Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stawiając tezę: „kiedy przestaniemy przekładać dawną literaturę, uwspółcześniać ją czy adaptować, pozwolimy jej umrzeć”, Jerzy Jarniewicz kwestionuje prawo do autorskiej własności „jako czynnika, który powstrzymuje nas przed pisaniem nowych wersji cudzych i dawnych utworów”. Zadaje przy tym pytanie: „co ma w sobie literatura, że w przypadku podobnych [jak w dziełach muzycznych] praktyk krzyczymy: »Zgroza!«?”.
Przeciętnie świadomemu czytelnikowi nasuwa się odpowiedź najprostsza: tworzywem literatury jest osobniczy język pisarza, jego emanacją – styl (...to człowiek), treścią – indywidualne widzenie świata. To wszystko oddane w ręce innego twórcy staje się innym dziełem.
Oferowanie współczesnym wersji oryginalnych nie jest zamykaniem „arcydzieł naszej literatury przed kulturą popularną” i ich „zgonem”, ale pozostawieniem w naturalnym kontekście językowym, kulturowym, obyczajowym epoki. Urokiem Reja i Paska nie są wątki akcji ich utworów (przekładalne), ale smak języka (nieprzekładalny). O dziwo, „Treny” trafiają do wrażliwości gimnazjalistów (sprawdzone!), a propozycja „uwspółcześnienia” ich niepowtarzalnej formy nawet przez tak znakomitą poetkę jak Justyna Bargielska – jest bardzo ryzykowna.
Warto by wiedzieć, co sądzą współcześni twórcy o takiej ewentualności wobec ich tekstów. Jak ważne jest (było) dla nich każde słowo, każdy przecinek, dokumentują poprawiane, zmieniane rękopisy choćby Herberta, Miłosza, czy ich utarczki z redaktorami wydawnictw o swoją wizję utworu. Czy rzeczywiście nie powinno tu obowiązywać prawo do własnej, nienaruszalnej kreacji?