Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Biały hełm i niebieski polar ładnie komponują się z niebieskimi oczami obserwatorki misji OBWE na wschodniej Ukrainie. Ustawowy strój tej organizacji, to idealna kreacja dla drobnej blondynki. Ukraińscy żołnierze patrzą na nią, jak na postać z innej planety. Planety, która nazywa się „Europa” i wyraźnie nie budzi w nich sympatii.
Spotkanie takiej dziewczynę w Kijowie na pewno zakończyłoby się prośbami o numer telefonu. Ale tutaj, na froncie, nikt nie kwapi się nawet do tego, aby zapytać o jej imię – choć wiadomo, że dziewczyna zna rosyjski. Pomaga więc tłumaczyć pytania, które zadają żołnierzom jej angielskojęzyczni koledzy.
Pytania także nie budzą sympatii. No bo nawet pozornie bezpieczne pytanie o to, kiedy był tutaj ostatni rosyjski ostrzał, prowokuje odpowiedź, że dziś rano. A dziwnym zrządzeniem losu ogień ustał akurat na godzinę przed tym, jak przyjechali obserwatorzy.
Pytanie uwalnia potok wątpliwości: skąd strona rosyjska wie, że tutaj, na front do Pisków – miasteczka położonego najbliżej donieckiego lotniska, w styczniu zdobytego przez siły rosyjsko-separatystyczne – przyjeżdżają „białe hełmy” z OBWE, i że należy przestać strzelać? A także – jak to jest, że zaraz po tym, jak obserwatorzy OBWE wyjadą, Rosjanie i separatyści strzelają jakby bardziej? Czy nie jest tak, że ci sami obserwatorzy byli wcześniej w „Donieckiej Republice Ludowej” i rozmawiali z separatystami tak samo, jak z nami? Więc po czyjej stronie oni właściwie są?
Obserwatorów OBWE nie można o to zapytać, gdy jest się dziennikarką – mają odgórny zakaz komentowania sytuacji. A milczenie nie budzi zaufania.
Ukraiński dowódca cicho poucza, żeby żołnierze nie byli tacy niesympatyczni dla gości. Zaprasza ludzi z OBWE do obejrzenia domu, który spłonął poprzedniego wieczora. To niedaleko – w bezpośrednim sąsiedztwie sztabu batalionu, który trzyma tutaj front.
Kilku żołnierzy niechętnie godzi się na spacer z „białymi hełmami”. Oprowadzają ich po ruinach, choć nie wierzą, że członkowie misji napiszą w swoich raportach prawdę o sytuacji. OBWE jest znana z tego, że w swoich raportach pomija udział rosyjskiej armii w tej wojnie i przedstawia konflikt na Ukrainie jako wojnę domową. Jest taki rysunek, popularny w ukraińskim internecie: grupa niewidomych, prowadzona za ręce przez pole, i podpis „Misja OBWE”.
„Białe hełmy” krążą wśród zgliszczy w kompletnej ciszy. Budynek spłonął od ostrzału pociskami fosforowymi, które żołnierze nazywają potocznie „zapalniczkami”. To broń, której stosowanie jest – teoretycznie – zabronione przez prawo międzynarodowe.
– Zapraszamy was na noc. Możecie zostać i zobaczyć, jak wyglądają nasze noce tutaj. Wczoraj przez cztery godziny czekałam na moment gdy przestaną strzelać na tyle, żeby dało się szybko skorzystać z toalety – mówi Olga, medyczka batalionu.
Obserwatorzy tłumaczą, że nie mogą zostawać na noc na terenie działań zbrojnych. Taka już jest polityka ich organizacji. Próbują porozmawiać z Olgą. Jak kobieta, i to taka młoda, może żyć pod ciągłym ostrzałem? A w dodatku, jakie to ciekawe, mówi tak dobrze po angielsku?
Nie wiedzą, że Olga jest na froncie od początku wojny. Ani że straciła na niej męża. Blond obserwatorka próbuje złapać z dziewczyną kontakt wzrokowy, ale Olga odwraca się dumnie. Są mniej więcej w tym samym wieku, ale w wojna dzieli je o lata świetlne. W oczach obserwatorki jest troska i współczucie, w oczach Olgi – wyzwanie. Jakby przekrwione oczy i połamane paznokcie dawały jej poczucie wyższości moralnej nad manicure i makijażem.
– Jak Europa może poznać prawdę o wojnie, skoro przyjeżdżacie tylko na pół godziny, i to akurat wtedy, gdy jest tutaj spokojnie? – pyta Olga.
Misja OBWE odjeżdża. Żegna ją milczenie.
Olga zatelefonuje do mnie trzy dni później.
– Pocisk moździerza spadł tuż przy wejściu do naszego sztabu – powie. – Akurat podczas kolejnej wizyty ludzi z OBWE. Zaprosiliśmy ich do środka, żeby obejrzeli nagranie filmowe z ostrzału, chłopcy zrobili to nagrali na pozycji. No i pięć minut później była eksplozja. U nas siedem osób jest rannych, ale nie bardzo ciężko. Na szczęście nie było zabitych. To się stało w zasadzie na ich oczach.
Co zrobili obserwatorzy? – pytam Olgę.
– Zapakowali się szybko w samochód i odjechali.
Po chwili Olga dodaje: – Wiesz co, może to grzech, że tak o tym myślę, ale żałuję, że nikt z nich nie został choć trochę ranny. Wtedy to już by musieli o tym napisać.
W ostatnich dniach na froncie, gdzie podobno obowiązuje rozejm, codziennie co najmniej kilku ukraińskich żołnierzy zostaje rannych. Prawie codziennie – ktoś ginie.