Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzień był pogodny, koty spały, w radiu puszczano wesołe piosenki. W nowym państwie znalazłem się za sprawą jednego podpisu jednego człowieka. Między wesołymi piosenkami nadawano fragmenty jego popołudniowego przemówienia. Mówił podniesionym głosem, który chwilami przechodził w krzyk.
Naprawdę tego dnia było ładnie. I piosenki też były ładne. W ogóle wszystko było bardzo ładne, wesołe, może poza tym krzykiem, w którym czuć było niepokój tego, który krzyczy. W zasadzie chciało się żyć. I się żyło. Wiadomo było, że będzie się żyć również jutro i pojutrze. Że pójdzie się do pracy, załatwi parę rzeczy na mieście, że będzie się jadło, piło i tankowało benzynę, ile tylko dusza zapragnie. Wiadomo było – a przynajmniej tak się wydawało – że nic się nie wywróci. Topniejące oszczędności będą bezpieczne, kolejna pensja wpłynie na konto, umówiona wizyta u lekarza nie zostanie odwołana. Ładny dzień. Jeden z tych ładnych dni, w których nic się nie zmieni. Poza tym, że państwo będzie już nowe.
Człowiek, który podnosi głos, jest pełen niepokoju. Lęk, który w nim mieszka, nie pozwala mu spokojnie myśleć ani mówić. Człowiek wie, że być może zmienia bieg historii, że wpływa na życie nie tylko kilkunastu ludzi, których nie lubi i którym chętnie by dopiekł, ale milionów innych. Gdzieś wewnątrz słyszy głosy swoich nauczycielek i nauczycieli, i są to głosy ostrzeżenia. Wie, że nie będą z niego zadowoleni, że uczyli go czegoś innego. Lęk jest więc uzasadniony. Niepokój jest zrozumiały. Ale w jego podniesionym głosie słychać coś jeszcze, jakieś szczególne podniecenie. Możliwe, że jest w tej chwili z siebie dumny. Oto wzniósł się ponad to, co go ukształtowało. Nie musi już nikogo słuchać, z nikim się liczyć. To on decyduje, co zrobi, co powie i jak. Oto chwila jego chwały. I nikt z otaczających go temu nie zaprzeczy, przeciwnie. Bez względu na to, co powie, rozlegną się oklaski. Nie ma w tłumie dziecka, które by zawołało, jak jest naprawdę. Takie dzieci istnieją tylko w bajkach. Będą oklaski, uściski dłoni, słowa podziwu.
Naprawdę ładny dzień. Ładny i wesoły jak melodia, która za chwilę popłynie z radia. Żadne chmury się nie zbierają, nic nie zapowiada, że przyjdzie burza. Bo nawet jak przyjdzie, to przecież za górami, za lasami, w innej bajce czy bańce. Znowu się okaże, że cały świat został przez kogoś wprowadzony w błąd, bo żadnego nowego państwa nie ma, wszystko jest po staremu, tylko lepiej. Jak bardzo po staremu, ile dziesięcioleci trzeba by się cofnąć, to inna sprawa, ale – po staremu. „Ja już właściwie nie wiem, czy żyję w demokracji czy znowu w demokracji ludowej”, mówi pan w kolejce na poczcie, a jest to Poczta Polska, czyli miejsce, gdzie historia i teraźniejszość w jedynej słusznej wersji biją po oczach. Biedny pan, coś mu się pomyliło… Nie, nie będzie burzy. Będzie słońce, i to zawsze, nawet zimą. Owszem, pojawi się głupi, skandaliczny wpis znanego publicysty, owszem, ktoś z ludzi władzy wpadnie na pomysł, by wykorzystać ów wpis i zrobić skandaliczny, obrzydliwy spot… Człowiek, który podniósł głos, w tej akurat sprawie wypowie się godnie, i dobrze. Ale to, że za sprawą jego podpisu sytuacja jest już inna, że państwo jest nowe i wszystko, co się w tym państwie powie czy zrobi, w nowym kontekście nabiera nowego sensu, to go jakoś nie wzrusza, może nawet nie przychodzi mu do głowy. Bo w końcu co takiego się stało? Jeden podpis, nic więcej. A bo to pierwszy raz podpisał? O co tyle krzyku? Od jednego podpisu świat się nie zawali.
No tak, o co tyle krzyku…
Naprawdę ładny dzień. I ładne piosenki. Ale co teraz? Co dalej? ©