Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydent Poroszenko stał się jednym z bohaterów Panama Papers, Holendrzy w referendum zdecydowanie opowiedzieli się przeciwko integracji europejskiej Kijowa, a do dymisji podał się premier Jaceniuk. Co to oznacza? Nic dobrego.
Zacznijmy od referendum. Jego wynik jest zimnym prysznicem dla władz ukraińskich, ale przede wszystkim dla Brukseli. Ponad 61 proc. Holendrów uczestniczących w głosowaniu opowiedziało się przeciw umowie stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią i – co gorsza – przekroczony został 30-procentowy próg ważności referendum. Wynik nie jest wprawdzie obligatoryjny dla rządu holenderskiego, ale jest jasne, że zignorować go nie może. Zapewne zostanie znalezione jakieś polubowne rozwiązanie, które nie zablokuje realizacji tego ważnego dokumentu, ale sygnał jest jasny. Holendrzy głosowali bowiem nie tyle przeciw „dalekiemu państwu gdzieś pod rosyjską granicą”, lecz dali wyraz swojemu eurosceptycyzmowi i strachom związanym z wciąż nierozwiązanym kryzysem migracyjnym. Ukraina dostała więc rykoszetem.
Z pewnością jednak niezdecydowanym Holendrom decyzję pomogły podjąć wcześniejsze o dwa dni doniesienia mediów. Nazwisko ukraińskiego prezydenta wypłynęło bowiem w „aferze panamskiej”. Okazało się, że Poroszenko – już po wygraniu wyborów prezydenckich w 2014 r. – zarejestrował w tajemnicy trzy spółki w rajach podatkowych. Dopiero chłodna analiza sprawy pokazała, że ukraiński prezydent prawdopodobnie nie złamał prawa, a swój majątek rzeczywiście przekazał w zarządzanie zachodniej instytucji finansowej. Ale te wyjaśnienia przekonały dalece nie wszystkich i mocny uszczerbek na jego (i postmajdanowej Ukrainy) wizerunku jest faktem.
Spodziewana była natomiast dymisja premiera Arsenija Jaceniuka, co jest punktem zwrotnym w trwającym od ponad dwóch miesięcy kryzysie politycznym nad Dnieprem.
Po rozpadzie starej koalicji powstaje nowa, składająca się z... tych samych dwóch głównych ugrupowań – partii prezydenckiej i partii byłego już szefa rządu. Na zmianę jakości rządzenia to niestety nie wpłynie. Większa odpowiedzialność za państwo spada teraz na prezydenta Poroszenkę, bo to jego zaufany człowiek – speaker parlamentu Wołodymyr Hrojsman – zostanie nowym premierem. Dawne konflikty nie zostały jednak rozwiązane, a więc trudno liczyć na skuteczny rząd, niezbędny dla kontynuowania ledwie rozpoczętych reform. Kolejny kryzys widać już na horyzoncie. ©