Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nikogo nie dziwi wzniesienie się prezydenta Dudy na szczyty popularności nienotowane od początku kadencji: w sierpniowym sondażu CBOS zaufanie doń deklarowało 71 proc. respondentów, aż o 11 pkt. więcej niż w lipcu. Jego interwencja przecinająca przesilenie wokół ustaw sądowniczych wpisała się idealnie w rolę, jaką w naszym imaginarium powinien pełnić „zastępczy król”, roztropnie rozstawiający po kątach graczy w momencie, gdy spór przekroczy raczej wysoką wśród Polaków barierę tolerowanego konfliktu.
W tym kontekście nie powinno też dziwić, że w kolejnym sondażu CBOS na bardziej szczegółowe pytanie, komu ufamy w kwestii tego, jak należy zmieniać sądownictwo, Duda jako jedyny uzyskał więcej opinii pozytywnych (42 proc.) niż negatywnych (37 proc.). Znamienne, że fatalnie wypadli tu zarówno Zbigniew Ziobro (22 proc. zaufania., 10 proc. ocen ambiwalentnych, 64 proc. nieufności), jak PiS (odpowiednio 23 proc., 8 proc., 64 proc.). Jak to rozumieć, skoro w innym sondażu, gdzie pytano o preferencję wyborczą, partia rządząca zaliczyła w sierpniu wzrost poparcia o 4 pkt. w stosunku do lipca, a PO spadek o 2 pkt.? Niezależnie od tego, że do opinii publicznej dotarł przekaz, iż wokół sądów dzieje się coś złego, majstrowanie przy trójpodziale władzy nie jest wciąż powodem, dla którego w Polsce można przegrać wybory. Poza tym uliczne protesty, które uśmierzyło dopiero prezydenckie weto, nie miały oblicza partyjnego i nie przełożyły się na lepszy wynik opozycji. Preferencje wyborcze to system naczyń połączonych: PiS nadal, jak widać, nie ma z kim przegrać. ©℗