Słońce polskie

Przyglądanie się słońcu nie należy do czynności zdrowych, choć jest niewątpliwie zajęciem ciekawym i uprawianym z różnymi efektami od dość dawna.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Rzec trzeba, że na temat kierowania wzroku ku słońcu powstało nieco porad, od amatorskich po profesjonalne, od optycznych wskazówek dla majsterkowiczów, poprzez wskazówki astronomów i kapłanów, na przestrogach medycyny konwencjonalnej kończąc. Każda z nich ostrzega przed zagrożeniami płynącymi z patrzenia – przed kalectwem bądź komplikacjami ocznymi, takoż przed skutkami o charakterze mózgowym bądź duchowym. Ponieważ w wielu dziedzinach podejmujemy się działań skrajnie pionierskich – czy to w obserwacjach z dziedziny nauk społecznych, politycznych, humanistycznych, medycznych czy przyrodniczych – dziś proponujemy spojrzeć na słońce po polsku, jako na zbrodniczy twór lewicy laickiej. Takie bowiem w czasie upałów notujemy opinie, kręcące się po brylantowych obręczach myśli prawicy polskiej. Owa osobliwa – nie bójmy się tego określenia – formacja intelektualna dostarcza nam bezustannie bezcennych wiadomości na tematy dowolne. Z wielką przyjemnością i za friko uzupełniamy te koncepty.

Zacznijmy od początku, czyli od wymiarów, do zanotowania w kapownikach. Zważmy, że słońce widziane z ziemi ma kształt średniego placka bez śliwek, bez trzeciego wymiaru. Jest niejako wyciętym z błyszczącej żółto folii krążkiem, jeżdżącym po niebo­skłonie od lewa do prawa. Jest plackiem świecącym, grzejącym kraj i ludzi w sposób koniecznie umiarkowany. Czynności te w sposób nieumiarkowany placek uprawia w krajach dzikich, co nas nie dotyczy, a przynajmniej nie powinno. Wiara, że słońce zachowuje się w jakiś określony sposób pod wpływem ziemskich oczekiwań, a to na przykład pod wpływem programów ugrupowań politycznych, bądź też że można je namówić na wiecu bądź to do świecenia zanadto, bądź nieświecenia w ogóle, jest szalenie stara i słuszna, i nasza, ale i nie nasza. Każdy pamięta aktora Zelnika w starym filmie dokumentalnym o faraonie (wszystkie filmy kręcone w Polsce są dokumentalne), gdzie słońce gaśnie w ramach zmowy arabskich elit. Podobnych przykładów moglibyśmy podać więcej, gdy słońce świecące nieumiarkowanie bądź niedostatecznie powodowało wzrost bądź spadek zbiorów podgrzybka, co było zawsze widomym znakiem nadchodzącej wojny, morowego powietrza, nadaktywności środowisk LGBT, kary boskiej i tak dalej, i tak dalej. Są to, zważmy, fakty sztywne, niepodważalne, gowinowskie, żywcem gotowe do umieszczenia w najnowszej podstawie programowej nauczania publicznego w Polsce, idealne do wykładania na uniwersytetach z szóstej setki globalnego, haniebnie antypolskiego i niesprawiedliwego rankingu placówek oświatowych. Sumując: słońce grzejące umiarkowanie jest prawicowe, grzejące szkodliwie jest lewicowe. Ta konkluzja daje nam asumpt do płynnego przejścia do spraw konfesyjnych, czyli podstawowych, albo, jak kto woli, podstawowszych.

Nie ulega bowiem kwestii, że musimy tu takoż rzucić garść bezcennych informacji na temat kultów solarnych, też w Polsce. Proszę notować. Zasadniczo owe kulty dzielimy na dwa rodzaje: kult słońca bezpośredni, gdzie obiektem wyznania jest placek, czyli mówiąc fachowo tarcza słoneczna, o tym było co nieco powyżej, oraz pośredni, przez uosobienie i czczenie słońca pod postacią bóstwa, będącego przede wszystkim w kontrze do bogów ciemności. Dla przykładu weźmy takiego Apolla, Ormuzda bądź Baldura, są to jednak bogowie nie nasi. Jeśli idzie o tereny tutejsze, moglibyśmy sobie pozwolić na ujęcie zagadnienia w genialnym skrócie: „Od Swarożyca do Gospodarza”, co brzmi – każdy przyzna – jak tytuł wybitnej dysertacji bądź to jednej z setek laudacji do tytułu Człowieka Roku (słonecznego). Nawiasem mówiąc, zauważyliśmy przy okazji, że na fali bzika lustracji nazewnictwa ulic miast polskich starannie ominięto motyw kultu solarnego. Ulic imienia Swarożyca jest wiele. W takich Chojnicach ulica Swarożyca łączy się z Piłsudskiego. Czemu? Temu. Kogoś dziwi to uzasadnienie? Niesłusznie, wszystko w Polsce uzasadnia się tak właśnie i dlatego tekst ten wygląda tak, jak wygląda. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018