Tłok na rynku winyli. Ile pomieści czarna płyta

Przed dekadą witaliśmy ich tryumfalny powrót. Dziś producenci nie nadążają za stale rosnącym popytem. Dlaczego płyta winylowa nie może stać się na powrót produktem masowym?

30.05.2022

Czyta się kilka minut

Sklep płytowy w Nowym Jorku, 2013 r. / RICHARD B. LEVINE / EAST NEWS
Sklep płytowy w Nowym Jorku, 2013 r. / RICHARD B. LEVINE / EAST NEWS

Mniej więcej od piętnastu lat na światowych rynkach rośnie sprzedaż płyt winylowych. Powracają z niebytu, dokąd po stu latach bezwzględnego panowania zepchnęła je płyta kompaktowa, zaprezentowana światu przez Philipsa w 1979 r. Przez lata wydawało się, że winyl pozostanie domeną grupy – fakt, rosnącej – dobrze sytuowanych kolekcjonerów. Do czasu.

Długotrwały wzrostowy trend sprawił, że czarne płyty przestały być jedynie retro-ciekawostką, a stały się ważnym punktem w biznesplanach wytwórni. W rezultacie na tym nośniku nagle zaczęto wydawać wszystkich i wszystko. Wydawcy nie mogą wręcz nadążyć za zainteresowaniem ich ofertą.

Ta dysproporcja wynika przede wszystkim z mody. Trendu, który tylko pogłębiła pandemia COVID-19. Być może skokowy wzrost sprzedaży muzyki na nośnikach fizycznych to wyraz wsparcia słuchaczy dla artystów, którzy nagle nie mogli ruszyć w trasę. Niezależnie od przyczyny, według raportu podsumowującego rok 2021, przygotowanego przez International Federation of the Phonographic Industry (IFPI), sprzedaż winyli w tym okresie wzrosła o astronomiczne 51,3 proc. w stosunku do poprzedniego roku. Co ciekawe, w ciągu tych dwunastu miesięcy po raz pierwszy od dwudziestu lat wzrosła także sprzedaż płyt CD, co czyni tę „covidową” hipotezę bardziej prawdopodobną. Jednocześnie pandemia skomplikowała pracę tłoczni płyt winylowych, ograniczając dostęp do towarów, mocno wpływając na ich ceny oraz zaburzając łańcuch dostaw.

– Kupujemy surowce głównie w Europie, ale kiedy te źródła nam nie wystarczają, składamy zamówienia w Singapurze czy Hongkongu i czekamy na dostawę – tłumaczy Wojciech Wróbel, prezes zarządu XDISC S.A., jednej z dwóch działających w Polsce tłoczni winyli. – Przed pandemią taki kontener płynął trzy tygodnie, dzisiaj we wszystkich portach są korki, więc czekamy osiem-dziewięć tygodni. Nie można globalnego rynku transportowego traktować jak kursu autobusu, który na jednym przystanku będzie opóźniony, ale potem to nadrobi. To jest bardzo skomplikowany system, którym najpierw mocno zachwiał covid, a teraz nałożyła się na to wojna.

Zapewne trudno dziś znaleźć branżę działającą na globalnym rynku, która nie mierzy się z podobnymi wyzwaniami. W przypadku płyt winylowych ograniczenia leżą jednak także po stronie dostępności maszyn niezbędnych do produkcji czarnych płyt. Z tego powodu powtarzane przez artystów nawoływania do otwierania nowych tłoczni i zwiększania produkcji są trudne do zrealizowania. Oznacza to, że w najbliższym czasie popyt na winyle będzie dalej przewyższał ich podaż. Ze skutkami tej dysproporcji będą borykali się artyści, wydawcy, właściciele sklepów płytowych i wreszcie słuchacze.

– Pierwsze opóźnienia, z dzisiejszej perspektywy śmieszne, zdarzyły się już z końcem 2019 roku – wspomina Jan Biernacki z niezależnej wytwórni Audio Cave. – Później było już tylko gorzej. Powiem tyle, że na nasze trzy ostatnie winyle czekaliśmy blisko rok, a wiem, że wcale nie jesteśmy tu żadnymi rekordzistami.

Gentryfikacja winylu

Problem z podażą płyt winylowych zyskał na medialności, gdy z apelem do przedstawicieli największych wytwórni wystąpił Jack White. Znany muzyk zespołu White Stripes, autor najpopularniejszej dziś stadionowej melodii i właściciel wytwórni oraz tłoczni Third Man, apelował o podjęcie kroków, które pozwolą skrócić czas oczekiwania na czarną płytę.

„Czas realizacji zamówienia na winyl jest obecnie zbliżony do długości trwania ludzkiej ciąży (...) w świecie, w którym tak bardzo zależy nam na chwytaniu chwili (...) takie terminy zabijają moment, ducha, artystyczną ekspresję, a często także pozbawiają środków do życia” – tłumaczył artysta w wideo opublikowanym w mediach społecznościowych. White nie oskarżał nikogo o taki stan rzeczy. Podkreślał, że cała branża – zarówno niezależni wydawcy, jak i fonograficzni giganci – jedzie na tym samym wózku. Nawoływał natomiast, by to jednak potentaci otwierali własne tłocznie, odciążając w ten sposób zakorkowany rynek.

Pomimo koncyliacyjnego tonu tej wypowiedzi, kiedy pytam o apel White’a i jego diagnozy, spotykam się z chłodnymi reakcjami. Po pierwsze małe wytwórnie i inne podmioty związane z sektorem niezależnym nie zgadzają się, by stawiać znak równości pomiędzy ich działalnością a praktykami dużych wytwórni. Biernacki: – Dla wydawców takich jak Audio Cave zaczęło brakować miejsca w tłoczniach, żeby ująć to możliwie delikatnie. Obecnie mamy prawdziwy potop reedycji, niemalże wznawia się wznowienia wznowień. A nawet największe nakłady niezależnych wydawców to nadal drobnica przy zamówieniach „majorsów”.

Z szefem Audio Cave zgadza się Phil ­Leigh, założyciel Norman Records, popularnego brytyjskiego sklepu z płytami. Podkreśla, że niezależny sektor ma tym większe prawo do bycia rozżalonym obecną sytuacją, że przez lata to właśnie mniejsi wydawcy pozostawali wierni winylowi. To z tych środowisk wyszła moda, która teraz paraliżuje ich pracę: – Odkąd pamiętam, ci mniej znani artyści wydawali muzykę na analogowym nośniku i zarabiali na nim lepiej, niż gdyby tłoczyli ją na kompakcie. Dzisiaj nie mogą znaleźć dla siebie miejsca w tłoczni. A to dlatego, że gwiazdy pokroju Kylie Minogue czy Robbiego Williamsa podłapały tę modę i zaczęły nagle wydawać swoją muzykę na winylu. A przecież nie robiły tego nigdy wcześniej!

Matryce w praktyce

Pomysły Jacka White’a nie przekonują także prezesa XDISC. Jego wątpliwości nie zasadzają się jednak na aspektach moralnych odezwy, lecz na jej biznesowej stronie: – Otworzenie tłoczni, doprowadzenie jej do odpowiednich uzysków i mocy produkcyjnych, a także wyszkolenie kilkuset pracowników to długi proces. Tym bardziej że popyt na płyty generuje popyt na maszyny. Skompletowanie nowej linii produkcyjnej zajmuje dziś mniej więcej dwa i pół roku. Cały proces mógłby się więc przeciągnąć nawet do pięciu lat. I teraz kluczowe pytanie: czy wtedy trend popularności winyli będzie się wciąż utrzymywał?

Jak zauważa Wróbel, w obliczu wzrostu popytu na winyle na rynku pojawiły się małe tłocznie, które zajmują się ich produkcją. Według jego obserwacji w ostatnich 2-3 latach w Europie działalność rozpoczęło około trzydziestu takich firm. Z reguły są to niewielkie podmioty obsługujące lokalny rynek. W porównaniu z nimi XDISC to kolos, który tłoczy pomiędzy 200 a 250 tysięcy płyt winylowych miesięcznie. Skala nie jest tu jednak problemem – ostatecznie wiele małych tłoczni mogłoby wymiernie pomóc przeciążonemu rynkowi.

Zdaniem biznesmena, problem stanowi sprzęt. A właściwie jego brak: – Z reguły te firmy nie mają u siebie całego procesu produkcyjnego, więc outsoursują produkcję matrycy. Przy skali, jaką operują, jest to oczywiście rozsądne działanie, bo te urządzenia kosztują paręset tysięcy euro, więc najpewniej nigdy się nie zwrócą przy takiej działalności. Problem polega na tym, że niezależne podmioty, które produkują matryce, są tak obciążone, iż taki mały zakład produkcyjny może czekać na nią nawet pół roku. Ostatecznie więc, pomimo możliwości produkcyjnych, taka tłocznia i tak nic nie zrobi, bo nie będzie miała na czym.

Obecnie nawet te mniejsze, skoncentrowane na lokalnym rynku tłocznie są przedmiotem zainteresowania wielkich wytwórni szukających sposobu na przyspieszenie procesu wydawniczego. Pamiętam dobrze, kiedy kilka lat temu niezależny polski wydawca narzekał, że tłocznia przesunęła mu termin, po czym dodawał z satysfakcją, że przynajmniej wykolegowało go Black Sabbath. Dzisiaj nawet ci najwięksi muszą się tłumaczyć swoim fanom.

Kilka miesięcy temu Robert Smith wyjaśniał, że premiera wyczekiwanego albumu The Cure przesuwa się ze względu na kolejki w tłoczniach. – Kiedyś czołowi światowi wydawcy szli jedynie do tych największych zakładów, robili audyty i wybierali sobie firmy, z którymi chcieli współpracować. To się zmieniło. Bo największe wytwórnie mają tak wielki popyt, że powiedziały: współpracujemy z największymi, współpracujemy ze średnimi, współpracujemy z małymi. Współpracujemy z każdym, kto może nam dostarczyć produkt. I to oczywiście ma wpływ na rynek niezależny, bo są firmy, które w całości mają teraz jednego czy dwóch dużych klientów. Takich podmiotów jest w Europie całkiem dużo i to oczywiście rzutuje na mniejsze wytwórnie.

To niejedyny problem małych wydawców. Po pożarze amerykańskich zakładów Apollo Masters specjalny lakier wykorzystywany do wycinania matryc produkuje obecnie tylko jedna firma na świecie. Japońskie MDC nie jest przy tym wielką fabryką – zdaniem prezesa polskiej tłoczni posiada tylko jedną linię produkcyjną. A skoro z jednej matrycy można wytłoczyć zarówno 100, jak i 10 tysięcy winyli, zaostrza się trend, by podwyższać minimalne nakłady oferowane przez tłocznie. Obecnie wynoszą one zwykle 500 sztuk, ale zdaniem przedsiębiorcy, jeśli popyt na nośniki będzie się utrzymywał, to mogą one wzrosnąć do 750 lub nawet do 1000 egzemplarzy. A to oznacza inwestycje, których mniejsi wydawcy mogą się obawiać.

Akceptacja i adaptacja

Choć obecna sytuacja na rynku fonograficznym rodzi problemy wytwórni i frustracje słuchaczy, można sobie wyobrazić optymistyczne scenariusze rozwiązania tej rynkowej destabilizacji. A może nawet dostrzec wynikające z niej pozytywy. Zacznijmy od tego, że dla branży fonograficznej większym problemem niż przekładanie premiery winylowych albumów jest niemożność ich szybkiego wznowienia w przypadku wyprzedaży pierwszego nakładu. Leigh tłumaczy: – W momencie, kiedy płyta znika z magazynów, trzeba czekać miesiącami, by znów się w nich pojawiła. Niektórzy wydawcy, słysząc o terminie oczekiwania na drugi nakład, rezygnują z niego. Wiedzą, że do tego czasu temat przestanie być gorący, bo medialny szum wygenerowany premierą ucichnie.

Niewykluczone więc, że obligatoryjne zwiększenie nakładów płyt winylowych, choć ryzykowne, okaże się na dłuższą metę opłacalne także dla mniejszych wydawców. Tym bardziej że ze względu na jednorazowy, stały koszt wyprodukowania matrycy koszt wytłoczenia jednej płyty winylowej spada wraz ze wzrostem nakładu. Niektóre wytwórnie już teraz przestały oglądać się na terminy w tłoczniach. Dotyczy to przede wszystkim większych wydawców, którzy osiągają dobre wyniki sprzedaży płyt kompaktowych. Ci nie mają problemu, by premiery ich albumów odbywały się dwukrotnie.

– Zawsze jesteśmy informowani przez tłocznie, jak wyglądają terminy, i nie mamy powodów, żeby narzekać na współpracę z nimi – twierdzi Katarzyna Stokłosa z wytwórni Kayax. – Faktycznie czas oczekiwania na wytłoczenie winyli znacznie się wydłużył, co oczywiście wpływa na naszą pracę. Ostatni album Krzyśka Zalewskiego „MTV Unplugged” ukazał się w listopadzie ubiegłego roku, a premierę winylową zrobiliśmy dopiero w marcu. Dla mnie to jest w dużej mierze kwestia podejścia, planu wydawniczego, zgody na rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Zresztą kiedyś tak to wyglądało: jeśli płyta CD odnosiła sprzedażowy sukces, to dopiero wtedy podejmowało się decyzję o wydaniu jej na winylu. Tę sytuację można obrócić na swoją korzyść. To pretekst, by dać nowe życie albumowi i zorganizować wokół niego działania promocyjne. A poza tym możliwość zamawiania albumu można uruchomić wcześniej, w preorderze.

Uroki niedoboru

Na terminy realizacji zamówień płyt winylowych wpływają nie tylko setki jubileuszowych edycji wznawianych przy każdej możliwej okazji. Wydłużają je także sami artyści, wymyślający coraz bardziej wyrafinowane obwoluty swoich albumów. Płyt, które zresztą nierzadko same są dziełami sztuki, mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy. Tak zwane „nośniki niszowe” produkuje się na liniach półautomatycznych. Oznacza to większy udział człowieka i niższe tempo wytwarzania. Co ciekawe, w produkcji takich ekskluzywnych płyt specjalizuje się Europa Środkowo-Wschodnia – ze względu na niższe koszty.

– Płytę Natalii Przybysz „Jak malować ogień” zrobiliśmy z materiałów z recyklingu – wspomina Stokłosa. – Dokładniej, z obwarzanków, które pozostają po wycięciu płyt innych artystów. Szukaliśmy więc tłoczni, która zgodzi się zebrać takie ścinki, podgrzać je i ponownie wytłoczyć w prasie.

Pytany o najciekawsze zlecenia prezes tłoczni XDISC wskazuje na zamówienie jednego z francuskich wydawców, który zażyczył sobie, aby nakład zawierał jedną unikatową płytę. Wyróżniającą się na tle pozostałych na przykład poprzez kolorystyczne wtrącenia. Oczywiście nikt nie wiedział, który to będzie egzemplarz. Kupującym album towarzyszyła więc ekscytacja związana z tym, że mogą trafić na białego kruka.

Takie pomysły z pewnością zwiększają koszty i wydłużają proces produkcji, ale same w sobie są częścią artystycznego procesu. Może więc przynajmniej my, słuchacze, powinniśmy z wyrozumiałością przyjmować informacje o kolejnych przesuniętych premierach i wiecznie odkładanych w czasie wznowieniach. Tym bardziej że zbieranie winyli nie ogranicza się przecież do ich zakupu. To także uczucie zawodu na wieść o wyprzedanym nakładzie. To codzienne wyglądanie wznowień. A wreszcie – rozkoszne chwile podczas buszowania w ofercie.

Jak przytomnie zauważa Wróbel: – Ostatecznie problem podaży ma też swoje dobre strony. W końcu to jeden z czynników, który sprawia, że winyle mają ten wyjątkowy, kolekcjonerski wymiar. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022