Perukarki to powierniczki najważniejszych sekretów. „Peruka dała mi dużo wolności”

– Wybrałam taką w kolorze blond, z grzywką i falami. I kiedy odrosły moje włosy, zrobiłam sobie bardzo podobną fryzurę - mówi o peruce bohaterka kampanii „Zbieram na włosy”.

14.05.2024

Czyta się kilka minut

Dorota Boruta w swojej pracowni perukarskiej. Kraków, 8 maja 2024 r. // Fot. Jacek Taran
Dorota Boruta w swojej pracowni perukarskiej. Kraków, 8 maja 2024 r. // Fot. Jacek Taran

Anastazja trafiła na oddział onkologiczny w lubelskim szpitalu dwa tygodnie przed maturą. Po chemii i radioterapii włosy wypadły po lewej stronie głowy. Na początku myślała, że upora się z rakiem i zdąży napisać egzamin w terminie czerwcowym. Glejak to jednak trudny przeciwnik i trzeba było uzbroić się w cierpliwość. Kiedy maturzyści zmagali się z zadaniami z matematyki, tato Anastazji golił jej głowę. Nagrali z tego film, na którym żartują i śmieją się, bo jak podkreśla dziewczyna, w ich domu zawsze dużo było humoru i on pomagał przetrwać trudne chwile.

– W szpitalu okazało się, że mogę starać się o perukę w Fundacji Rak’n’Roll. To była duża ulga, bo włosy odrastały powoli i nierównomiernie. Kiedy chodziłam w peruce, słyszałam dużo komplementów. Kobiety zwracały uwagę, że mam takie lśniące włosy, i pytały, jakich odżywek używam. Krępowało mnie to i zmieniałam temat, ale w peruce czułam się świetnie, nosiłam ją ponad rok – wspomina Anastazja, dziś studentka UKSW w Warszawie.

„Daj włos”

Fundacja Rak’n’Roll od początku istnienia programu „Daj włos” przekazała potrzebującym 5216 peruk. Akcja oddawania włosów rozpropagowana przez partnerskie zakłady fryzjerskie w całym kraju sprawiła, że znalazło się wielu darczyńców. Program fundacji odpowiada na potrzeby chorych, którzy w trakcie leczenia onkologicznego stracili włosy, ale nie było ich stać na drogie peruki naturalne. Włosy syntetyczne, dostępne w kwocie refundowanej przez NFZ, rzucały się w oczy. Pacjentki czuły się naznaczone, to był znak rozpoznawczy, że chorują na raka. 

Fundacja przekazuje pacjentkom peruki z włosów naturalnych i wysokiej jakości włosów syntetycznych za darmo. Są dopasowane i nie wywołują dyskomfortu, bo dla laika są nie do odróżnienia. Wykonują je rzemieślnicy z Perukarni Rokoko, nie robią ich jednak na miarę, nie widzą swoich odbiorców. Ich produkty, w różnych rozmiarach, trafiają do punktów usługowych Fundacji Rak’n’Roll, gdzie przychodzą beneficjentki programu, by wybrać coś odpowiedniego dla siebie.

– Utrata włosów była dla mnie ciężką próbą, unikałam patrzenia w lustro, płakałam, miałam poczucie głębokiej rozpaczy. Peruka dała mi dużo wolności, nosiłam ją cztery miesiące. Wybrałam taką w kolorze blond, z grzywką i falami. I kiedy odrosły moje włosy, zrobiłam sobie bardzo podobną fryzurę. Trzymałam perukę na honorowym miejscu, dbałam o nią i nadałam jej imię, czasem mówiłam: „Chodź, Grażyna, idziemy na miasto” – wspomina Ewelina Dróżdż, podopieczna Fundacji Rak’n’Roll i bohaterka kampanii „Zbieram na włosy”.

Powierniczki sekretów

Pacjenci zmagający się z chorobami onkologicznymi dzięki stowarzyszeniom i fundacjom mogą starać się o bezpłatne peruki lub dofinansowanie takiego zakupu. W dużo trudniejszej sytuacji znajdują się osoby, u których występują problemy autoimmunologiczne, np. łysienie plackowate. Zdarza się, że pierwsze ubytki na głowie powstają w okresie dojrzewania, a z wiekiem ich przybywa. Peruka staje się od wczesnych lat niezbędnym atrybutem, z którym nie rozstają się do końca życia.

– Moimi klientkami są głównie kobiety, niektóre panie znam od 30 lat, z wieloma łączy mnie przyjaźń, bo średnio co trzy lata wracają po nowe peruki. Łysienie jest wstydliwą i trudną do zaakceptowania przypadłością, wizyta w zakładzie i konieczność pokazania ubytków jest tak dużym przeżyciem, że perukarka, chcąc nie chcąc, staje się powiernikiem najważniejszego sekretu klientki. Kiedy więc osoba jest zadowolona z mojej pracy, nie szuka innego zakładu – wyjaśnia Dorota Boruta, właścicielka zakładu w Krakowie.

Wymierający zawód

Dorota Boruta tka peruki z włosów naturalnych, nad zamówieniem pracuje około dwóch tygodni. Choć jej prace „noszą” się w całej Polsce, mówi, że perukarstwo to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Nauczyła się zawodu dzięki mamie, która przekazała jej pracownię. Boruta ma tytuł mistrzowski w cechu rzemieślniczym, jednak próżno szukać uczniów czy uczennic terminujących w jej zakładzie. Podkreśla, że to jeden z wymierających zawodów – wymaga cierpliwości, skupienia i zdolności manualnych.

– Praca męczy oczy, po kilku godzinach wiązania supełków szydełkiem boli kręgosłup, na szczęście jest też radość i satysfakcja, kiedy widzę, że mogę choć w małym stopniu poprawić czyjeś życie – podkreśla Boruta. – Szczególnie obchodzi mnie los dzieci dotkniętych alopecją, peruki dla nich robię w pierwszej kolejności, a jak trzeba, zabieram robotę do domu. Mam klientkę, która ze mną dorastała. Rodzice zamówili jej pierwszą perukę na komunię, dzisiaj dziewczyna jest już po maturze i ciągle do mnie wraca. Mimo leczenia i wielu zabiegów, włosy jej nie odrosły.

Peruki Doroty Boruty można modelować i układać w zależności od okazji. Klienci przylepiają je do ogolonej czaszki taśmą dwustronną, żeby lepiej trzymały się głowy. Dzięki temu dzieci mogą robić fikołki na trzepaku, a nauczycielka wychowania fizycznego demonstruje ćwiczenia bez obawy, że włosy spadną jej z głowy. Można też w niej tańczyć, ćwiczyć na siłowni i wspinać się po skałkach, jedynie pływanie w peruce i czepku może być ryzykowne. Peruka wymaga odpowiedniej pielęgnacji, od tego zależy jej trwałość. Trzeba ją umyć tak jak włosy, nie można używać zbyt często prostownicy czy lokówki, bo powodują kruszenie końcówek. Choć wyroby Doroty Boruty trafiają głównie do osób indywidualnych, robiła też je dla Lajkonika i do galerii figur woskowych. Jednak głównym celem jej pracy jest to, by peruka nie rzucała się w oczy. To pozwoli klientce zapomnieć, że ma na głowie coś obcego, i sprawi, że poczuje się swobodnie.

Dorota Boruta z jednym ze swoich modeli. Kraków, 8 maja 2024 r. // Fot. Jacek Taran

Przywrócić radość 

Zanim rzemieślniczka zacznie tkać perukę, robi pomiar głowy – od czoła do szyi, od ucha do ucha. Potem zakłada klientce folię i okręca ją taśmą włókninową. Powstałą w ten sposób formę przenosi na obciągnięty płótnem drewniany stojak i odrysowuje linię włosów. Teraz trzeba przygotować materiał, z którego zostanie utkana peruka. Rzemieślniczka na specjalnej szczotce z drucianymi zębami przeczesuje pasma włosów, a robi to tak szybko i zręcznie, że kosmyki wirują w powietrzu i świszczą od jej ruchów. Peruka powstaje z około 25 dekagramów włosów – najczęściej od kilku dawców. Ceny wyrobów ręcznych zależą od długości włosów i sposobu wiązania supełków, wahają się od 5 do 15 tysięcy złotych za sztukę.

– Zrobić perukę na życie jest o wiele trudniej niż do teatru – uważa Bożena Kamińska-Szuwar, właścicielka pracowni „Bogadar” w Warszawie. – W teatrze zawsze można coś poprawić i zmienić przed kolejnym wyjściem aktora na scenę. Peruka, tak jak naturalne włosy, nie powinna przeszkadzać czy uwierać, bo wtedy zaprząta uwagę i nie pozwala skupić się na granej postaci i wykonywanych czynnościach. Musi być też doskonałą imitacją włosów, dlatego front lace jest zrobiony z cienkiej siateczki, przez którą widać skórę głowy, to na niej umieszcza się włosy pojedynczo specjalnym szydełkiem i wiąże w supełki w zależności od preferowanej fryzury.

Bożena Kamińska-Szuwar zaczynała od pracy w teatrze – tworzyła peruki dla artystów z warszawskiej operetki, ze Współczesnego i Rozmaitości. Kiedy zaczęły się reorganizacje i zwolnienia, założyła własną działalność. Tka peruki z włosów naturalnych, które od lat kupuje – najlepszy okres do takich zakupów przypada po maturach, komuniach i wakacjach, kiedy dziewczyny pozbywają się warkoczy. Najzdrowsze włosy można uzyskać, kiedy zostaną obcięte przy skórze, a na to godzą się głównie chłopcy. Rzemieślniczka tka peruki na specjalnym materiale, który nie odparza skóry głowy i pozwala jej oddychać. To ważne, bo wiele kobiet skarżyło się na forach internetowych, że „kupiły włosy syntetyczne, w których głowa puchnie z gorąca”.

– Mam klientki, które przez kilka miesięcy zmagały się z tym, żeby do mnie przyjść. Trudno było im się przełamać i opowiedzieć o chorobie czy pokazać łyse placki na głowie. Staram się przywrócić im radość życia. Powtarzam często, że jedni mają włosy, a drudzy inne talenty i trzeba je rozwijać. Każdy człowiek ma jakiś brak, ale nie ma sensu się na nim skupiać.

Iwona Paszkowska w swojej pracowni perukarsko-trychologicznej. Zamość, 25 kwietnia 2024 r. // Fot. Eliza Leszczyńska-Pieniak

Boom na peruki

Karolina wstała, żeby zebrać się do pracy, ale na poduszce zostały pukle włosów. Długie kasztanowe kosmyki leżały też na prześcieradle. Pomyślała, że to sen. Dotknęła głowy. Wymacała pusty placek, potem drugi. Karolina przeszła covid, ale testy pokazywały, że jest zdrowa. Miała 32 lata i żadnych współistniejących chorób, ani przypadków łysienia w rodzinie. W ciągu dwóch tygodni straciła włosy na całym ciele. Zostały jej brwi i rzęsy. Przepłakała wiele dni, zanim trafiła do Pracowni Perukarsko-Trychologicznej w Zamościu prowadzonej przez Iwonę Paszkowską.

– Covid aktywował reakcje autoimmunologiczne u wielu osób. Utrata włosów jest bardzo trudna bez względu na wiek, nie ma znaczenia, czy pani ma trzydzieści, czy siedemdziesiąt lat, zawsze towarzyszą temu emocje i nasilają się stany depresyjne – podkreśla Iwona Paszkowska, która wspiera pacjentów onkologicznych, ale także współpracuje z Kliniką Przeszczepów Włosów w Krakowie. – Włosy od wieków są atrybutem człowieka, a kobiety przeżywają tę stratę szczególnie mocno. Jednak dzięki zaawansowanym metodom leczenia i dostępnym technikom uzupełniającym ubytki w owłosieniu życie może być łatwiejsze, dlatego zaczynam od rozmowy i przedstawienia dostępnych metod. Wiedza uspokaja.

Poprzez zabiegi trychologiczne Paszkowska pomaga pacjentom zmagającym się z wypadaniem włosów i łysieniem. Stara się pobudzić mieszki włosowe, a jeśli terapia nie przynosi skutków bądź jest rozciągnięta w czasie, dobiera pacjentom peruki pasujące do ich twarzy i osobowości. Kiedy rozmawia z nimi, przymierzają różne fasony peruk, oglądają toppery i kitki, które można wpiąć do własnych włosów.

– Zdarzają się zlecenia nietuzinkowe, tak jak moje ostatnie. Przygotowywałam uzupełnienie, czyli tzw. tupecik dla pacjentki z białą siwizną. To bardzo rzadki kolor włosów i mało jest ich na rynku, kosztują krocie. Pani ma bardzo rozległe ognisko, więc uzupełnienie z włosów naturalnych kosztowałoby kilka tysięcy. Klientka zdecydowała się na włosy syntetyczne, choć uprzedzałam, że nie będą zbyt trwałe. Ona jednak nie mogła już patrzeć w lustra, ani na wystawy sklepowe i gładkie powierzchnie mebli, bo wszędzie odbijały się nagie placki na jej głowie. Przygotowałam jej system klejony, z którym może spać, kąpać się i normalnie funkcjonować – podkreśla Iwona Paszkowska.

Choć łysienie plackowate uznawane jest przez wielu lekarzy za chorobę cywilizacyjną XXI wieku, najstarsze zapisy na staroegipskim papirusie Ebersa wskazują, że było znane już w starożytności. Hipokrates nazwał stan wypadania włosów „alopecją”. Jednak ukrycie objawów łysienia było wówczas dużo łatwiejsze niż współcześnie. Głowy golono ze względów higienicznych, a peruki były nieodłącznym elementem wizerunku człowieka, świadczyły o statusie i zamożności. W Egipcie wykonywano je z włosów naturalnych i włókien palmowych. Nakładano na nie wonne olejki i pachnidła, wplatano w nie złote nici i klejnoty. Peruki były różne na konkretne okazje, czasem nakładano jedną na drugą. O ich wadze i znaczeniu może świadczyć choćby to, że w grobowcu Tutenchamona odkryto, pośród innych cennych przedmiotów, także peruki umieszczone w ozdobnym pudełku.

Prawdziwy boom na peruki nastąpił w XVII wieku. Włosy pozyskiwane od zmarłych i kupowane od ubogich układano w piętrowe, finezyjne konstrukcje. Pudrowano je skrobią w różnych kolorach, stąd na wielu barokowych obrazach fioletowe, niebieskie czy żółte sztywno ułożone fryzury, często nawet dwa, trzy razy większe od głowy portretowanej markizy czy księżniczki. Peruki były wówczas nieodłącznym elementem stroju galowego, ale także koniecznym kamuflażem dla skutków kiły i innych chorób wenerycznych widocznych na skórze głowy. Stanowiły także atrybut władzy, co do dzisiaj pozostało widoczne w sądownictwie brytyjskim.

– W czasach współczesnych nie przeżyliśmy takiej fascynacji perukami, jak to było w starożytności czy w baroku. Pamiętam, jak w latach 70. przyszła moda na peruki ze Stanów Zjednoczonych, one nie musiały udawać włosów naturalnych, miały się odznaczać burzą loków, kolorem i falami. Na takie peruki mogli sobie pozwolić wówczas tylko ludzie majętni. Teraz zamożne kobiety w Polsce także mają po dwie, trzy peruki, które są elementem ich wizerunku – opisuje Bożena Kamińska-Szuwar.

Wąsy w modzie 

Choć mężczyźni lepiej znoszą psychicznie łysienie, to i oni są klientami pracowni perukarskich. Rzadziej zamawiają jednak peruki, za to częściej niż kobiety decydują się na uzupełnienia i systemy klejone, które skutecznie ukrywają nagi szczyt głowy. Popularność topperów, zwanych też tupecikami, potwierdza liczba wyświetleń filmów instruktażowych pozwalających krok po kroku samodzielnie zakryć łysinę. Tupet z naturalnych włosów jest tańszy od peruki, można go kupić już za 3,5 tys. zł i dobrać pod kolor własnej fryzury.

– Toppery męskie skutecznie zasłaniają miejscowe ubytki, zagęszczają, przedłużają włosy i oczywiście odmładzają klientów, ale mężczyźni o wiele częściej pytają o wąsy, teraz modne są raczej cienkie – uśmiecha się Iwona Paszkowska i prezentuje wąs, który zrobiła dla syna, a mnie od razu przypomina się Clark Gable z „Przeminęło z wiatrem”.

Piotr z warszawskiej agencji detektywistycznej ma całą szufladę wąsów, są też baczki, brody i peruki. Akcesoria zamawia na miarę w profesjonalnych pracowniach, chce, by jak najbardziej przypominały naturalne i pasowały do jego wyglądu. Topperów nie używa, bo kiedyś był na zleceniu w Zakopanem, gdzie na życzenie klienta śledził członka jego rodziny, i włosy wpadły mu do rosołu.

– Klej puścił i była sensacja. A to najgorsza rzecz w moim zawodzie. Wąsy natomiast sprawdzają się świetnie, bardzo łatwo dzięki nim zmienić wygląd i zlać się z otoczeniem. Mam kilka przebrań i do każdego z nich odpowiednie wąsy lub brodę. Szerszy wąs do kurtki myśliwskiej, elegancka bródka do futerału ze skrzypcami, no i burza siwych włosów oraz broda jak piorun w miotłę, kiedy robię się na menela – wylicza Piotr, który nie jest Piotrem, bo tylko pod tym warunkiem zgodził się opowiedzieć o swojej szafie, będącej królestwem kamuflażu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Peruka na życie