Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ta nietrwałość przybrała ostatnio kształt obecności Lecha Wałęsy na dwóch spotkaniach politycznych o wzajemnie wykluczającym się programie: Europejskiej Partii Ludowej w Warszawie i partii Libertas w Rzymie. Pierwsza steruje w kierunku umiarkowanie federalistycznym, druga - przeciwnie - grupuje zwolenników słabej Unii i silnych państw członkowskich.
Dla kogoś, kto aspiruje do posiadania jakichkolwiek poglądów, takie połączenie jest niemożliwe. Albo jest się za wzmocnieniem instytucji wspólnotowych (jak Hans-Gert Poettering), albo za ich osłabieniem (jak Declan Ganley). Tertium non datur. Dla Wałęsy - w tym sensie - nie ma rzeczy niemożliwych, federalizm dobrze mu się komponuje z suwerenizmem.
Większość z nas wie, że Wałęsa taki po prostu jest, i nie mamy z tym problemu. Kto go ma?
Ci, którzy w ostatniej "wojnie o Wałęsę" uczynili go nie tylko bohaterem bez skazy, ale przy okazji także myślicielem, np. delegując go do unijnej Rady Mędrców.
Chcieli, to mają.