Wieczny niepokój

Postanowiłem napisać utwór, który dokończyłby moje »Polskie Requiem«, tak bardzo z Polską związane, a nigdy niedokończone - powiedział po pogrzebie Jana Pawła II Krzysztof Penderecki. Premiera utworu ma odbyć się na jesieni, prawdopodobnie w warszawskiej Filharmonii Narodowej. Ale to przecież nie pierwsze dokończenie dzieła...

24.04.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Penderecki rozpoczął pisanie “Polskiego Requiem" w 1979 roku od “Lacrimosy", wykonanej po raz pierwszy 16 grudnia 1980 r. w Gdańsku. 28 września 1984 r. w Stuttgarcie odbyło się prawykonanie dzieła bez “Sanctus" - tę część kompozytor dopisał już w latach 90., po upadku komunizmu. Prawykonanie nowej wersji “Requiem" odbyło się 11 listopada 1993 r. w Sztokholmie (w ramach festiwalu kompozytora w 60. rocznicę urodzin). Warto jeszcze odnotować, że w 1980 roku powstało “Te Deum" dedykowane Janowi Pawłowi II.

Narodziny

Historia powstania “Polskiego Requiem" ma bezpośredni związek z historią Polski - tą najnowszą i tą sprzed ponad półwiecza - a poszczególne części dzieła opatrzone zostały przez kompozytora dedykacjami. “Lacrimosa" powstała na prośbę Lecha Wałęsy na uroczystości odsłonięcia pomnika ofiar Grudnia ’70; “Dies irae" upamiętniało tragedię II wojny światowej - Powstanie Warszawskie (pierwsza część) oraz postać Ojca Kolbego (druga część); “Agnus Dei" Penderecki napisał po śmierci Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego (zostało wykonane podczas uroczystości żałobnych); “Libera me, Domine" poświęcił ofiarom mordu katyńskiego...

Nie po raz pierwszy twórczość Pendereckiego łączy się tak ściśle z wydarzeniami historycznymi. Już “Pasja według św. Łukasza" (z 1966 r.) została skomponowana z okazji 700-lecia katedry w Münster. A dalej: “Kosmogonia" (1970) powstała na zamówienie ONZ w 25-rocznicę jej powstania, “Magnificat" (1974) uświetniało obchody 1200-lecia katedry w Salzburgu, opera “Raj utracony" według Miltona (1976-78) - 200-lecie powstania Stanów Zjednoczonych, “IV Symfonia" (1989) - 200. rocznicę Rewolucji Francuskiej, “Siedem Bram Jerozolimy" (1996) - 3000 lat Jerozolimy, “Hymn do św. Daniiła" (1997) - 850-lecie powstania Moskwy, “Hymn do świętego Wojciecha" (1997) - 1000 lat Gdańska oraz męczeńską śmierć świętego Wojciecha.

Życie

“Polskie Requiem" rozpoczyna się w głębokiej ciszy, w pianissimo. Niskie smyczki błagają o posłuchanie. Wreszcie dołącza się chór. “Requiem aeternam dona eis...". Dopiero po chwili z całego zespołu wydobywa się krzyk, by znów zgasnąć. I wzrosnąć na nowo. Jak płomień świecy poruszanej podmuchem wiatru... Podobny początek ma “Lacrimosa". Niskie smyczki są wspierane sygnałem dętych, pojawia się cudowna wokaliza sopranu. Wszystko nabrzmiewa, rośnie; jest zadziwiająco lekkie, ufne, jakby słowa “die Jesu, domine, dona eis re-quiem" nie przynosiły cierpienia, tylko radość, nie strach, tylko oswojenie...

W introicie z tej otwierającej ciszy wyłania się - jakże pięknie! - kwartet solistów (“Kyrie eleison"). Linie ich głosów krzyżują się: najpierw sopran z tenorem, potem bas, wreszcie alt. Wspomaga ich chór, który potężnym krzykiem na słowach “Christe eleison!" inicjuje dramatyczne “Dies irae". W 1967 roku Krzysztof Penderecki napisał krótkie oratorium “Dies irae" na odsłonięcie pomnika ofiar hitlerowskiego obozu śmierci w Oświęcimiu, wykorzystując m.in. teksty “Apokalipsy św. Jana", Ajschylosa, Paula Valéry’ego, Luisa Aragona i Tadeusza Różewicza. W tym “Dies irae" nie ma żadnych domieszek. Przynajmniej na razie.

Inkrustowanie innymi tekstami, cytatami z obcych melodii, jest jednym ze znaków rozpoznawczych kompozytora. Ten zabieg pozwala na rozbicie ram dzieła, powiększenie sfery kontekstów, silny kontrapunkt, kunsztowną polifoniczną konstrukcję - w czym Penderecki jest absolutnym mistrzem. W “Credo" (1998) słyszymy m.in. antyfonę “Któryś za nas cierpiał rany" oraz pieśń “Ludu mój ludu", w “Te Deum" - hymn “Boże coś Polskę", w “Pasji" - melodię “Święty Boże" (bez tekstu). W “Polskim Requiem" podstawę passacaglii “Recordare Jesu pie" stanowi właśnie ta suplikacja. Poprzedza ją krótki fragment “Rex tremendae", w którego centrum - owiniętym powykręcanymi liniami smyczków - stoi błagalny krzyk barytonu z chórem “Salva me!".

Suplikację zaczynają alty, jakby w mroku, de profundis. Stamtąd wyłania się solowa fraza sopranu (z łacińskim tekstem “Recordare..."), która coraz bardziej zbliża się do melodii “Święty Boże". Jakby w niej znajdowało się źródło... Za moment główny temat podejmie głos altowy, sopran kontynuuje rozważania mszalne. Ich wspólny, niezapomniany duet przeistacza się w walkę, wreszcie przynosi uspokojenie. To jeden z najpiękniejszych fragmentów tego dzieła, rozpięty na pojedynczych liniach głosów i instrumentów. Do prośby dołączają się męskie głosy. Linii jest coraz więcej, przecinają się, jakby tworzyły niezliczoną krzyżową strukturę.

Święty

“Lacrimosę" poprzedza część “Ingemisco tunquam reus" - zbyt operowa i ekspresjonistyczna (jakby zapowiedź “Czarnej maski" z 1986 r.). Chwyty wokalne są tu ostentacyjne, dosłowne, powtarzają środki eksplorowane choćby w “Pasji". W 1988 roku Andrzej Chłopecki pisał, że “Requiem" właśnie w “Pasji" znajduje swoje idealne odbicie. Liryzm “Deus meus" transformuje się w liryzm “Lacrimosa", kontemplacja “Stabat Mater" przechodzi w modlitwę “Agnus dei". Także główna myśl dzieła jest już zawarta w finale “Pasji": “In te, Domine, speravi!". A przecież tymi słowami kończy się “Te Deum", które Penderecki napisał pod wpływem wyboru Polaka na Papieża. Przypomina się ostatnie zdanie papieskiego Testamentu: “In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum". Czyżby to miały być słowa powstających właśnie nowych fragmentów “Polskiego Requiem"?

Krzysztof Penderecki na kilka lat odłożył myśl napisania “Sanctus". Powrócił do pisania tej części “Requiem" dopiero w momencie, kiedy Polska odzyskała pełnię wolności. Może dlatego “Sanctus" przepełnia pochwalny ton “jakby anielskiego gloria" (Alicja Jarzębska). Ale z “Sanctus" mam podobny problem jak z drugą częścią “Requiem" Mozarta, spisaną ręką jego uczniów. Na tle poprzedzających fragmentów jest ono jakieś blade, nikłe, choć wyrosłe z tych samych dźwiękowych i pozadźwiękowych natchnień. Jakby te dziewięć lat, które upłynęły pomiędzy powstaniem pierwszej wersji a rewizją dzieła, osłabiły nieco siłę rażenia; jakby zmiana sytuacji politycznej i systemu w ojczyźnie - ostateczny impuls powrotu do utworu - nie poruszyła na tyle ducha...

Duch powraca w “Agnus Dei" - pięknej chóralnej modlitwie rozpiętej na stałym zaśpiewie-motywie, z którego Penderecki wyprowadza pozostałe współbrzmienia. Najsilniej zaś jest obecny w przedostatnim fragmencie, “Libera me, Domine", poświęconym pamięci ofiarom Katynia. Właśnie śmierć, ostateczne rozwiązanie ziemskiego życia, staje się stałym, intensywnie przeżywanym impulsem w twórczości kompozytora. Wystarczy posłuchać “Strof", “Trenu ofiarom Hiroszimy", “Stabat Mater" i “Pasji", “Raju utraconego", “Crucifixus" z “Credo"...

W “Libera me" do głosu znów dochodzi motyw “Dies irae" oraz suplikacja “Święty Boże". Smyczki zaczynają krętą drogę w górę, jakby ku światłu. Ale ich głos co chwila łamie się, ciemnieje, opada. Chór i soliści splatają się kolejny raz w lamentacyjnej passacaglii. Ten fragment jest szczery i czysty, nieskażony żadnym fałszywym półcieniem. Spośród cicho kładzionych dźwięków wybija się krótka wokaliza tenoru (na słowach “misericordiam tuam"), smugi samotnych instrumentów prowadzą do streszczenia wszystkich ważnych tematów.

“Polskie Requiem" kończą słowa modlitwy: “Fac eas Domine, de morte transite ad vitam" (Spraw Panie, niech przejdą ze śmierci do żywota). Ostatniemu wezwaniu towarzyszy bicie w dzwony.

***

W dniu śmierci Jana Pawła II kompozytor postanowił dokończyć trwające już ponad 100 minut dzieło. Do tej pory wstrzymywał druk pełnej partytury; uważał, że brak jeszcze jednej części. Być może ten czas, “tak smutny, tak dotkliwie bliski", mógłby sprzyjać zwieńczeniu “Polskiego Requiem". Penderecki w “Requiem" nie wykorzystał kompletnego tekstu missa pro defunctis. Ale wśród ostatnich wypowiedzi kompozytora znalazły się sugestie co do instrumentalnego charakteru nowej części. Mogłoby to być adagio na smyczki, bo przecież wielkość Jana Pawła II nie wymaga komentarza: “muzyka powinna być tak jasna i czysta jak postać Ojca Świętego".

Dużo było w ostatnich kilku latach krytycznych opinii o utworach Krzysztofa Pendereckiego. Kiedy w 1997 roku słuchałem w krakowskiej filharmonii “Polskiego Requiem", pozostałem raczej obojętny. Dziś niemal wszystkie fragmenty wywołują mocniejsze bicie serca. Jedynie czas może okazać się sędzią i podpowie, czy droga twórcza, którą na przełomie wieków wybrał kompozytor, była trafna. “Dopóki nie wygaśnie to źródło - pisał Krzysztof Penderecki w 1995 roku - z którego spływają do nas dźwięki, obrazy i słowa, dopóki nie ustanie owa - jak pisał Dante - »światłość biorąca kształt w niebie« - dopóty zdolność tworzenia nie obumrze, dopóty nie zginie wyobraźnia". Źródło jeszcze nie wygasło. “Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2005