. Dwie osoby straciły życie. I to jest prawdziwa tragedia, której rzeczywistymi sprawcami są bandyci zwani pieszczotliwie “kibicami" i “szalikowcami".
Pierwsza na to reakcja mediów: zrozumiałe oburzenie w związku ze śmiertelnymi ofiarami - przy jednoczesnym równym traktowaniu stron biorących udział w zajściu. Starcia szumowin z policją uchodzą za naturalny element naszego życia publicznego. To dla mediów już niemal rodzaj popularnej - przyciągającej zainteresowanie - rozrywki. Toteż dziennikarze przyjmują wobec tych szczególnych imprez pozycję jurorów, którzy dociekliwie badają, która strona postępuje nie fair, jeśli zaś okaże się, że policja - to tym lepiej, bo można wreszcie podkarmić swego wolnościowo-demokratycznego ducha i mianować się bezstronnym reprezentantem “ludzi" przeciw “psom".
Następnie w Łodzi odbyła się demonstracja przeciw przemocy i ku czci ofiar. Na czele demonstracji szli umundurowani funkcjonariusze Straży Miejskiej. Ale tuż za ich plecami maszerowała grupa gówniarzy z biało-czerwonym transparentem “Policja zabija" i drugim “CH.W.D.P" (skrótu nie rozwinę z szacunku dla czytelników “TP", ale na miejscu szefa łódzkiej Straży Miejskiej kazałbym wyłapać tych młodych ludzi i bez najmniejszego szacunku dla praw człowieka oraz wartości wyższych użyć przemocy, na tyle dotkliwej, żeby przez parę dni nie mogli siedzieć - następnie zaś podałbym się do dymisji za dopuszczenie łobuzów do udziału w demonstracji).
Z pewnością mają rację socjologowie, którzy twierdzą, że nie byłoby bandytów-szalikowców, gdyby nie bezrobocie, ubóstwo itd., ponieważ jednak ani jednego, ani drugiego nie da się zlikwidować z dnia na dzień, to - jak sądzę - należy sięgnąć po półśrodki.
Po pierwsze: należy całą mocą medialną uświadomić zainteresowanym (oraz ich rodzinom), że udział w starciach z policją jest wynikiem wolnego wyboru: ktoś, kto z łomem czy łańcuchem w ręku narusza porządek publiczny, musi liczyć się nie tylko z karą (zgodnie z prawem), ale też z utratą zdrowia i życia w trakcie zamieszek. Żadnej litości dla sprawców takich wydarzeń. Marzą o rozlewie krwi? Niech go mają - na własny koszt!
Po wtóre: konieczne jest uruchomienie wszystkich możliwych środków finansowych, organizacyjnych i materialnych, umożliwiających policji skuteczne przeciwdziałanie zamieszkom oraz rozbicie grup wszelkiego rodzaju “szalikowców", “kibiców" i tym podobnych. Takie metody zostały wypracowane we Francji i w Anglii - sądzę, że powinny być zastosowane w Polsce, nawet jeśli badania “opinii publicznej" wykażą, że nie przypadły tejże “opinii" do gustu. Policja nie musi być lubiana. Mnie wystarczy, jeśli żulik będzie się jej bał i drżał na samą myśl o spotkaniu z jej przedstawicielem.
Po trzecie - będzie dobrze, jeśli media przestaną roztkliwiać się nad przyczynami, dla których łobuz stał się łobuzem, a zaczną wspomagać policję. Demokracja? Uwielbiam! Prawa człowieka? Łyżkami...! Ale w Rzeczypospolitej stojącej porządkiem - nie zaś na Dzikich Polach.