W Wielkopolsce przed stu laty

Wydarzenia w Poznańskiem z lat 1918–1919 postrzegane są zwykle od strony walki zbrojnej, zakończonej sukcesem powstańców i włączeniem regionu do wolnej Polski. Tymczasem był to finał znacznie dłuższego procesu.

15.10.2018

Czyta się kilka minut

 /
/

Proces ten zaczął się już po drugim rozbiorze w 1793 r., a na dobre – po utrwaleniu granic zaborów postanowieniami kongresu wiedeńskiego, po upadku Napoleona. Wtedy, w 1815 r., Rosja, Prusy i Austria ostatecznie podzieliły między siebie ziemie Rzeczypospolitej. Odtąd też każdy z zaborów funkcjonował według własnych zasad, w innym świecie administracyjnym, politycznym, a przede wszystkim – mentalnym.

Gdy mowa jest dziś o powstaniu wielko­polskim, zwykle jest ono analizowane od militarnej strony – z takimi opracowaniami najczęściej mamy do czynienia przy okazji kolejnych rocznic. Tymczasem rzadko mówi się o logicznej drodze, która prowadziła ku temu sukcesowi – drodze charakterystycznej dla polskich mieszkańców tego regionu.

Pod innymi zaborami

Wśród Polaków pod zaborem rosyjskim – w Królestwie Polskim (do 1831 r. mającym autonomię) i na wcielonych wprost do carskiej Rosji wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej – utrwalił się model permanentnych powstań. Każde kolejne pokolenie musiało dawać świadectwo na polu bitwy. Powstania kończyły się wielkimi stratami, zwłaszcza wśród najbardziej świadomej części społeczeństwa, i pogorszeniem położenia – na arenie międzynarodowej i w samym państwie zaborczym.

Stały się one jednak wzorcem patriotyzmu, narzuconym dwu pozostałym zaborom. Każde inne działania, niezwiązane z walką zbrojną, były uznawane jako wygodnictwo, asekuranctwo, wręcz tchórzostwo, i kwestionowane jako niepatriotyczne. Obowiązkiem Polaka było walczyć, cierpieć i dawać świadectwo kosztem największych ofiar – krwawych i daremnych. Skrajnym i rozpaczliwym podsumowaniem tego myślenia stały się mesjanizm i wizja Polaków cierpiących za inne narody, połączona z przekonaniem o własnej wyjątkowości oraz z pretensją do Europy o niedostateczne docenianie ich ofiar.

Inny duch władzy i system kierowania państwem był w monarchii austriackiej, a potem austro-węgierskiej. Po próbie bezwzględnej germanizacji w końcu XVIII w. i gorzkich dla Austrii doświadczeniach – najpierw wojen napoleońskich, potem Wiosny Ludów, wreszcie klęsce w wojnie z Prusami w 1866 r. – zaszła potrzeba powołania monarchii dualistycznej i zapewnienia autonomii ludom zamieszkującym państwo Habsburgów.

Nadeszła pora, nadzwyczaj korzystna, na polskich mieszkańców Galicji. Mieszkańcy zaboru austriackiego uczestniczyli w powstaniach listopadowym i styczniowym, a także w powstaniach w Galicji (1846 i 1848) – ale możliwość w miarę swobodnego działania politycznego i kulturalnego zyskali dopiero po 1867 r. Rozwinęły się wtedy także polskie ugrupowania polityczne, zarówno o socjalistycznym, jak też konserwatywnym programie.

W pierwszej dekadzie XX w., w przeddzień wojny światowej, w zaborze ­au­striackim – i tylko w nim – zaczęto tworzyć również, w pełni legalnie, formacje paramilitarne. W 1914 r. dały one początek Legionom. Równocześnie Polacy odgrywali znaczącą rolę w parlamencie wiedeńskim, zajmowali wysokie stanowiska w rządzie i na prowincji. Tworzyła się polska elita polityczna.

Metoda specyficzna

Z kolei w zaborze pruskim sytuacja kształtowała się etapami.

Stosunek władz pruskich do ludności polskiej uzależniony był od aktualnej sytuacji w regionie – oraz od tendencji obowiązujących w Berlinie. I tak, zaostrzenie kursu wiązało się tu także z udziałem Wielkopolan w postaniu listopadowym, a potem z przygotowaniami powstańczymi w 1846 r. Po epizodzie wielkopolskiej Wiosny Ludów zniesiono Wielkie Księstwo Poznańskie (mające pewną autonomię) i powołano Prowincję Poznańską – choć decyzji tej nie zatwierdzono oficjalnie (z czego strona polska korzystała skwapliwie aż do 1918 r.). Ostrzejsze sankcje niż po upadku powstania listopadowego zastosowano tu po powstaniu styczniowym lat 1863-64.

Ponownie kurs antypolski zaostrzono po utworzeniu Cesarstwa Niemieckiego w 1871 r. W ramach akcji duchowego scalania nowo powstałego państwa Berlin rozpoczął zdecydowaną politykę germanizacyjną i kontynuował ją aż do 1918 r. Wtedy zaczęto wydawać ustawy nadzwyczajne – i to z tym okresem łączy się sprawa protestu Michała Drzymały i dzieci z Wrześni: symbole wydarzeń, które objęły obszar całego zaboru.

Wcześniej Wielkopolanie przekradali się do Kongresówki, by uczestniczyć w powstaniach listopadowym i styczniowym. Z tego też regionu miały się rozpocząć działania militarne, planowane na przedwiośnie 1846 r. Tylko w Wielkopolsce prowadzone były walki w polu podczas wydarzeń Wiosny Ludów 1848 r. na ziemiach polskich.

A jednak to właśnie w tym regionie już po 1815 r., a ostatecznie po 1831 r. zaczęła się kształtować specyficzna metoda walki o wolność.

Jedną z cech regionalnych Wielkopolan jest nieuleganie chwilowym hasłom i umiejętność podporządkowania się celom i zadaniom ogólnie uznawanym za słuszne. Inicjatorami nowej metody byli dawni żołnierze napoleońscy i powstańcy listopadowi – głównie wywodzący się z kręgów ziemiańskich i mieszczańskich, prezentujący ustalony już poziom świadomości narodowej, otoczeni uznaniem niemal wszystkich środowisk.

Praca organiczna

W miarę upływu czasu w Wielkopolsce coraz bardziej zdawano sobie sprawę z niecelowości podejmowania walki zbrojnej – w sytuacji braku szans na sukces i na konkretną militarną pomoc z zewnątrz. Możliwość taka, związana np. z wielkim konfliktem zbrojnym między państwami zaborczymi, mogła się pojawić, ale w bliżej nieokreślonym czasie. A zanim to nastąpi, władze zaborcze będą starały się w maksymalnym stopniu zintegrować zagarnięte obszary, pozbawić świadomości narodowej, języka, poczucia więzi. Należało zatem społeczeństwo wykształcić, wyszkolić, umocnić narodowo i zintegrować.

Praca ta wymagała długotrwałego i wytężonego wysiłku. Jej założenia ustalił filozof August Cieszkowski, a nazwał w 1848 r. ksiądz Jan Koźmian. Była to praca organiczna. Realizowana wielokierunkowo przez nie więcej jak ok. 200 działaczy różnych specjalności, w ciągu trzech pokoleń, w latach ­1815–1918, osiągnęła znakomite rezultaty. Kiedy zaś nadeszła pora wybuchu tego właściwego, ostatecznego w skutkach i zwycięskiego powstania, społeczeństwo regionu było gotowe – moralnie i psychicznie.

Czas pokazał, że przyjęta w Poznańskiem praca organiczna, połączona z gotowością do walki zbrojnej, stała się skuteczną metodą walki o przetrwanie narodowe. Najmniej efektywna w ostatecznym bilansie okazała się natomiast taktyka permanentnych powstań, przyjęta pod zaborem rosyjskim. Ich uczestnikom należy się hołd. Ale ich walka nie przybliżyła niepodległości. Nie była też wzięta pod uwagę w czasie obrad konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r.

Wykorzystywanie szans

Charakterystyczną cechą wielkopolskich działaczy niepodległościowych w owym czasie była umiejętność wykorzystania inercji, schematyczności i niekiedy... braku poczucia humoru przedstawicieli administracji berlińskiej i lokalnej.

Polscy działacze nie dążyli do jednoznacznego konfliktu. Mimo spotykanych czasem opinii, okres zaborów w Poznańskiem wcale nie łączył się z nieustanną walką. Nastawiono się za to na wielokierunkową rywalizację – oczywiście z zachowaniem proporcji oraz z wykorzystaniem szans, jakie dawał choćby wysoki poziom kształcenia na niemieckich uczelniach czy jakość szkolenia wojskowego.

Z czasem okazało się, że Niemcy sami sobie wyszkolili przeciwników – mimo stosowania kolonialnej zasady niedopuszczania „tubylców” do wyższych funkcji w administracji i wojsku. W rezultacie jesienią 1918 r. w Wielkopolsce istniały podstawy polskiego przemysłu, finansów, rolnictwa i życia naukowego, co w decydującym momencie końca wojny światowej zaowocowało de facto powstaniem sprawnego wielkopolskiego państwa powstańczego.

Wcześniej natomiast, gdy po utworzeniu Cesarstwa w 1871 r. zaczęła się systematyczna germanizacja ziem polskich, istniała już sieć skutecznych polskich organizacji gospodarczych i finansowych. Istniała też lokalna polska elita przywódcza (wykształcona także na dobrych niemieckich uczelniach).

Została też zachowana duchowa ciągłość: Polacy doświadczeni (pośrednio) działaniami Kulturkampfu byli rodzicami dzieci strajkujących w latach ­1901-07, a dzieci wrześnińskie to już powstańcy wielkopolscy z okresu 1918-19. Z kolei Polacy w służbie kajzera – znakomici w armii niemieckiej sierżanci i podporucznicy, mający doświadczenie z wojny światowej – stanęli potem na czele oddziałów powstańczych. Powtórzmy: Niemcy sami sobie wyszkolili przeciwników.

Jesień roku 1918

Na tym tle powstały warunki dla tworzenia organizacji paramilitarnych działających pod szyldem związków sportowych i młodzieżowych – zwłaszcza Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i skautingu. W lutym 1918 r. powstała też – zakonspirowana – Polska Organizacja Wojskowa Zaboru Pruskiego. Mimo podobieństwa nazwy, zachowała autonomię wobec warszawskiej POW (podobnie jak Organizacja Wojskowa Pomorza i POW Górnego Śląska).

W miarę niepowodzeń armii niemieckiej na froncie zachodnim i pogarszania się sytuacji gospodarczej w Cesarstwie, już od 1916 r. w kręgach polskich działaczy – ziemian i duchownych – zaczęto tworzyć w terenie zakonspirowane Komitety Obywatelskie. Ich członkowie przygotowywali się do przejęcia władzy w razie załamania administracji pruskiej.

W gorących dniach jesieni 1918 r. to właśnie przedstawiciele tych gabinetów cieni, będących zaskoczeniem dla władzy zaborczej, zaczęli stopniowo przejmować kontrolę nad administracją – najpierw jako nadzorcy, a wkrótce jako polscy już urzędnicy w regionie. W listopadzie 1918 r. Komitety te ujawniły się jako Rady Ludowe.

Właśnie późną jesienią 1918 r. nastąpiło uaktywnienie polskich organizacji działających w prowincji poznańskiej. 11 listopada w Poznaniu powstał Wydział ­Wykonawczy Rady Robotniczo-Żołnierskiej (na fali rewolucji w Niemczech, obejmującej także armię), która dwa dni później – drogą swoistego zamachu – została zdominowana przez Polaków. Członkowie POW Zaboru Pruskiego gromadzili broń. Oficjalnie powstawały też oddziały Straży Ludowej oraz Służby Straży i Bezpieczeństwa – formalnie polsko-niemieckie i parytetowe składem, a w rzeczywistości głównie polskie.

Niektórym trudno było wytrzymać: zanim jeszcze wybuchło powstanie, w Ostrowie Wielkopolskim przystąpiono do formowania polskiego oddziału. Po interwencji Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej musiał on czasowo przejść przez granicę do odradzającej się już Polski. Przekształcony w Batalion Pograniczny, został zakwaterowany w Szczypiornie.

Zachęty z Paryża

Wydarzenia listopada 1918 r. uruchomiły więc mechanizmy, które w zaborze pruskim doprowadziły do ujawnienia systemu polskich Rad Ludowych (podobne, choć funkcjonujące nieco inaczej, były Rady niemieckie i żydowskie). Rozkład dyscypliny w armii niemieckiej i wybuch rewolucji w Niemczech uniemożliwił władzom w Berlinie skuteczne przeciwdziałanie polskim poczynaniom. Władze berlińskie de facto były bezsilne w sytuacji, gdy Wielkopolska – obszar niezniszczony działaniami wojennymi – mogła sobie pozwolić na przejęcie inicjatywy.

W takiej sytuacji wystąpiono z postulatem zorganizowania i przeprowadzenia w Poznaniu obrad Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Strona niemiecka, zagrożona wstrzymaniem dostaw żywności do centralnej Rzeszy, chcąc nie chcąc wyraziła na to zgodę – formalnie zastrzegając tylko, że Sejm nie może poruszać kwestii przynależności państwowej ziem zaboru pruskiego. Obie strony zdawały sobie sprawę z tej gry pozorów. Ale Niemcy, jak powiedziano, byli w tym momencie bezsilni, polscy działacze chwycili zaś sytuacyjny wiatr w żagle.

Między 3 i 5 grudnia 1918 r. obradujący Polski Sejm Dzielnicowy nie tylko ujawnił Naczelną Radę Ludową – jako władzę w regionie, równoległą dla władzy niemieckiej – lecz ustalił też zasady przyszłej więzi zaboru pruskiego z odradzającą się Rzeczpospolitą. W ówczesnym położeniu Niemiec takie postulaty można było, na razie, głosić bezkarnie.

Nadchodziła pora na wykorzystanie sytuacji – tym bardziej że w Paryżu, gdzie toczyły się już rozmowy pokojowe, sprawa polska wcale nie była jednoznaczna. Ustalano tam głównie kwestie związane z pozycją Niemiec w powojennej Europie. Bierność Polaków z zaboru pruskiego mogła zostać tam odebrana jako oznaka ich obojętności.

W tej sytuacji demonstracja zbrojna wielko­polskich Polaków stawała się koniecznością. Zresztą z Paryża do Poznania płynęły sygnały, że energiczne działanie ludności polskiej pomoże negocjatorom. Francja chciała Polski w miarę silnej i związanej z Paryżem sojuszem – na wypadek, gdyby Berlin podjął próbę rewanżu i potrzebna była interwencja w Niemczech.

Blisko, coraz bliżej

Od czasu obrad Sejmu Dzielnicowego decydującą rolę w polskich kręgach odgrywał sześcioosobowy Komisariat NRL, w którym Poznańskie reprezentowali ks. Stanisław Adamski i Władysław Seyda, Pomorze Stefan Łaszewski, a Śląsk Wojciech Korfanty i Józef Dreyza, Kujawy zaś Adam Poszwiński. Widać, że kierowano się tu nie tyle granicami zaboru, ile reprezentacją obszarów o przewadze ludności polskiej. Ostatecznie jednak aż do początków 1920 r. decydującą rolę w regionie odgrywał triumwirat: ksiądz Adamski, Korfanty i Poszwiński (autorem głównych koncepcji politycznych był Adamski).

Był to też okres radykalizacji środowisk dążących do przejęcia władzy w regionie, skupionych przede wszystkim wokół POW Zaboru Pruskiego i skautingu; ważną rolę odgrywali tu zwłaszcza Mieczysław Paluch, Wincenty Wierzejewski, a w kontaktach między poznańską a warszawską POW Józef Jęczkowiak.

Dzięki zdecydowanemu działaniu 13 listopada przejęto kontrolę nad poznańską Radą Robotniczo-Żołnierską. Było to działanie niezgodne z linią przyjętą przez Komisariat NRL, który – oczekując decyzji wersalskiego kongresu pokojowego – wolał unikać przedwczesnych akcji. Owszem, także Komisariat myślał o powstaniu, ale nie wcześniej niż w połowie stycznia 1919 r. (brakowało jednak osoby przewidzianej na stanowisko naczelnego dowódcy).

Zwróćmy uwagę na specyfikę metody przyjętej przez stronę polską: Komisariat NRL wciąż pertraktował z przedstawicielami Berlina – rozmowy toczono nawet po wybuchu powstania.

Tymczasem w regionie narastało napięcie. Panowała atmosfera oczekiwania na wydarzenia, które zdecydują o jego losach.

Strzał pod Bazarem

Przyspieszenie nastąpiło po 21 grudnia 1918 r., gdy do Poznania nadeszła wieść o planowanym przyjeździe do miasta Ignacego Jana Paderewskiego. W drodze do Warszawy ten artysta i polityk miał zatrzymać się w Poznaniu, aby przeprowadzić rozmowy z władzami regionu.

Środowiska dążące do zdecydowanych rozstrzygnięć zaczęły rozpowszechniać wiadomość, że Niemcy mogą zagrozić osobie Paderewskiego – i z takim uzasadnieniem przystąpiły do ściągania do stolicy Wielkopolski oddziałów Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa z okolicznych miejscowości.

Ignacy Jan Paderewski, polski polityk niepodległościowy oraz pianista, przybywa do Poznania, 27 grudnia 1918 r. / NAC

Manifestacyjne powitanie Paderewskiego wieczorem 26 grudnia 1918 r. postawiło artystę w niezręcznej sytuacji. Mistrz chciał uniknąć bowiem kojarzenia jego osoby z radykalizacją nastrojów w Poznaniu. Reprezentował Warszawę, w rządzie polskim miał zająć ważne stanowisko (jeszcze nie wiedział, że będzie premierem i szefem MSZ). Łączenie z nim wydarzeń w Poznaniu mogło zaszkodzić sprawie polskiej na paryskiej konferencji pokojowej – sugerowałoby tworzenie faktów dokonanych przez Warszawę, bez czekania na werdykt mocarstw sprzymierzonych.

Jeszcze w dniu przyjazdu artysta wygłosił dwa przemówienia: do zebranych na placu Wilhelma (dziś Wolności) oraz do gości i dziennikarzy w hotelu Bazar. Widząc emocje tłumów, z obawy przed nieprzewidzianymi rezultatami swej wizyty, oficjalnie „zachorował” i do końca roku nie pokazywał się na zewnątrz hotelu, w którym zamieszkał.

Następnego dnia, w południe 27 grudnia, odbył się pochód dzieci szkolnych (szły w nim całe klasy, nie tylko dzieci polskie – one jednak miały już przygotowane chorągiewki z polską symboliką) przed hotelem na cześć Paderewskiego. Późnym popołudniem doszło do manifestacyjnego pochodu Niemców poznańskich pod Bazar. Chcieli zrównoważyć wrażenie polskiej demonstracji z poprzedniego dnia. Niemieccy manifestanci demolowali polskie lokale z wywieszonymi flagami państw koalicji (flagi polskie, od czasu obrad Sejmu Dzielnicowego, już ich tak nie drażniły). Podobnie postąpili z ­siedzibą Komisariatu NRL, aż wreszcie dotarli pod hotel Bazar.

Tu ich pochód został zatrzymany przez kordon polskiej Straży Ludowej. W ogólnym napięciu i wieczornych ciemnościach padł strzał (nie wiadomo, przez kogo oddany), który stał się iskrą do dalszych gwałtownych wydarzeń. Obie strony były zaskoczone rozwojem wypadków – jednak bardziej Niemcy, którzy nie byli w stanie przeciwstawić się determinacji powstańców.

Pierwsze dni

Od tej chwili w Wielkopolsce dochodziło do wydarzeń, które na ogół są znane.

Zaowocowało połączenie naturalnego w regionie przekonania o słuszności podejmowanych działań z determinacją typową dla młodego pokolenia, które – w myśl metody przyjętej w Kongresówce – powinno przystąpić do kolejnego powstania. Rzeczywiście, przystąpiło. Ale po okresie przygotowania psychicznego, moralnego i wreszcie zbrojnego.

Początkowo sytuacja w Poznaniu sprawiała wrażenie chaosu, ale do akcji szybko wkroczyły polskie oddziały Straży Ludowej oraz Służby Straży i Bezpieczeństwa. W ciągu dwóch dni śródmieście oczyszczono z oddziałów niemieckich. Opanowano też dworzec kolejowy i zatrzymano transporty wojskowe przybywające Niemcom na pomoc.

Dzięki podstępowi i zaskoczeniu w polskich rękach znalazły się też Cytadela, forty otaczające miasto i koszary – z wyjątkiem koszar 6. Pułku Grenadierów, których nie udało się zdobyć, mimo kilku ataków (pułk opuścił potem miasto na podstawie zawartej umowy). Do intensywnej wymiany ognia doszło pod Prezydium Policji, zanim niemiecka załoga opuściła budynek. Ostatnim akcentem zbrojnym w Poznaniu było zajęcie lotniska i magazynów ze sprzętem lotniczym w Ławicy 6 stycznia 1919 r.

Było to zarazem pierwsze działanie bojowe podjęte na rozkaz nowo utworzonego Dowództwa Głównego powstania.

Wielkopolska walcząca

Podobny schemat wystąpił w innych miastach Wielkopolski, do których wieści o wydarzeniach poznańskich docierały drogą telefoniczną oraz przez wracających lokalnych delegatów, wcześniej przybyłych do Poznania na powitanie Paderewskiego. Natychmiast powstało kilka ośrodków, z których ruch powstańczy zaczął się szerzyć na okoliczne miejscowości. Były to głównie: Czarnków, Gniezno, Gostyń, Grodzisk, Kościan, Krotoszyn, Ostrów, Szamotuły, Śrem, Środa, Wągrowiec i Września.

W terenie władzę przejmowały – od początku grudnia istniejące już legalnie – Powiatowe Rady Ludowe. Natomiast miejscowe oddziały Straży Ludowej oraz Służby Straży i Bezpieczeństwa stawały się kompaniami powstańczymi, przyjmując regionalne nazwy (jak np. kompania szamotulska).

W mniejszych ośrodkach oddziały powstańcze formowano spontanicznie. Następnie, po przejęciu władzy w rodzimej miejscowości, ruszały one do wyzwalania najbliższej okolicy. Znaczną rolę odgrywali miejscowi polscy księża i ziemianie, działacze społeczni i narodowi.

Przy okazji ujawniła się szczególna cecha powstania wielkopolskiego: „normalność” codziennego życia na tle walki zbrojnej. Od roku 1914 ludność była przyzwyczajona do funkcjonowania w warunkach nadzwyczajnych, wojennych. Życie codzienne i praca toczyły się jak co dzień – oczywiście z wyjątkiem miejsc, gdzie akurat trwała walka.

Między Poznaniem i Warszawą

Komisariat Naczelnej Rady Ludowej początkowo uznał wybuch powstania za przedwczesny. Jak wspomniano, Komisariat zakładał wystąpienie zbrojne, ale planował je na połowę stycznia 1919 r. – po tym, jak do Poznania przybędzie z Warszawy oficer o odpowiednio wysokim stopniu, który obejmie komendę nad wojskami w Wielkopolsce (rozmowy na ten temat prowadzono od dłuższego czasu).

Jednak gwałtowność wydarzeń, które zaczęły się 27 grudnia, sprawiła, że zaszła potrzeba przejęcia kontroli nad rozwojem ruchu powstańczego. Już 28 grudnia stanowisko głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi w byłym Zaborze Pruskim objął Stanisław Taczak – 44-letni kapitan armii niemieckiej, który podczas wojny światowej służył m.in. jako instruktor w Legionach (trafił tam na własną prośbę), a teraz służył w warszawskim sztabie powstającej armii polskiej. W Poznaniu znalazł się trochę przypadkowo – otrzymał urlop z możliwością podróży z Warszawy do Berlina, aby sprawdzić, co się dzieje z mieszkającymi tam żoną i dziećmi w warunkach rewolucji.

Wracając, postanowił odwiedzić w Poznaniu brata, prałata Teodora Taczaka. Był to już 28 grudnia, dzień po wybuchu powstania. Ksiądz stwierdził, że ktoś taki – oficer z armii niemieckiej, teraz służący w polskim Sztabie Generalnym – spadł jak gwiazdka z nieba. Zaaranżowano rozmowę z Korfantym – i tak to się zaczęło.

Taczak otrzymał telefonicznie zgodę z Belwederu na objęcie funkcji w Poznaniu i przyjął ofertę NRL, ale zastrzegł, że jego funkcja głównodowodzącego ma charakter tymczasowy. Niemniej w ciągu dwóch kolejnych tygodni Taczak (awansowany na majora) zorganizował od podstaw Dowództwo Główne, przejął kontrolę nad operacjami powstańczymi poza Poznaniem, ustalił plan dalszych działań i zapoczątkował proces tworzenia regularnej armii wielko­polskiej.

Wbrew opiniom spotykanym już w okresie międzywojennym Warszawa nie była obojętna wobec wydarzeń w Wielkopolsce. Od listopada 1918 r. w Poznaniu działali nieoficjalni przedstawiciele rządu polskiego i dowództwa Wojska Polskiego. Józef Piłsudski (naczelnik powstającego państwa) i Sztab Generalny w Warszawie otrzymywali raporty o sytuacji w zaborze pruskim. Dwaj pierwsi szefowie Sztabu Głównego w Poznaniu, kapitan Stanisław Nilski-Łapiński i pułkownik Julian Stachiewicz, byli zresztą wcześniej legionistami. Kontakty Poznania z Warszawą były utrzymywane także przez Kalisz.

Zaproszenie dla generała

W połowie stycznia 1919 r. stanowisko głównodowodzącego powstaniem objął ­Józef Dowbor-Muśnicki. Ten 51-letni były carski generał, weteran wielu bitew na froncie wschodnim, został w 1917 r. dowódcą I Korpusu Polskiego w Rosji (w tamtym okresie, po rewolucji lutowej, w armii rosyjskiej rozpoczęto tworzenie jednostek narodowych), który wiosną 1918 r. został rozbrojony przez Niemców (przy okazji doszło wtedy do konfliktu między generałem a podziemną Polską Organizacją Wojskową).

Uroczystość zaprzysiężenia wojsk powstańczych i wręczenie sztandaru dla 1. Dywizji Strzelców Wielkopolskich. Poznań, 26 stycznia 1919 r. / NAC

6 stycznia 1919 r. Dowbor-Muśnicki, który wcześniej osiadł w Świętokrzyskiem, otrzymał propozycję od NRL, aby – jako doświadczony sztabowiec – objął dowództwo powstania. Otrzymawszy akceptację Piłsudskiego, generał wyruszył do Poznania. Zabrał ze sobą zaufanych ludzi – w ten sposób większość wyższych stanowisk w powstającej Armii Wielkopolskiej przejęli wkrótce byli oficerowie armii rosyjskiej, wywodzący się z dawnego I Korpusu Polskiego.

Zaproszenie generała armii carskiej do Poznania może wydać się egzotyczne. Jednak w powstającym wojsku polskim bardzo brakowało wyższych oficerów-sztabowców, mających doświadczenie nie tylko z pola walki (jakie mieli np. legioniści), ale też sztabowe.

Także w Poznańskiem szybko ujawniła się potrzeba zorganizowania fachowego systemu dowodzenia. Nie wystarczył już patriotyczny zapał – im większe stawało się przedsięwzięcie, tym bardziej dawał się we znaki brak wyższych oficerów.

Umacnianie zdobyczy

Generał przybył do Poznania w połowie stycznia 1919 r. – w momencie, gdy zajęto już większość terenu, jaki miał pozostać w polskich rękach aż do rozejmu zawartego z Niemcami w Trewirze 16 lutego, i do ustalenia linii demarkacyjnej.

Było to zasługą Dowództwa Głównego, kierowanego przez majora Taczaka. Szybko przystąpiło ono do porządkowania spontanicznie tworzonych oddziałów i wyznaczyło im kierunki działania. Dwa dni po wydaniu pierwszego rozkazu, 7 stycznia, na obszarze Poznańskiego utworzono siedem okręgów wojskowych. Główne walki toczyły się wtedy na froncie północnym, w okolicach Szubina, Chodzieży, Żnina, Łabiszyna, Złotnik Kujawskich, Zbąszynia, Kopanicy i pod Osieczną. Między 1 i 6 stycznia Paweł Cyms poprowadził rajd na Kujawy, zakończony zdobyciem Inowrocławia (po zajęciu tego miasta powołano kolejne dwa okręgi wojskowe).

Gdy naczelnym dowódcą został gen. Dowbor-Muśnicki, zaczęło się formowanie regularnego już wojska, opartego nie tylko na ochotnikach, lecz także na poborze – z Naczelną Radą Ludową jako zwierzchnikiem politycznym. Ruszyła machina organizacyjna, która po kilku miesiącach doprowadziła do utworzenia 120-tysięcznej Armii Wielkopolskiej (jej 71 tys. żołnierzy było gotowych do natychmiastowego wykorzystania w walce). Była to wówczas jedna piąta sił zbrojnych odradzającej się Rzeczypospolitej.

W drugim okresie powstania, począwszy od połowy stycznia 1919 r., skupiono się przede wszystkim na umacnianiu zdobyczy. Podjęto też próby rozszerzenia zajętego obszaru – na ogół zakończone jednak niepowodzeniem (siły niemieckie zdążyły okrzepnąć). W tym czasie toczono walki m.in. o Kąkolewo, Nowe Kramsko, Rawicz, Babimost, Kargowę, Nową Wieś Zbąską, Łabiszyn i Kcynię. 18 lutego zdobyto niemiecki pociąg pancerny pod Rynarzewem.

Groźba marszałka Focha

Mimo tych sukcesów, z upływem czasu strategiczna sytuacja powstania się pogarszała. Po stronie niemieckiej mijało rozprzężenie spowodowane rewolucją listopadową, uspokajała się sytuacja wewnętrzna. Armia niemiecka przerzucała na front wielkopolski coraz więcej żołnierzy. Dysproporcja sił stawała się coraz wyraźniejsza. Czas działał na niekorzyść powstańców – jasne się stało, że jeśli walki będą trwały, może to doprowadzić do pacyfikacji regionu przez siły niemieckie.

Na szczęście 16 lutego 1919 r. zachodni alianci podpisali z Niemcami w Trewirze kolejną umowę rozejmową, która przedłużała wcześniejsze ustalenia z Compiègne (zawarte 11 listopada 1918 r.), które przerwały walki na froncie zachodnim. Umowa trewirska miała kluczowe znaczenie dla Wielkopolski: dodano do niej bowiem punkty zaliczające armię powstańczą w Wielkopolsce do wojsk sojuszniczych, co – siłą rzeczy – objęło rozejmem także front w tym regionie. Dzień zawarcia rozejmu w Trewirze kończył drugi etap powstania wielkopolskiego.

Rozejm nie uspokoił jednak frontu w Wielkopolsce. Nadal toczyły się lokalne walki, niekiedy krwawe – choć nie zmieniły już zasadniczo zasięgu zdobyczy. A ponieważ gwarantem rozejmu byli alianci, oddziały wielkopolskie mogły – na prośbę rządu w Warszawie – skierować część swych sił na wschód: do obrony Lwowa i na front litewsko-białoruski.

Tymczasem Berlin nie zrezygnował wcale z dawnej prowincji. Na maj 1919 r. niemieckie dowództwo zaplanowało ofensywę z użyciem wojsk wycofanych z Kurlandii i Kongresówki. Berlin liczył, że tworząc fakty dokonane złagodzi warunki traktatu pokojowego.

Zanim jednak ofensywa się zaczęła, przygotowania do niej nie uszły uwagi Wielkopolan. Zaalarmowany marszałek Ferdynand Foch, naczelny dowódca wojsk sprzymierzonych, zagroził Niemcom, że jeśli złamią rozejm w Wielkopolsce, wojska francuskie, brytyjskie i amerykańskie wznowią działania zbrojne na Zachodzie. To poskutkowało.

Wtedy też doprowadzono do podporządkowania operacyjnego Wojsk Wielko­polskich dowództwu w Warszawie. Formalne, pełne już podporządkowanie sił zbrojnych regionu władzom polskim nastąpiło w sierpniu 1919 r.

W styczniu i lutym 1920 r. Armia Wielko­polska uczestniczyła w akcji rewindykowania ziem Pomorza i Wielkopolski (wcześniej nieobjętych powstaniem) do Rzeczypospolitej. Także w styczniu 1920 r. jednostki wielkopolskie zostały wcielone organizacyjnie do Wojska Polskiego. Rok 1920 to już okres zaangażowania Wielkopolan w wojnie polsko-bolszewickiej.

Państwo wielkopolskie

Wiele działo się też na froncie politycznym.

Kierownictwo polityczne regionu, reprezentowane przez Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, przez cały okres sprawowania rządów w Wielkopolsce działało wyjątkowo racjonalnie. Oficjalne przejęcie władzy w regionie przez Naczelną Radę Ludową nastąpiło 8 stycznia 1919 r. (Rady Robotniczo-Żołnierskie zakończyły wtedy działalność – w realiach polskiego powstania i tak już iluzoryczną).

Wyzwolona część regionu zaczęła wtedy funkcjonować jako de facto samodzielne państwo – z własnym rządem, wojskiem, gospodarką i dyplomacją. Na wniosek ks. Adamskiego system władzy zorganizowano na wzór spółki gospodarczej; w pierwszym okresie kształtowania polskiej władzy w regionie sprawdziło się to znakomicie. Potem, od sierpnia 1919 r. do końca kwietnia 1922 r., w Poznaniu działało Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej, które zajęło się płynnym połączeniem struktur władzy i gospodarki regionu z systemem całego państwa.

Warto podkreślić, że niemal przez cały czas funkcjonowania wielkopolskiego państwa powstańczego nie zrywano kontaktów i nie przerywano rozmów z Berlinem – równocześnie zacieśniając więź z władzami w Warszawie.

Endecja przeciw Piłsudskiemu

Władze polityczne i wojskowe regionu od początku zakładały połączenie uwolnionej Wielkopolski z odradzającym się krajem. Nie myślano o separatyzmie, choć w kręgach warszawskich oskarżenia takie były często podnoszone.

Mimo konfliktu między Piłsudskim i Dowborem-Muśnickim głównodowodzący powstaniem podporządkował się Warszawie. Wizyta Naczelnika Państwa w Poznaniu w październiku 1919 r. odbyła się z zachowaniem kurtuazji i zasad dyscypliny.

Trwała natomiast intensywna walka polityczna, która z góry ustawiała Wielko­polskę na pozycji wrogiej Piłsudskiemu. Z czasem utrwaliła się stereotypowa opinia – rozpowszechniana w Wielkopolsce przez silną tutaj endecję – jakoby Piłsudski zdradził Wielkopolskę i wyrzekł się prawa Polski do ziem nad Wartą i Odrą.

W rzeczywistości Naczelnik Państwa nigdy nie zakładał rezygnacji z Wielkopolski, nie kwestionował zasług i patriotyzmu mieszkańców tych ziem, a chwilowe odsuwanie na dalszy plan spraw związanych z ziemiami zaboru pruskiego wynikało z potrzeby chwili – z aktualnej sytuacji na wschodzie, zwłaszcza na froncie galicyjskim.

Nigdy też Piłsudski nie wyrażał się o Wielkopolanach z lekceważeniem – odwrotnie, okazywał im uznanie i szacunek. To wielkopolska endecja nie przebierała w środkach i retoryce, aby zdeprecjonować osobę Naczelnika. Echa tych zabiegów można w Poznaniu usłyszeć zresztą nadal, choć przeminęło już kilka pokoleń.

W istocie to nie Piłsudski odżegnywał się od Wielkopolski, lecz to wielkopolska endecja nie życzyła sobie jego rządów nad Wartą. Pogłębienie niechęci, a nawet wrogości do marszałka nastąpiło po przewrocie majowym 1926 r. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne zaś wielkopolska endecja doprowadziła do izolacji regionu w państwie. Regionu, który więcej zyskałby na autonomii (zbliżonej do tej, która była udziałem Górnego Śląska) niż na otwartym konflikcie.

Zwycięskie i konieczne

Powstanie wielkopolskie było – tylko i aż – zbrojną demonstracją miejscowej ludności polskiej, która w ten sposób podkreśliła swoją wolę przynależności do wolnego państwa polskiego. Było też na rękę władzom w Paryżu, które grały wtedy pierwsze skrzypce w kształtowaniu ładu powojennego w Europie. Kolejne misje koalicyjne odwiedzające Poznań i Warszawę potwierdzały trafność i potrzebę powstańczych poczynań Wielkopolan.

Gdyby nie powstanie, zgodnie z przyjętą wtedy praktyką na spornym obszarze zarządzono by zapewne plebiscyt. A w jego wyniku – wobec skutków polityki osadniczej Berlina z przełomu wieków XIX i XX – wiele powiatów północnej, zachodniej i południowej Wielkopolski, łącznie z Lesznem i Rawiczem, mogłoby przypaść Niemcom.

W ówczesnych realiach politycznych, to zwycięskie powstanie było po prostu konieczne.

W jego rezultacie, po podpisaniu traktatu wersalskiego w czerwcu 1919 r., zachodnia granica Polski w ogólnym zarysie przypominała granicę Rzeczypospolitej sprzed drugiego rozbioru. ©

Dr MAREK REZLER (ur. 1948) jest historykiem, specjalizuje się w dziejach wojskowości i Wielkopolski XIX i XX w. Autor książek poświęconych m.in. dziejom Wielkopolski i Poznania, w tym: „Wielkopolska Wiosna Ludów 1848 roku”, „Wielkopolanie pod bronią ­­1768–1921. Udział mieszkańców regionu w powstaniach narodowych”. W tym roku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się jego książka „Polska niepodległość 1918”. Współredaktor i współautor (z J. Karwatem) „Encyklopedii Powstania Wielkopolskiego”, która ukazuje się w tym roku.

WIELKOPOLSKA NIEPODLEGŁA 100. rocznica Powstania Wielkopolskiego

Dodatek do „Tygodnika Powszechnego” 43/2018

Na okładce: Fragment Pomnika Powstańców Wielkopolskich w Poznaniu projektu Alfreda Wiśniewskiego. 

Fotografia: TOMASZ KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA

Redakcja: Wojciech Pięciak  |  okładka i projekt graficzny: Marek Zalejski  |  fotoedycja: Edward Augustyn skład: Marta Bogucka  |  korekta: Grzegorz Bogdał, Sylwia Frołow, Maciej Szklarczyk

Współwydawca: Fundacja Tygodnika Powszechnego

Dofinansowanie: Powiat Poznański

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2018

Artykuł pochodzi z dodatku „Wielkopolska niepodległa