Wielkie rozbiory

Od chwili, gdy Brytyjczycy i Francuzi podzielili między siebie Bliski Wschód, mija dokładnie sto lat. Jeszcze nigdy skutki tamtej decyzji nie były dla Zachodu równie bolesne jak dziś.

09.05.2016

Czyta się kilka minut

Emir Fajsal w otoczeniu swojej delegacji na paryskiej konferencji pokojowej w Wersalu, 1919 r. / Fot. Domena Publiczna
Emir Fajsal w otoczeniu swojej delegacji na paryskiej konferencji pokojowej w Wersalu, 1919 r. / Fot. Domena Publiczna

W pierwszych miesiącach 2014 r., kiedy wojska tzw. Państwa Islamskiego niemal bez oporu zajmowały kolejne miasta na terenie Iraku – wcześniej ugruntowawszy swoją pozycję na terenie podzielonej wojną Syrii – w internecie pojawiła się filmowa relacja z „likwidacji” przez bojowników granicy między Irakiem a Syrią. Kulminacyjnym momentem nagrania było zniszczenie przez buldożer niewysokiego wału ziemi i pobliskiej budki granicznej. Na koniec ukazał się zaś napis, w Europie zrozumiały tylko dla wtajemniczonych: „End of Sykes-Picot”.

Dlaczego organizacja, aspirująca do pozycji „państwa wszystkich muzułmanów” (kalifatu), przez resztę świata uznawana za jedno z najgroźniejszych ugrupowań terrorystycznych, chce wymazać z pamięci liczące sto lat tajne porozumienie między francuskim dyplomatą François Picotem i Brytyjczykiem Markiem Sykesem?

Na beczce prochu

Ten zawarty w maju 1916 r. układ był pierwszym z serii traktatów, które podzieliły ziemie chylącego się ku upadkowi Imperium Osmańskiego – i stworzyły Bliski Wschód w kształcie, jaki znamy dziś. Dwa europejskie imperia wytyczyły wtedy nowe granice, nie zważając na podziały etniczne i religijne czy geografię. Dla wielu Arabów wciąż jest to koronny dowód na istnienie antyarabskiego spisku zachodnich mocarstw. Do obalenia paktu Sykes-Picot – w Europie dawno zapomnianego – wzywają nie tylko bojownicy z Państwa Islamskiego; robił to też Osama bin Laden. Peter Bergen, dziennikarz i autor książek o islamskim terroryzmie, uważa, że dla dżihadystów pakt Sykes-Picot jest tym, czym dla Adolfa Hitlera był traktat wersalski, zawarty trzy lata po tamtym układzie: „Upokarzającym ciosem w plecy, który musi być pomszczony i wymazany z kart historii”.

Aby wyjaśnić czarną legendę otaczającą tamto porozumienie, trzeba cofnąć się do momentu, gdy rozpętana latem 1914 r. wojna europejskich mocarstw z całym impetem wkroczyła na Bliski Wschód.

Przez kilka pierwszych miesięcy kampania państw Ententy, głównie Francji i Wielkiej Brytanii, przeciw sprzymierzonemu z Niemcami i Austro-Węgrami Imperium Osmańskiemu toczyła się własnym, niespiesznym rytmem. Strategia Brytyjczyków – oni nadawali tu ton – początkowo ograniczała się do obrony przed zakusami Stambułu swej egipskiej kolonii, a przede wszystkim Kanału Sueskiego – kluczowego dla łączności i logistyki w tym regionie.

Wkrótce jednak w środowisku brytyjskiego wywiadu narodził się pomysł, by zastosować nową strategię: wygrywania wewnętrznych podziałów w Imperium Osmańskim i podburzania arabskich peryferii przeciw tureckiemu centrum. Brytyjczycy wiedzieli, że Arabowie, Ormianie i Kurdowie marzą o rozpadzie państwa tureckich Osmanów, i że obszar obecnego Bliskiego Wschodu – w większości wschodzący w skład tego stworzonego kilkaset lat wcześniej i teraz coraz słabszego imperium – przypomina kocioł, który w każdej chwili może wybuchnąć.

Człowiekiem, który podłożył lont pod beczkę prochu, na której siedzieli Osmanowie, był niepozorny (jak się zdawało) historyk, archeolog i zarazem oficer wywiadu: Thomas Edward Lawrence. Ekscentryczny Brytyjczyk wyróżniał się otwarcie wyrażanym podziwem dla arabskiej, a zwłaszcza beduińskiej kultury. Nauczył się języka, studiował lokalne zwyczaje i klanowe podziały.

W sercu Arabii

Jesienią 1915 r. Londyn prowadził tajne negocjacje z emirem Husajnem – wpływowym szarifem świętego dla muzułmanów miasta Mekki i przywódcą najbardziej szanowanego w świecie arabskim rodu Haszymitów. Brytyjczycy zobowiązali się pomóc Husajnowi w utworzeniu rozległego „arabskiego królestwa”, jeśli włączy się do walki przeciw Turkom.

Lawrence był jednym z wysłanników Londynu do „serca Arabii”. Tam poznał kogoś, w kim dostrzegł przywódcę zdolnego zjednoczyć zwaśnionych Beduinów. Był nim trzeci syn Husajna, Fajsal. Lawrence pisał o nim jako o „porywczym, dumnym i niecierpliwym” przywódcy, który „jest bożyszczem tłumów, ma wielkie ambicje i potrafi je urzeczywistnić”.

6 czerwca 1916 r. w Medynie Haszymici i sprzymierzone z nimi klany zaczęły „wielkie arabskie powstanie” przeciw Turkom. Lawrence został mianowany oficerem łącznikowym przy sztabie Fajsala i odpowiadał za organizacyjne i logistyczne wsparcie dla powstańców. Nieregularne oddziały Haszymitów – lub, jak nazywali je Brytyjczycy, „derwisze” – siały zamęt na liniach zaopatrzeniowych wroga. Znajomość terenu, mobilność i wytrzymałość czyniły ich świetnymi partyzantami.

Długie miesiące spędzone w obozie powstańców dopełniły transformacji: brytyjski naukowiec i oficer wywiadu stał się „Lawrence’em z Arabii”. Ubrany w powłóczystą galabiję, z twarzą ogorzałą od słońca, żył i walczył jak Beduin. Odbywał maratońskie podróże na grzbiecie swojego wielbłąda. Szybko stał się niezastąpionym doradcą Fajsala w wojnie, której stawką miało być niepodległe arabskie królestwo.

Tajne porozumienie

Inny bohater nadchodzących wydarzeń wolał działać z dala od linii frontu. Sir Tatton Mark Sykes, szósty baronet Sledmere, należał do ludzi, przed którymi wszystkie drzwi stały otworem. Urodzony i wychowany wśród najwyższych kręgów brytyjskiej arystokracji, mógł wybierać, czym zajmie się w dorosłym życiu. Jako że jedynym godnym dżentelmena zawodem było wówczas „zarządzanie Imperium”, Sykes poświęcił się właśnie temu. Do Egiptu przybył w 1915 r., w roli doradcy Foreign Office w sprawach Bliskiego Wschodu.

Jego biograf Roger Adelson napisze potem, że Sykes w naturalny sposób uosabiał arogancję Imperium, „nad którym słońce nie zachodziło”. Przejawiał też szczególny talent w „dzieleniu najbardziej skomplikowanych problemów na czynniki pierwsze, ubierania ich w stosowne słowa, dzięki czemu wywoływał wrażenie, że sprawa jest prosta jak tabliczka mnożenia”. Przełożeni za nim przepadali, bo etniczno-religijną mozaikę bliskowschodnich sympatii i antypatii potrafił przedstawić w formie mało skomplikowanego przewodnika pt. „Jak rozwiązać problem X”.

Najbardziej złowieszczą cechę Sykesa opisał jednak sam Lawrence w napisanych po wojnie „Siedmiu filarach mądrości”: „Ulegał [on] ostatniemu rozmówcy; z entuzjazmem wyrażał ostatnią myśl, która przyszła mu do głowy; w efekcie często przeczył sam sobie”.

Tymczasem Londyn nie uważał za stosowne informować sojuszniczej Francji o tak daleko idących obietnicach poczynionych Haszymitom. Zamiast tego już na początku 1916 r. obie strony intensywnie dyskutowały, jak to określano, „dezyderaty” dotyczące przyszłości regionu po spodziewanym pokonaniu Turcji. W imieniu Londynu i Paryża negocjacje prowadzili dwaj ludzie: właśnie Sykes, jako „ekspert” Foreign Office, oraz François Picot, dyplomata i konsul Francji w Bejrucie.

„Dezyderaty”, o których rozprawiali, oznaczały w istocie podział Bliskiego Wschodu w sposób, który zadowalałby oba imperia. Podczas negocjacji Paryż wysunął żądania wobec terenu obszaru Syrii i Libanu, zaś Londyn zastrzegł sobie prawo do terenów Iraku, Jordanii i Palestyny. Ustalenia nie uwzględniały „niepodległej Arabii”, jaką Brytyjczycy przyobiecali Haszymitom, i w imię której arabscy wojownicy oddawali życie w boju przeciw Turkom.

Wreszcie 16 maja 1916 r. rządy brytyjski i francuski ratyfikowały porozumienie, które przeszło do historii jako układ Sykes-Picot. Walczące przeciw Anglii wojska Fajsala dowiedziały się o całej sprawie długo post factum. Brytyjczycy nie chcieli drażnić Arabów, więc pakt miał pozostać tajny. Ale jego treść trafiła do sojuszniczej (jeszcze) Rosji, jako potwierdzenie strefy wpływów państwa carów na Kaukazie i we wschodniej Turcji. Gdy w 1917 r. upadł carat, i gdy chwilę później, korzystając z chaosu, władzę w Petersburgu zagarnęli bolszewicy, postanowili oni zdemaskować „knowania imperialistów” – i upublicznili dokument.

Wyścig do Damaszku

Lawrence znalazł się w sytuacji klasycznego konfliktu lojalności. Z jednej strony był oficerem brytyjskim, z drugiej szczerze kibicował Arabom. Oburzony wiarołomstwem swoich przełożonych, zdradził Fajsalowi szczegóły anglo-francuskiego planu. Książę zrozumiał, że królestwo, o którym marzył, zaczyna mu się wymykać. Uznał, że aby osiągnąć swój cel, musi zaryzykować i wkroczyć do Syrii – jeśli otrzyma poparcie miejscowych plemion i wodzowie tamtejszych klanów zobaczą w nim przywódcę, może pokrzyżuje plany europejskich imperiów.

Najważniejszym celem wojsk Fajsala był Damaszek – planowana stolica państwa, które Brytyjczycy obiecali rodowi Haszymitów. Miasto, jako dawna stolica kalifów, reprezentowało arabską wielkość i niezależność. Zdobycie Damaszku przez Fajsala byłoby mocną kartą przetargową w negocjacjach z Londynem i Paryżem. Arabowie mogliby wystąpić tu w roli gospodarzy.

Pod koniec 1917 r. – wiarołomny pakt był już publicznie znany – siły Haszymitów zaczęły marsz w głąb Syrii; towarzyszył im Lawrence. Przy wszystkich zasługach nie należy jednak przeceniać ich wkładu w pokonanie armii tureckiej. Fajsal w okresie największej świetności miał pod rozkazami ledwie ponad 3 tys. „derwiszów”. Te nieregularne oddziały pełniły głównie rolę dywersantów. Zasadniczy ciężar walk przeciw Turkom wziął na siebie operujący z Egiptu brytyjski korpus gen. Allenby’ego, który w grudniu 1917 r. zajął Palestynę z Jerozolimą i też kierował się na Damaszek. Tym samym między Fajsalem i Allenbym zaczął się wyścig do bram miasta.

Brytyjczycy nie mogli poruszać się z szybkością arabskiej konnicy. Ale i tak dopiero 3 października 1918 r. do miasta – opuszczonego wcześniej przez załogę turecką – wkroczył Fajsal. Haszymita objął we władanie stolicę swojego wymarzonego królestwa w stylu arabskiego rycerza. Towarzyszył mu Lawrence, który wspominał, że „znaleźli się w samym środku hucznej fety. Tłumy damasceńczyków wyległy na ulice. Wojownicy strzelali na wiwat, a kobiety obsypywały żołnierzy płatkami róż”.

Czas ich naglił, siły Allenby’ego były blisko. Aby umocnić swoją pozycję polityczną, Fajsal oficjalnie objął miasto we władanie, mianując jednego ze swoich stronników tymczasowym gubernatorem. Zrobił to w ostatniej chwili, Brytyjczycy byli już na miejscu. Tego samego dnia, późnym popołudniem, w sali recepcyjnej najlepszego hotelu w Damaszku, Victorii, doszło do decydującego spotkania między Allenbym i Fajsalem. Lawrence wziął w nim udział jako pośrednik i tłumacz.

Rozmowa, od której miała zależeć przyszłość Bliskiego Wschodu, nie była protokołowana, więc jej treść znamy jedynie z późniejszych relacji. Allenby, działający zgodnie z instrukcjami rządu w Londynie, dał Fajsalowi do zrozumienia, że zasady układu Sykes-Picot są obowiązujące, Syria znajdzie się pod kontrolą Francji i na jej terenie ma być ustanowiona francuska administracja. Fajsal gwałtownie protestował, a po trzech kwadransach emocjonalnej wymiany zdań „wzburzony opuścił budynek hotelu”.

Królestwo podzielone

Scena, która rozegrała się między Fajsalem i Allenbym, mogłaby symbolicznie leżeć u podstaw nieufności, jaką nowoczesny świat arabski żywi dziś wobec Zachodu. W pamięci historycznej Arabów tylko jedno nazwisko cieszy się równie niezmierzoną pogardą, co nazwiska Sykesa i Picota. To Arthur Balfour, brytyjski minister, który w 1917 r. wydał deklarację ogłaszającą Palestynę „żydowską siedzibą narodową”. Dla Żydów był to pierwszy krok na drodze do odbudowy własnego państwa, Izraela. Dla Arabów – kolejna odsłona rozbioru ich ziem przez mocarstwa kolonialne.

Wiadomości o niezadowoleniu wśród Arabów dotarły do Europy. 1 grudnia 1918 r. podczas spotkania w Londynie premierzy Lloyd George i Georges Clemenceau ostatecznie potwierdzili postanowienia paktu Sykes-Picot. To, co miało być arabskim królestwem – Wielką Syrią – podzielono na protektoraty: francuski w Libanie i Syrii oraz brytyjski w Palestynie, Jordanii i Iraku. Fajsal, mający wsparcie Lawrence’a, próbował jeszcze podnieść swoją sprawę podczas konferencji pokojowej w Wersalu w 1919 r., ale nic nie uzyskał.

Tam też ich drogi się rozchodzą. Wobec nacisków Foreign Office Lawrence został odwołany z Wersalu, gdyż miał wywierać „szkodliwy wpływ” na rokowania. Fajsal wrócił do Syrii, gdzie próbował stawić czoło francuskiej administracji. Ogłosił się nawet królem Syrii, ale w lipcu 1920 r. Francuzi zmusili go do ucieczki. Kraj jednak pozostał niespokojny, władze kolonialne napotykały zbrojny opór...

Niespokojne stulecie 

Dużo większe trudności przeżywali Brytyjczycy w Iraku. Na południu wybuchło powstanie. Zanim udało się je stłumić, zginęło tysiąc żołnierzy brytyjskich i wielokrotnie więcej Arabów. Na całym Bliskim Wschodzie tliły się konflikty, które raz przygasały, a raz wybuchały z nową mocą. W Palestynie osadnictwo żydowskie napotykało opór Arabów, na Półwyspie Arabskim trwała rywalizacja o władzę między dynastią Haszymitów a ich największymi rywalami, domem Saudów.

Również po II wojnie światowej Bliski Wchód był – i jest do dziś – jednym z najbardziej niespokojnych regionów świata: cztery wojny arabsko-izraelskie, długoletnie wojny domowe w Libanie i Jordanii, brutalne dyktatury w Syrii i Iraku, radykalna teokracja w Arabii Saudyjskiej, wojna iracko-irańska, dwie amerykańskie interwencje (1991 i 2003 r.), a teraz rozpad Syrii i powstanie na jej zgliszczach fanatycznego kalifatu...

Do dziś Arabowie – nie tylko radykałowie – mówią o konieczności obalenia paktu, który podzielił ich ziemie. W 2014 r. Robert Fisk, wieloletni korespondent „Timesa” na Bliskim Wschodzie, pisał w artykule dla „Foreign Policy”, że dopiero zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego uświadomiło Zachodowi coś, co powinien był zrozumieć już dawno temu: że „granice ustalone sto lat temu przez europejskie mocarstwa przestają mieć znaczenie”.

Tymczasem ludzie, którzy przed wiekiem mieli największy wpływ na ustalenie nowego porządku na Bliskim Wschodzie, po I wojnie światowej stracili zainteresowanie regionem. Jedynie Fajsal próbował odwrócić bieg wydarzeń. Przegnany z Syrii przez Francuzów, został – teraz z poparciem Londynu – koronowany na króla Iraku; Brytyjczycy obiecywali sobie po tej nominacji stabilność. Stąd dalej starał się odzyskać wpływy w Damaszku, bezskutecznie; zmarł w 1933 r. Dziś jedynym krajem, gdzie ród Haszymitów utrzymał się przy władzy, jest Jordania.

Lawrence wrócił do Anglii w stanie głębokiego przygnębienia i wyczerpania nerwowego; zginął w wypadku motocyklowym w 1935 r. Picot pełnił służbę dyplomatyczną w spokojniejszych częściach świata i więcej nie zjawił się na Bliskim Wchodzie. Sykes zmarł na grypę hiszpankę w 1919 r. Biograf Lawrence’a, Scott Anderson, napisał o Sykesie, że w dziejach najnowszych trudno znaleźć postać, która „bez złych zamiarów, nie rządząc niczym, nie dowodząc wojskiem, ani kierując państwem, spowodowałaby więcej bałaganu niż ten arystokrata z Yorkshire”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2016