Spektakl przerywany

Przedstawienie Garbaczewskiego przybiera kształt iście postmodernistycznej kompozycji: inscenizacja "Księgi" jest tu tematem, którego nigdy nie usłyszymy w całości i tylko możemy próbować go zgadywać z przywołanych fragmentów.

17.03.2009

Czyta się kilka minut

Spektakl Krzysztofa Garbaczewskiego na podstawie "Tybetańskiej księgi umarłych" kończy zwrot do widzów, brzmiący mniej więcej w taki sposób: nie wiemy, czy to wszystko miało sens, może nie miało; wiemy, że niektórym ta księga jest potrzebna, dla niektórych jest ważna. Ktoś powiedziałby, że to łatwizna i strata czasu: zrobić spektakl po to, by zamanifestować, że literacki materiał jest dla nas obcy, może nawet bezwartościowy. Jednak wartość takiej kapitulacji zależy od tego, w jaki sposób i z jakich powodów do niej dochodzi. I czy twórcy także siebie obarczają odpowiedzialnością za niepowodzenie. Intrygujące przedstawienie Garbaczewskiego dostarcza na ten temat ciekawych odpowiedzi.

Buddyzm i postmodernizm

Najbardziej znaną wykładnię "Księgi" dał Jung, przekładając rytualną buddyjską opowieść na zachodnie kategorie myślenia. I to właśnie ta okoliczność, bardziej może nawet niż sama egzotyka i tematyka "Księgi", informuje nas o tym, że mamy do czynienia z materiałem, który dla pewnego rodzaju czytelnika jest trudno dostępny, niewiarygodny. Myślenie archetypami, wielkimi narracjami, wielkimi cyklami - kłóci się z postmodernistycznym dyskursem, poszukującym możliwości wypowiedzi w tym, co fragmentaryczne i nie-powtarzalne, który w bardzo jaskrawy sposób manifestuje się w teatrze wielu współczesnych reżyserów. Można zaryzykować twierdzenie, że takie myślenie jest wyrazem szerszego samopoczucia, co będzie o tyle istotne, że zadeklarowana głośno przez wrocławskich twórców obcość wobec "Księgi" wydaje się tyleż ich prywatnym wyznaniem, co gestem stwarzającym szansę na zbudowanie elementarnego porozumienia z widzem.

Mówię o tym, bo właśnie o porozumienie jest tu niezwykle ciężko. Przedstawienie jest męczące, niezrozumiałe, więcej - ostentacyjnie ignoruje widza. Rozpoczyna się sceną lektury "Księgi" nad łóżkiem zmarłego. Słowa przerywa łkanie, ciężkie westchnienia - czyżby chodziło o to, by przetransponowany na scenerię szpitalną buddyjski ceremoniał zakwestionować w zderzeniu z intymnym przeżyciem śmierci? Scena przechodzi płynnie w sytuację treningu: instruowani przez mistrza uczestnicy z wolna wpadają w trans, kołują, na koniec wyłaniają spośród siebie wybrańca. Ten zostaje na scenie sam i, leżąc na łóżku, długo monologuje... Kolejne sceny budowane są cierpliwie, z mozołem, w skupieniu - niemniej wywołują konsternację, a nawet zniecierpliwienie. Nie jesteśmy pewni, co mają znaczyć, do czego zmierzają, a nawet - czy traktować je na serio? Dlatego z wyraźną ulgą widownia wita pierwsze zerwanie przedstawienia: aktor nagle wychodzi z roli i opowiada o tym, ile wysiłku kosztuje go, by jego słowa do nas dotarły. Tymczasem, jak mu się wydaje, nie docierają...

Można przypuszczać, że to pierwsze pęknięcie wyznacza miejsce kryzysu, w którym twórcy rzeczywiście i dosłownie skapitulowali, tracąc wiarę, że ich praca przeniesie się na widzów. W kolejnej scenie podejmują jeszcze jedną, radykalnie inną próbę budowania narracji: za plastikową folią grupa aktorów, przebranych w jaskrawe kostiumy, kłębiąc się po scenie, podaje fragmenty tekstu. Jeśli poprzednio byliśmy pogubieni - teraz zupełnie się poddajemy. Wyraźna zmiana estetyki i gadżetów prowokuje, by gdzieś tutaj, na poziomie metateatralnej gry szukać sensów. Jednak nie mamy nawet możliwości zweryfikowania domysłów: ni stąd, ni zowąd następuje kolejne, finałowe zerwanie przedstawienia - i po mniej więcej godzinie rzecz dobiega końca.

Rygor i kaprysy

Już dawno nie czułem się w teatrze tak zagubiony. Tylko wysyłane sygnały, że moja dezorientacja jest wkalkulowana w przedstawienie - były oparciem. Nie znaczy to, że taka negatywna lektura jest jedyną ofertą dla widza. Przeciwnie - to właśnie te długie sekwencje, gdzie reżyser podejmuje próbę zbudowania spójnej narracji, szczególnie intrygują. Prowadzone z pietyzmem, gęste i hipnotyzujące, zostają zerwane w połowie i wyrzucone do kosza - co jest świadectwem jakiejś twórczej rozrzutności, kapryśności, która ostentacyjnie pozwala sobie na gesty próżne, bezczelne i wyzywające. Przedstawienie ma trochę charakter artystycznego wybryku: uwodzi i prowokuje, męczy - i pozostawia nas z niczym. Można powiedzieć, że niewiele więcej powinniśmy oczekiwać, skoro próbujemy zbliżyć się do doświadczenia śmierci...

Ale spektakl Garbaczewskiego nie da się tak łatwo zbyć - albo inaczej: to ja nie dam się spektaklowi tak łatwo zbyć. Moje uznanie wzbudziło to, że reżyser nie idzie na skróty, nie decyduje z góry o wartości "Księgi", nie próbuje cynicznie weryfikować jej przez współczesność. Podejmuje rzetelną próbę budowania inscenizacji, jakby wychodząc z założenia, że nim się poddamy, należy do końca wyczerpać możliwości - co jest postawą rzadko spotykaną, decydującą o oryginalności, a nawet specyficznej doniosłości teatralnych prób Garbaczewskiego. Przedstawienie ostatecznie przybiera kształt iście postmodernistycznej kompozycji: inscenizacja "Księgi" jest tu tematem, którego nigdy nie usłyszymy w całości i tylko możemy próbować go zgadywać z przywołanych fragmentów. Patrząc z tej perspektywy, szczątkowa struktura spektaklu staje się świadectwem autentycznego starcia pewnej wrażliwości i kompleksu możliwości twórczych z materiałem literackim. Starcia, w którym ujmująca artystyczna nonszalancja idzie o lepsze z budzącym uznanie uporem.

Nirvana na podst. "Tybetańskiej księgi umarłych", tłum.: Ireneusz Kania, adapt., reż., scenogr. Krzysztof Garbaczewski, scenogr. i kostiumy Anna Maria Karczmarska, muz. Jan Duszyński, choreogr. Tomasz Wygoda, premiera w Teatrze Polskim we Wrocławiu 6 marca 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2009