Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sejm zajmie się projektami dotyczącymi aborcji 11 kwietnia – ogłosił marszałek Sejmu Szymon Hołownia, oskarżany (głównie przez posłanki Lewicy) o zastąpienie sejmowej zamrażarki „uśmiechniętą chłodnią”. To przytyk do niezwykłej popularności polityka, który stanowisko marszałka Sejmu łączy z ambicjami prezydenckimi.
Na dziś wiadomo tyle, że na wizerunku Hołowni pojawiły się pierwsze rysy, a jego własny elektorat może być wręcz rozczarowany postawą lidera. Jak pokazały publikowane w ubiegłym tygodniu sondaże, duża część wyborców Polski2025 jest skłonna poprzeć zmiany liberalizujące przepisy antyaborcyjne, łącznie z legalizacją aborcji do 12 tygodnia ciąży. Hamulcowym jest konserwatywna frakcja PSL – i Hołownia nie jest w stanie lub wręcz nie chce się jej przeciwstawić. Na ile to efekt przekonań, a na ile politycznych kalkulacji związanych z chęcią zagospodarowania części wyborców PiS? Na razie Trzecia Droga, po wzrostach związanych z popularnością marszałka Hołowni, notuje spadki. Poparcie dla PiS też spada, w siłę rośnie natomiast Konfederacja. Na ile te przepływy wyborców związane są z przepychankami wokół aborcji (bo nie sposób nazwać tego debatą), czas pokaże.
Na razie wiadomo, że prawdopodobnie kluby koalicji rządzącej zdołają się porozumieć w sprawie absolutnego minimum, czyli wysłania wszystkich projektów do dalszych prac w komisji nadzwyczajnej.
Lewica obiecuje kobietom „bezpieczną, legalną” aborcję jeszcze w tej kadencji Sejmu, ale to ciągle raczej odległa przyszłość. „Tu i teraz” do gry wkracza Ministerstwo Zdrowia, które na dniach przekaże do konsultacji projekt przepisów nakładających na szpitale obowiązek wykonania terminacji ciąży, o ile przypadek spełnia przesłanki legalności. Mówiąc inaczej – jeśli zagrożone będzie zdrowie lub życie kobiety (lub też ciąża będzie wynikiem przestępstwa), szpital nie będzie mógł się zasłonić klauzulą sumienia ani odesłać kobiety z innych powodów (np. braku lekarza mogącego wykonać zabieg). Kara ma być dotkliwa: utrata kontraktu na oddział ginekologiczno-położniczy. Lepiej późno niż wcale, bo szpitale „od zawsze” miały obowiązek realizowania tego świadczenia: jest ono wpisane do koszyka świadczeń gwarantowanych.