Wyświęcona na księdza. Historia Ludmily Javorovej

Tomasz Maćkowiak, dziennikarz: Jeśli chcemy walczyć z klerykalizmem, wzorców powinniśmy szukać w czeskim Kościele podziemnym z czasów komunistycznych.

29.08.2022

Czyta się kilka minut

Ludmila Javorová / MATERIAŁY PRASOWE
Ludmila Javorová / MATERIAŁY PRASOWE

ARTUR SPORNIAK: Po co pisać książkę o święceniach kapłańskich, skoro od początku były nieważne?

TOMASZ MAĆKOWIAK: Nie zajmuję się rozstrzyganiem, czy te święcenia były ważne – nie jestem specjalistą od prawa kanonicznego. Wiem o dwóch poważnych przeszkodach: po pierwsze, że otrzymała je kobieta – Czeszka Ludmila Javorová, 28 grudnia 1970 r. w domu rodzinnym biskupa podziemnego Kościoła ­Feliksa Davídka na przedmieściach Brna. Po drugie – z opisu tych święceń można nabrać wątpliwości, czy zostały one przyjęte dobrowolnie, to znaczy, czy nacisk psychiczny Davídka nie był tu decydujący.

Gdy parę lat temu po raz pierwszy usłyszałem o Javorovej, rzeczywiście od razu pomyślałem o nieważności święceń. Gdy jednak zacząłem bliżej przyglądać się jej historii, zobaczyłem, że sprawa jest skomplikowana i ciekawa.

Pisze Pan, że czytelnik wychowany w Polsce, słysząc o wyświęceniu kobiety, myśli od razu, że to jakiś „kuriozalny wybryk”. Tymczasem sprawa była poważna.

Davídek był postacią nieszablonową, co nie znaczy szaloną. Był gruntownie wykształcony. To oddany Kościołowi ksiądz, a potem – biskup. Przez kilka lat pracował nad teologicznym uzasadnieniem swojego kroku, do którego przekonywał podziemne otoczenie, co mu się częściowo tylko udało. Wcześniej przez 14 latach (od 1950 do 1964 r.) doświadczył ciężkiego więzienia. Odprawiał msze leżąc w łóżku, używając łyżeczki do herbaty zamiast kielicha oraz okruchów chleba i wina zrobionego ze sfermentowanych rodzynek wydłubanych z ciasta. Po tych doświadczeniach wiedział, że Kościół w nowej sytuacji musi wyglądać zupełnie inaczej niż dotychczas – dawnej XIX-wiecznej klerykalnej struktury z drobiazgowym rytuałem i ścisłymi przepisami nie da się utrzymać.

W Czechosłowacji w owym czasie za wyjście w sutannie na ulice można było zarobić parę lat więzienia. Davídek myślał też nad tym, żeby w razie powrotu wielkiej fali prześladowań (w 1968 r. do Czechosłowacji wjechały radzieckie czołgi) uwięzione kobiety miały dostęp do sakramentów. W męskich więzieniach zwykle siedział zawsze jakiś ksiądz, który mógł rozgrzeszyć czy potajemnie sprawować mszę. Kobiety takich szans nie miały. I on tylko pod tym warunkiem – czyli na wypadek powrotu represji i uwięzienia – wyświęcił Javorovą i podobno jeszcze dwie kobiety, których nazwisk nikt nigdy nie zdradził.

W Pana książce „Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmily Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach” jest przejmująca scena, w której Davídek orientuje się, że za więziennym murem znajduje się kobiecy oddział i wykrzykuje formułę rozgrzeszenia, za co oczywiście trafia do karceru.

Jedna z więźniarek po latach poświadczyła, że słyszała wykrzykiwaną po łacinie formułę rozgrzeszenia. Pan mówi, że scena jest przejmująca, ale z tego także się podśmiewano. Spotkałem w Czechach katolików, którzy traktowali tę sytuację jako kuriozum.

Dziś – zwłaszcza po pandemii – zdajemy sobie sprawę, że jest np. coś takiego, jak komunia duchowa. Czy Davídek trochę nie za bardzo magicznie traktował religię? Formuły sakramentów Boga nie ograniczają.

Bardzo mnie ciekawi, co o koncepcjach Davídka powiedzieliby dziś teologowie, a zwłaszcza teolożki. Pamiętajmy, że był kształcony przed soborem.

Jak funkcjonował podziemny Kościół?

Za komuny w Czechosłowacji Kościół poddano represjom z polskiego punktu widzenia trudnym do wyobrażenia. Życie religijne w całości zostało podporządkowane państwu. Zakony zostały ­zlikwidowane. Wielu księży i biskupów trafiło do więzień. Choć można było być księdzem na parafii, nawet dostawało się państwową pensję, bo Kościół jako relikt przeszłości podlegał ministerstwu kultury, ale diecezjami rządzili sekretarze ds. wyznań i bez ich zgody nic nie można było zrobić. Za wspólne czytanie Pisma w akademiku szło się na parę lat do więzienia. Ostatnie przypadki mordów skrytobójczych zdarzały się jeszcze pod koniec lat 80.

Gdy pod koniec lat 40. rozpoczęły się represje, powstał problem, jak zapewnić Kościołowi przetrwanie. Wzorowano się na przywileju meksykańskim (w latach 20. XX wieku podczas rządów w Meksyku antykościelnej dyktatury Watykan pozwolił na sprawowanie obrzędów i sakramentów bez zachowania wymaganych kanonicznie form). Na podstawie tego przywileju w latach 40. w warunkach utajenia wyświęcono na biskupa m.in. ks. Františka Tomáška, który jako blisko 90-letni kardynał i prymas witał Jana Pawła II w Pradze w 1990 r. Ponieważ jednak były to warunki tajności, szybko okazało się, że nie wiadomo, kto za co odpowiada. Z powodów bezpieczeństwa nie tworzono archiwów. Od razu i właściwie wszędzie spontanicznie powstawały grupy świeckich, które próbowały żyć po chrześcijańsku. Był to jednak Kościół katakumbowy i maksymalnie niesformalizowany. Spotkałem się z mężczyzną, który prowadził grupę komunistycznych pionierów – oni wyjeżdżali na obóz do lasu w białych koszulach i czerwonych chustach z wpiętym znaczkiem Lenina, a w lesie zdejmowali chusty, mężczyzna przebierał się i odprawiał mszę, bo był tajnie wyświęconym księdzem.

W książce porównuje Pan Kościół podziemny do pierwszych wspólnot chrześcijańskich.

W Czechach katolicy żyją i zachowują się tak, że przyzwyczajonym do masowego katolicyzmu Polakom przypomina to pierwszych chrześcijan. Oni wszystko musieli robić sami. Nie tylko żadna sąsiadka ich nie chwaliła, że ładnie udekorowali ołtarz, ale najzwyczajniej mogli trafić do więzienia, bo sąsiedzi ich zakapowali. Gdy ich obserwuję, mam wrażenie, że to środowisko nabrało pewności siebie – tzn. widziało tylu skorumpowanych, kolaborujących czy złamanych księży i biskupów, że dla nich Kościół oficjalny bardzo szybko stracił nimb świętości, który w Polsce dość jeszcze mocno promieniuje.

Pesymistyczne proroctwa Davídka na szczęście się nie sprawdziły – komuna upadła. Spotkanie Kościoła podziemnego z kolaborującym Kościołem oficjalnym w warunkach wolności nie było łatwe.

W Czechach przeważa pogląd, że doświadczenie Kościoła podziemnego zostało w zasadzie odrzucone. Chodziło o to, żeby nie było dużego skandalu, więc głośnych anatem także nie było. Czesi na Polaków patrzą nieco z góry, ale instynktownie uważają nas za „swoich”. Tak też postrzegali Jana Pawła II – dla nich nie był to może „nasz” papież, ale na pewno bardziej „swój” niż Włoch czy Niemiec. Zakładali, że akurat ten papież będzie ich dobrze rozumiał. Tymczasem właśnie on potraktował Kościół podziemny czysto biurokratycznie, bez cienia empatii. Dla mnie osobiście to niezmiernie przykre, wstyd mi za to.

Wciąż mówiono o porozumieniu, ale członkowie Kościoła podziemnego czuli się upokarzani. Rozmowy wyglądały mniej więcej tak: z jednej strony siedział prałat przysłany z Watykanu w nienagannej sutannie z fioletowymi guzikami, który mówił tylko po włosku, słuchał klasycznej muzyki i był smakoszem dobrych win, a z drugiej strony siedział murarz, który miał spracowane ręce, bo całe życie pracował fizycznie, ale oprócz tego przyjął tajne święcenia, czytał teologiczną literaturę i w ukryciu prowadził duszpasterstwo. I oni rozmawiali, czy jego święcenia były ważne. W końcu zdecydowano, że większość święceń należy powtórzyć.

Część się temu podporządkowała i weszła w oficjalne struktury kościelne. Część się nie podporządkowała i nadal żyje, tak jak żyli w podziemiu. Uczestniczyłem w mszach, gdzie w jakiejś salce spotyka się grupa przyjaciół, bez szat liturgicznych – w koszulach i swetrach – siadają do stołu Pańskiego i odprawiają mszę tak, jak robili to wcześniej. Jeden z wyświęconych w latach 70. żonatych tajnych księży na co dzień prowadzi firmę remontującą dachy kościołów, a podczas wakacji zastępuje proboszcza i odprawia mszę w lokalnym kościele. W kraju brakuje księży, więc biskup przymyka na to oko i tylko nie pozwala odnotowywać tych mszy w parafialnych księgach, by Watykan się nie dowiedział.

Wielu tajnie wyświęconym duchownym watykańskie potwierdzenie święceń kojarzy się z licencją na odprawianie mszy wydawaną przez komunistów. Dlatego nie zgodzili się na ich powtórzenie. Zwłaszcza jeśli z powodu tych święceń siedzieli w więzieniu. Natomiast co do święceń kobiet, to w ogóle nie mogło być o nich mowy. Na Javorovej Kościół wymusił podpisanie oświadczenia, że nie będzie z nikim o nich rozmawiać. Na szczęście Javorová nie wypełniła tej obietnicy i powstały dwie książki opowiadające jej historię.

Pisze Pan, że to niewykorzystane przez Kościół doświadczenie podziemnej religijności staje się dzisiaj coraz bardziej aktualne – „nadal leży na stole”. W jakim sensie?

Gdy podczas synodu poświęconego Amazonii przeczytałem, że w jakiejś oddalonej wiosce życie religijne organizuje miejscowa liderka, która jest katechetką, a ksiądz przypływa łódką raz na dwa lata i wtedy ludzie przystępują do sakramentów, to pomyślałem: dlaczego nie zastosować doświadczeń Kościoła podziemnego z komunistycznej Czechosłowacji i nie wyświęcać „wypróbowanych świeckich”? Część wyświęconych potajemnie księży miała żony, bo byli święceni w obrządku greckokatolickim, a potem stawali się birytualistami – w ten sposób obchodzono wymóg celibatu, a jednocześnie usypiano czujność bezpieki. Skąd opory przed święceniem żonatych w Amazonii?

Prześladowania stawały się kryterium tego, co ważne w Kościele. Ważna była wspólna modlitwa, sakramenty, pogłębianie życia duchowego, prawość. Mniej ważna była sutanna, ornat, celibat… Pytanie, czy także płeć wyświęcanego.

Jestem przekonany, że to pytanie wciąż przed nami stoi.©℗

TOMASZ MAĆKOWIAK jest dziennikarzem. W latach 90. praski korespondent „Gazety Wyborczej”. Ostatnio wydał w wydawnictwie Znak „Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmily Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach” (2022).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2022