Więcej niż procedury

Spór wokół procedur apostazji, omawiany w dziale wiara przez Marcina Żyłę, to zderzenie czegoś tak intymnego jak wiara („wierzę w święty Kościół powszechny…”) z problemami jurydycznymi albo wręcz z biurokracją.

08.09.2014

Czyta się kilka minut

 /
/

Kościół jest przedmiotem wiary jako widzialny znak niewidzialnej obecności Chrystusa, działającego przez sakramenty, słowo objawione i charyzmaty. Choć tak rozumiany, jest jednak powierzony ludziom. „Wierzę w święty Kościół…” nie znaczy: wierzę w świętość „personelu”. Sakrament chrztu ma znaczenie w porządku wiary. Poza nią jest co najwyżej gestem symbolicznym, bez głębszego sensu.

„Kościół jako wspólnota jednocześnie duchowa i widzialna oraz hierarchicznie uporządkowana wymaga norm prawnych. (...) Jest rzeczą konieczną, aby w tych normach jasne były zawsze z jednej strony jedność doktryny teologicznej i prawodawstwa kanonicznego, a z drugiej użyteczność duszpasterska przepisów” – napisał Benedykt XVI w motu proprioOmnium in mentem” (z 26 października 2009 r.), przywracając „jedność doktryny teologicznej i prawodawstwa” przez usunięcie z Kodeksu Prawa Kanonicznego formuły: „odłączenie się od Kościoła formalnym aktem”. Ks. prof. Dariusz Walencik, ekspert w materii prawa kanonicznego, tak wyjaśnił papieską decyzję: „w świetle aktualnego stanu prawnego nie jest możliwe wystąpienie z Kościoła, można najwyżej z Kościołem zerwać kontakty (porzucić wiarę bądź zaprzestać praktykowania)”. Z chwilą ogłoszenia dokumentu instrukcja naszego Episkopatu, określająca procedury wystąpienia z Kościoła, przestała obowiązywać. Projekt nowej oczekuje na akceptację Watykanu. Tak to wygląda od strony kościelnej.

Druga strona to „apostaci”, skupieni np. wokół serwisu Apostazja.pl, Zrzeszenia Świecka Polska itp., których ambicją jest stworzenie ruchu społecznego, m.in. przez organizowanie „Tygodni apostazji”, z masowymi aktami apostazji podczas ich trwania. Dokument Benedykta XVI wyjaśnia, że ani kanonicznie, ani teologicznie coś takiego jak „formalny akt wyjścia z Kościoła” nie istnieje (bo istnieć nie może): człowiek ochrzczony może odejść od Kościoła (co zwykle się dokonuje via facti), ale „wystąpić”, w sensie anulowania chrztu, nie może. Deklarację odejścia można, na żądanie, odnotować w parafialnej księdze chrztów. Ma to wymierne znaczenie w krajach, w których istnieje podatek kościelny. W krajach takich jak Polska ma znaczenie nade wszystko symboliczne.

Rzecznicy promujący apostazję, np. na stronach wspomnianego serwisu, podają racje, które mają przekonać do apostazji zachwianych w wierze lub zrażonych do Kościoła. Oto niektóre, bardziej eksponowane argumenty: „Im mniej katolików, tym mniej dawania na tacę. A ponieważ rynek nie znosi próżni, owe niedoszłe tacowe – przecież nieopodatkowane – zostanie wydane gdzie indziej, ożywiając gospodarkę”. „Tylko formalna apostazja gwarantuje, że przestajemy być członkiem tego wyznania”. To „porażka Kościoła i jego misji”, czyli można „dać po nosie księżom”. Psucie Kościołowi statystyk („przestajemy figurować w statystykach jako osoby wyznania rzymskokatolickiego”), a tym samym zmniejszanie reprezentatywności Kościoła. „Katolicki ksiądz nie weźmie udziału w naszym pogrzebie”. Oraz ostrzeżenie: „nie życzymy sobie kolęd ani wizyt”. I tak dalej.

Z tak formułowanej motywacji bije poczucie straszliwej opresji, i to nie ze strony Kościoła, ale księży. Merytorycznie te racje nie są przekonujące. Można odejść od Kościoła i bez deklaracji, a motyw psucia statystyk jest dla naiwnych – Kościół nie odwołuje się już do liczby ochrzczonych, raczej podaje liczby praktykujących: dominicantes i communicantes. W 2011 r. abp Warszawy Kazimierz Nycz pisał w liście do swoich księży: „proces odchodzenia dokonuje się w całym kraju, a zwłaszcza w dużych miastach. Wydaje się, że zbyt długo myśleliśmy o tym, że dom Kościoła skupia 95 proc. Polaków”. Agresywne wdzieranie się kleru w życie ludzi? Ciekaw jestem, czy gdzieś ksiądz się dobijał do mieszkania, do którego nie zaproszono go po kolędzie. A świecki pogrzeb? Można go sobie zapewnić przed śmiercią, rodziny tę wolę szanują. Dla takich racji można chcieć wyjść z Kościoła tylko wtedy, kiedy się go traktuje jako stowarzyszenie czy partię, ale nie jak tajemnicę wiary.

Dla katolików problemem nie są procedury wychodzenia z Kościoła, czy raczej odeń odchodzenia, lecz pytanie: skąd taka potrzeba? Kiedyś wspólnoty chrześcijańskie, nawet w czasach prześladowań, przyciągały ludzi. Na przełomie II i III wieku mówiono: „Zobaczcie, jak oni się miłują” (Tertulian). A dziś? Nie daj Boże, żeby pokusa apostazji (formalnej czy nie) dopadła kogokolwiek na nasz widok.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014