Upadek z kościelnego szczytu

Jeszcze dobrze kurz nie osiadł na odwieszonej sutannie McCarricka, a już kolejny kardynał musi rozglądać się za cywilnym ubraniem. Choć i tak wszystko wskazuje, że wystarczy mu więzienny drelich.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Kardynał George Pell, Rzym, 2008 r. / VANDEVILLE ERIC / EAST NEWS
Kardynał George Pell, Rzym, 2008 r. / VANDEVILLE ERIC / EAST NEWS

26 lutego sąd okręgowy w Mel­bourne opublikował wyrok, wydany dwa i pół miesiąca wcześniej, uznający kard. George’a Pella winnym pięciu czynów pedofilskich, w tym dwóch gwałtów na 12-letnich chłopcach z kościelnego chóru. „Proces katedralny” – jak wydarzenie nazwały media – trwał od września 2018 r. Hierarcha sądzony był za przestępstwa, których miał się dopuścić w grudniu 1996 r. i styczniu 1997 r. Jednego gwałtu dokonał w Boże Narodzenie, tuż po uroczystej sumie, w zakrystii katedry św. Patryka. Nie przeszkodzili mu w tym ponoć ani ludzie kręcący się w pobliżu, ani liturgiczne szaty. Wyrok utrzymywano w tajemnicy, by nie wpływać na przebieg drugiego procesu, zwanego „basenowym”, w którym Pell miał być sądzony za molestowanie nieletnich w latach 70. w ośrodku rekreacyjnym w Ballarat. To oskarżenie zostało wycofane – jeden z głównych świadków zmarł, drugi zmienił zeznania. Nie było już przeszkód, by upublicznić grudniowy wyrok.

Kardynał niesłusznie skazany

Sąd Najwyższy Australii uchylił wyrok skazujący kard. George'a Pella na 6 lat więzienia za przestępstwa seksualne wobec nieletnich, jakich miał się dopuścić przed ponad 20 laty. Jednogłośna decyzja kończy trwający od sierpnia 2018 r. proces najwyższego rangą hierarchy oskarżonego o podobne przestępstwa. Kończy też 13-miesięczny pobyt kardynała w więzieniu.

„Zwykły mężczyzna”

„Czy kardynał ryzykowałby niestosowne czyny w takiej sytuacji? – pytał na jednej z rozpraw obrońca Pella. – Czy nie sądzicie go za grzechy całego Kościoła?”. Sugestia nie była bezpodstawna. Australia od wielu lat żyje pedofilskimi skandalami duchownych. Królewska Komisja powołana w 2013 r. do zbadania problemu stwierdziła blisko 5 tys. przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci przez ludzi Kościoła w latach 1950–2015. Ponad sto procesów zakończyło się orzeczeniem winy, wiele spraw jeszcze się toczy.

Sędzia Peter Kidd, prowadzący rozprawę, pozostał niewzruszony: „Przypominam, że na ławie oskarżonych nie zasiada Kościół katolicki, ale George Pell” – odparł obrońcom. 12 ławników nie potrafiło jednak podjąć decyzji. Po trwających siedem dni obradach dwóch z nich sprzeciwiało się uznaniu winy kardynała. Sędzia Kidd rozwiązał ławę, rozpoczął ponowny proces z nowymi przysięgłymi, a ci do jednomyślności doszli już po trzech dniach.

78-letni kardynał zapewnia, że jest niewinny. Na ogłoszenie kary, co nastąpi za dwa tygodnie, poczeka w stanowym więzieniu. Sąd nie przedłużył mu zwolnienia z aresztu, które uzyskał ze względu na zły stan zdrowia. Za każde udowodnione przestępstwo Pellowi grozi do 10 lat więzienia. W sumie nawet 50.


Po stronie ofiar: o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym, internetowym wydaniu specjalnym.

 


„The Guardian” opisał, jak adwokaci próbowali uzyskać najniższy z możliwych wymiar kary. Nie poprzestali na odwoływaniu się do szlachetności i prawości swego klienta. Główny obrońca, Robert Richter, zapewniając o niewinności kardynała próbował przekonać sąd – „czysto hipotetycznie” – że czyny, o jakie został oskarżony, „były chwilowym potknięciem i działaniem nieprzemyślanym”, że gwałt „miał miejsce po zakończeniu mszy, więc oskarżony nie pełnił funkcji kościelnej, ale był zwykłym mężczyzną”, że przemoc „nie była nadużyciem władzy arcybiskupa, a jedynie władzy, jaką dorosły mężczyzna ma nad dzieckiem”, i wreszcie – „że doszło do zwykłej penetracji (»vanilla sexual penetration«), niepozostawiającej fizycznych ran, bez użycia siły większej, niż potrzebna jest do zwykłego stosunku”. Za użycie tych słów następnego dnia przeprosił.

Być może ta zaskakująca linia obrony zdecydowała o nagłej zmianie stanowiska Watykanu. Stolica Apostolska o decyzji sądu wiedziała od grudnia. Już wtedy kard. Pell został wykluczony z grona najbliższych doradców papieża (rady K9). Było sporo czasu na przemyślenie dalszych działań. Zaraz po upublicznieniu wyroku, 26 lutego, Watykan poinformował, że respektuje „bolesną decyzję” australijskiego wymiaru sprawiedliwości, ale będzie czekać na jej potwierdzenie w apelacji, jako że „kard. Pell zapewnia o swej niewinności i ma prawo bronić jej aż do ostatecznego wyroku przed sądem najwyższej instancji”. Biuro Prasowe przyznało, że kardynał przestał pełnić funkcję prefekta Sekretariatu Ekonomicznego, ale nie ze względu na proces, tylko z powodu upłynięcia kadencji i osiągnięcia wieku emerytalnego. Następnego dnia, gdy media szczegółowo opisały przebieg rozprawy, rzecznik Watykanu poinformował, że Kongregacja Nauki Wiary nie będzie czekać na wyrok drugiej instancji i wszczyna postępowanie kanoniczne. Może ono skończyć się pozbawieniem godności kardynalskiej, a nawet usunięciem ze stanu kapłańskiego.

Los się odwrócił

Historia kard. Pella, najwyższego rangą kościelnego hierarchy skazanego za pedofilię, jest dobrym przykładem zmian, jakie zaszły w ostatnim czasie w Kościele.

Metropolita Melbourne został skazany za czyny, których dopuścił się w latach 90., kilka miesięcy po objęciu arcybiskupstwa (patrz infografika). Nawet jeśli przyjmiemy, że w Watykanie nie wiedziano o jego skłonnościach i wcześniejszych czynach, to z pewnością głośno było o wprowadzonym przez niego programie „Melbourne Response”, polegającym na ­zawieraniu przedsądowych ugód z ofiarami pedofilii i wypłacaniu im niewielkiego odszkodowania w zamian za milczenie. Pell wraz z arcybiskupem z Sydney wydali na ten cel milion dolarów. Nikogo to nie oburzało, wręcz przeciwnie – dla wielu hierarchów było to „uczciwe” rozwiązanie, które zapobiega skandalom.

W 2002 r. przeciwko abp. Pellowi prowadzono śledztwo o seksualne wykorzystanie 12-letniego ministranta na wakacyjnym obozie w 1961 r. Nie znaleziono wystarczających dowodów winy, sprawę umorzono. Biskup był przesłuchiwany także przez władzę kościelną. Wybronił się, rok później został przez Jana Pawła II wyniesiony do godności kardynalskiej.

Jego akcje wciąż rosły: sukces Światowych Dni Młodzieży w Sydney (2008 r.) walnie się do tego przyczynił. W 2013 r. papież Franciszek wybrał Pella do kardynalskiej rady, co wielu zaskoczyło, bo metropolita Melbourne znany był z konserwatywnych, wręcz tradycjonalistycznych poglądów. Ale miał opinię dobrego organizatora i zarządcy – został więc dodatkowo prefektem nowo utworzonego Sekretariatu Ekonomicznego, odpowiedzialnego za reformę watykańskich finansów. Jego kompetencje miały zostać jeszcze poszerzone, ale papieża zaniepokoiły nowe oskarżenia oraz wystawny styl życia „ministra finansów”. Los się odwrócił.

W 2014 r. kard. Pell zeznawał przed Królewską Komisją w Sydney, gdzie pytano go o program „Melbourne Response”. Wypowiedział słynne zdanie, że „księża pedofile są jak kierowcy ciężarówek molestujący autostopowiczki – trudno, by szef firmy transportowej ponosił za nich odpowiedzialność”. Rok później dostał kolejne wezwanie, w sprawie przestępstw seksualnych w diecezji Ballarat. Ze względu na stan zdrowia odmówił wyjazdu do Australii, przesłuchanie odbyło się online.

Sprawy nabrały przyśpieszenia. Policja wszczęła dochodzenie o czyny pedofilskie, do Rzymu przyjechali śledczy, by przyjąć zeznania Pella. Gdy zarzuty stawały się coraz cięższe i było ich coraz więcej, papież zadecydował o odesłaniu kardynała do Melbourne. W czerwcu 2017 r. Pell opuścił Watykan, a po trwającym ponad rok procesie śledczym sąd nakazał proces karny.

Dwa kodeksy

Smutny koniec kard. Pella to nie tylko symbol zmian zachodzących w Kościele, ale też przykład, jak dwie niezależne władze i dwa systemy prawne – państwowy i kościelny – mogą szanować swe kompetencje i współpracować.

Australijski wymiar sprawiedliwości nie zważał na pozycję oskarżonego – czy jest osobą świecką, czy wyjątkowo ustosunkowanym kardynałem. Władza kościelna nie utrudniała ani rozpoczęcia procesu, ani jego przebiegu.

Nie zawsze tak było. Zdarzały się przypadki, gdy watykańskie obywatelstwo pozwalało uniknąć postawienia zarzutów. Nawet za tego pontyfikatu paszport dyplomatyczny umożliwił ucieczkę przed państwowym wymiarem sprawiedliwości abp. Józefowi Wesołowskiemu, nuncjuszowi w Dominikanie, oskarżonemu o pedofilię, czy ks. Carlowi Capelli, pracownikowi nuncjatury w Waszyngtonie, ściganemu za przechowywanie i rozpowszechnianie dziecięcej pornografii. Obaj woleli być sądzeni w Watykanie. Nuncjusz z Dominikany został wyrokiem Kongregacji Nauki Wiary przeniesiony do stanu świeckiego (dopiero wtedy Watykan ogłosił, że może być sądzony za przestępstwa w dowolnym kraju), ale odwołał się od wyroku. Kongregacja rekurs odrzuciła, jednak nie ogłosiła decyzji ze względu na pogarszający się stan zdrowia biskupa. Dzięki tym prawnym zawiłościom były nuncjusz został pochowany w biskupich szatach. Księdza Capellę sąd Watykanu skazał w czerwcu 2018 r. na pięć lat więzienia i karę grzywny.

Z odmienności dwóch systemów prawnych bierze się też wiele nieporozumień. Często spotykane w mediach żądanie, by „Kościół zrobił wreszcie porządek z pedofilami”, jest tego przykładem. Ściganiem przestępców, także tych w sutannach, nie ma zajmować się Kościół, ale policja i prokuratura. Na podstawie prawa kanonicznego nikogo nie da się zakuć w kajdany i wtrącić do lochu. Władza kościelna może natomiast i powinna współpracować z państwem w wyłapywaniu i karaniu przestępców. Z tym bywa różnie.

W większości państw, również Polsce, prawo nakazuje powiadomić organy ścigania o fakcie lub podejrzeniu seksualnego wykorzystania osoby nieletniej. Za niedopełnienie tego obowiązku grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Ofiara, jej rodzice, opiekunowie czy każda osoba, która informację o przestępstwie posiada, powinna zgłosić ją policji, a dopiero potem kurii biskupiej. Jeśli tego nie zrobiła, obowiązek powiadomienia organów ścigania spada na przedstawiciela Kościoła.

Do kurii – zamiast na policję – można i trzeba iść tylko w jednym przypadku: gdy podejrzewamy, że ksiądz utrzymuje seksualne kontakty z osobą pomiędzy 15. a 18. rokiem życia (mowa o relacjach dobrowolnych, nie pod przymusem ani nie o gwałcie). Według polskiego prawa seks z osobą powyżej 15. roku życia jest dozwolony, według prawa kościelnego jest traktowany jako wykorzystanie nieletniego. W tej sytuacji prawo państwowe nie będzie nikogo ścigać, prawo kościelne nakazuje wytoczyć duchownemu proces kanoniczny.

Prawo i życie

Na zakończonym niedawno watykańskim szczycie w sprawie pedofilii wiele uwagi poświęcono konieczności zmodyfikowania prawa kanonicznego, by proces nakładania kar kościelnych mógł przebiegać sprawniej, a przepisy nie były powodem oskarżeń Kościoła o pobłażliwość czy ukrywanie prawdy. Mówiono choćby o przedawnieniu przestępstwa czy tzw. tajemnicy papieskiej.


Czytaj także: Edward Augustyn o watykańskim szczycie na temat pedofilii


Po wpłynięciu do kurii biskupiej oskarżenia przeciwko duchownemu biskup zleca prawnikom przeprowadzenie wstępnego rozpoznania sprawy. Jeśli zarzuty są prawdopodobne, musi przekazać je do Kongregacji Nauki Wiary. Od tego momentu prawo kanoniczne nakłada na niego tzw. sekret papieski, w związku z czym powszechną praktyką jest odmowa wydania zebranych dowodów policji czy prokuraturze. Niejednokrotnie sprawę rozstrzyga sąd – czasem nakazuje udostępnić materiały, argumentując, że jedyną tajemnicą respektowaną przez prawo świeckie jest tajemnica spowiedzi, innym razem zgadza się z argumentacją strony kościelnej. Papież Franciszek chce, aby „sekret papieski” nie obowiązywał w sprawach o pedofilię, choć napotyka tu na opór kanonistów, którzy chcieliby utrzymania procesu kościelnego w tajemnicy, powołując się zresztą na analogiczne postępowania sądów powszechnych, często utajniających rozprawy w tej materii. Zniesienie sekretu nie tylko ułatwiłoby pracę prokuraturze, pozwoliło na transparentność procesów, umożliwiło prowadzenie aktualnych statystyk, ale także mogłoby zapobiec ewentualnym kolejnym nieszczęściom (biskup miałby prawo informować parafie czy instytucje o toczącym się przeciwko księdzu postępowaniu).

Innym dyskusyjnym punktem są przepisy o przedawnieniu. Zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego z 1983 r. przestępstwo pedofilii przedawniało się po pięciu latach. W 2001 r. Jan Paweł II zmienił granicę na lat 10. W 2010 r. Benedykt XVI ponownie podniósł okres przedawnienia i obecnie wynosi on 20 lat od momentu uzyskania przez ofiarę pełnoletności, co w praktyce oznacza, że osoba skrzywdzona może zgłosić sprawę przed ukończeniem 38. roku życia. Wychodząc z założenia, że prawo nie działa wstecz, kanoniści są zgodni, że przestępstwa dokonane przed 2010 r. powinny zostać uznane za przedawnione według wówczas obowiązujących norm. W takim przypadku jednak nie byłoby możliwe ukaranie ani byłego kard. McCarricka, ani kard. Pella (przez władze kościelne – prawo państwowe ma własne, zupełnie inne przepisy o przedawnieniu), ani któregokolwiek z największych przestępców, jak Karadima czy Marcial. Przepisy o przedawnieniu może jednak uchylać Kongregacja Nauki Wiary i często z tego prawa korzysta. Gdy z wyjątku robi się regułę, prawnicy cierpią. Nie czekając na zmianę przepisów w tej kwestii, warto przestępstwa popełnione w przeszłości zgłaszać. O ile sprawca żyje.

Amarantowe guziki prałata

I tak od kardynałów Kościoła powszechnego dochodzimy do sprawy polskiego prałata, którego żaden sąd nie pozbawił ani wolności, ani kościelnych godności. W 2004 r. zarzuty o molestowanie seksualne zostały oddalone przez prokuraturę. Ksiądz Jankowski mógł do końca życia zakładać sutannę z amarantowymi guzikami i biały smoking z pasplowanymi kieszeniami. Zarzuty o gwałt, usiłowanie gwałtu i doprowadzenie do samobójstwa pojawiły się w materiale „Gazety Wyborczej” osiem lat po jego śmierci.

Czy Kościół może tę sprawę pozostawić niewyjaśnioną? Gdańska kuria metropolitalna wydała oświadczenie, w którym „wyraża gotowość podjęcia próby rzeczowego i zgodnego z prawdą zbadania wszystkich możliwych aspektów tej sprawy”. Potwierdziła, że otrzymała zgłoszenie od kobiety, która oskarża ks. Jankowskiego o kilkakrotną próbę gwałtu (z podziwu godną empatią kuria nazywa to „przykrymi doświadczeniami”).

Wytyczne episkopatu w sprawie postępowania przy oskarżeniu duchownych o pedofilię mówią dość mgliście, że w takich sytuacjach mogłoby być zasadne „wyjaśnienie sprawy dla dobra Kościoła”, z czego wynika całkowita uznaniowość i dowolność działań biskupa.

Abp Charles Scicluna, sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, pytany przez nas o tę konkretną sprawę, odpowiedział: „Ludzie mają prawo do poznania prawdy, nawet jeśli jest to powodowane gniewem czy frustracją. To pozwala im poradzić sobie z traumą albo po prostu, psychologicznie rzecz ujmując, oczyścić pamięć. Potrzebny jest jednak proces historyczny, nie sądowy. Chodzi o skonfrontowanie się z prawdą, zwykle bolesną”.


Czytaj także: Abp Charles Scicluna: Nadchodzi wielki audyt


Trudno znaleźć w Kościele precedens takiego postępowania. Owszem, komisje powoływane w wielu krajach (USA, Irlandii, Niemczech, Australii), czy to państwowe, czy kościelne, umieszczały na listach także osoby już nieżyjące. Był inny precedens, zresztą w Polsce. To powołana przez Konferencję Episkopatu w 2006 r. Kościelna Komisja Historyczna, złożona z duchownych i świeckich, która na podstawie materiałów zgromadzonych w archiwach IPN sprawdzała oskarżenia księży i biskupów o współpracę z organami bezpieczeństwa PRL. Jeśli rzeczywiście polskiemu Kościołowi zależy na prawdzie, wyjaśnienie zarzutów o pedofilię powinno być nie mniej ważne od szukania donosicieli we własnym gronie. To również świetna okazja do wykazania się kolegialnością, współodpowiedzialnością i transparentnością, o których tak wiele mówiono podczas ostatniego watykańskiego szczytu.

Możliwe jednak, że gdańska kuria czeka, aż sprawa ucichnie albo zostanie rozwiązana przez innych. Jeśli – zgodnie z medialnymi zapowiedziami – rodzina zmarłego prałata wytoczy „Gazecie Wyborczej” proces o naruszenie dóbr osobistych, wiarygodność zarzutów będzie musiał ocenić sąd. Dla Kościoła byłoby to najwygodniejsze rozwiązanie. Pytanie, na jak długo. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019