Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rozumni rodzice posłali mnie do neutralnej zerówki, ale była to tylko krótka ulga w histerii niedopasowania i niepewności, czy jestem już starszy, czy wciąż młodszy. Książki dawały szansę przekroczyć biologiczne ograniczenia. Większość bohaterów była starsza. Można było błyskawicznie starzeć się wraz z nimi. Jako 13-latek chłonący „Trzech muszkieterów”, byłem 18-letnim d’Artagnanem, który podbijał Paryż i świat. Za tydzień, kiedy wypożyczyłem drugą część, miałem już 42 lata i jego gorzką mądrość; kończyłem lekturę „Wicehrabiego de Bragelonne” jako wypalony 67-latek, bez przyjaciół, który ginie od przypadkowej kuli odbierając tytuł marszałka Francji. Dzięki czytaniu mogłem być w każdym wieku, podobnie jak dziś, kiedy większość ulubionych postaci literackich jest młodsza, czyli taka sama na zawsze, zamknięta w literaturze jak owady w bursztynie.
Podwórka nie dało się jednak uniknąć. Tam trwała hormonometryczna rywalizacja o starszeństwo, czyli niekończące się pasmo upokorzeń wynikających z nieciągłego rozwoju naszych ciał. Ach te pierwsze zwiastuny włosów łonowych i wąsów, i klat zarośniętych! Zawsze innych – Józka, Mariusza i Karola, ale nie własne. A kiedy już wykluły się wyczekane, to nawet szczęśliwemu posiadaczowi zdały się komiczne. Młode, rachityczne, rzadkie – hormonalne nowalijki wyszydzane przez kumpli i dziewczyny. Wreszcie starszy, ale wciąż śmieszny. Wtedy powinienem był już zacząć coś pojmować z tej fikcji bycia młodym lub starym. Mianowicie, że ani młodość, ani starość nie istnieją, a jedynie zmieniające się ciało, które bezskutecznie usiłujemy dopasować do cudzych wyobrażeń lub okiełznać jako natrętną przeszkodę dla pragnień. Starzenie się jest naszym przyrodzonym doświadczeniem jako jedynej istoty, która nie chce być tym, kim jest. Stąd często tak komiczne, bo zawsze nieadekwatne, ciągle z sobą nieuzgodnione. „Przegrywam bitwę z twarzą” – pisał Herbert, mnożąc stopnie oddalenia podmiotu myśli od jego fizycznego odbicia.
Pomarszczona maska w lustrze, a myśli 15-latka. Ciało swoje, a durny umysł swoje. Inaczej nie będzie, pozostaje z rezygnacją odegrać komiczną lub tragiczną rolę, która i tak jest poza naszym wyborem. Na szczęście jest literatura, dzięki której byliśmy starzy jako dzieci, a teraz dziecinne lub szczeniackie pragnienia nie wystawiają dojrzałości na pośmiewisko.
We wczesnych sztukach Szekspira postacie starców są komiczne, a młodzi są pięknie tragiczni, ponieważ wyzywają śmierć. Starzy z drugiego planu dostarczają nam śmiechu, młodzi wzruszenia, litości i trwogi. I tak jest dobrze, choć niesprawiedliwie. W późniejszych sztukach to się zmienia, a na koniec wszystkich zagarnia ten sam los, czy to Lear, czy Kordelia, Prospero czy Miranda. I to jest mądrzejsze, bośmy wszyscy śmieszni, zawsze od kogoś starsi lub młodsi, a od siebie najbardziej. ©