Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Proces wytoczyli: 92-letni dziś b. żołnierz AK Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Pozwani – to niemiecka telewizja ZDF oraz producent serialu, firma UFA Fiction. Skarżący poczuli się urażeni wizją twórców serialu, którzy pokazali ich jako antysemitów i nacjonalistów współpracujących z Niemcami. Podczas poprzedniej rozprawy (w lipcu) Radłowski, uczestnik powstania warszawskiego i b. więzień obozu Auschwitz-Birkenau, mówił o serialu: „świadoma robota niemiecka”.
Pod specjalnym nadzorem
Aby dostać się na salę K-626 w nowej części krakowskiego Sądu Okręgowego, trzeba przejść przez drobiazgową kontrolę. Na sali głównie dziennikarze. A także świadek – prof. Bogdan Musiał, historyk. Jeszcze przed emisją serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” dostał do obejrzenia robocze wersje 1. i 3. odcinka. Mogło to być na przełomie września i października 2012 r.
Jak mówi – stało się to „przez przypadek”. Materiały z nieukończonego serialu przekazała mu Anja Greulich, współreżyserka jednego z dwóch 45-minutowych filmów dokumentalnych towarzyszących serialowi. Profesor obejrzał oba odcinki. W krakowskim sądzie zeznał, że stwierdził wówczas, iż są w nich „ogromne błędy”, zaś twórca scenariusza „nie miał pojęcia, co się działo podczas wojny na Wschodzie”. Jego zdaniem twórcy serialu posługiwali się kliszami, wykazując się brakiem historycznych i geograficznych kompetencji. Jako przykład podał scenę pacyfikacji wioski Ukraińców, która została umiejscowiona przez twórców serialu w okolicach... Bydgoszczy.
Po przekazaniu swoich uwag Anji Greulich prof. Musiał otrzymał z ZDF scenariusz całego serialu i naniósł swoje uwagi. Na ich podstawie, po rozmowie z historykiem, miała ona sporządzić notatkę dla ZDF. Konsultacje nie były objęte umową; profesor nie otrzymał za nie pieniędzy. Jednak sugerowane przez niego poprawki zostały ostatecznie uwzględnione, częściowo.
Dokument o antysemityzmie?
Przed sądem prof. Musiał stwierdził, że w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” pokazano pewne klisze myślenia o Polakach w Niemczech, powielane w przestrzeni publicznej od co najmniej dwóch dekad. Według profesora podobnych klisz producenci z ZDF szukali w wypowiedziach historyków w powstającym (już po serialu) filmie dokumentalnym.
Jeszcze przed nagraniem wywiadu z prof. Musiałem zapytano go podczas rozmowy w siedzibie ZDF w Moguncji, czy nie będzie miał oporu przed mówieniem o polskim antysemityzmie. Odpowiedział, iż antysemityzm istniał na terenach Polski okupowanej przez Niemców i Rosjan, ale że nie może być on głównym tematem filmu dokumentalnego, który „usprawiedliwia” błędy z produkcji fabularnej.
Wówczas usłyszał, że decydują o tym względy finansowe i żadnych „dokrętek” do ukończonego serialu nie można już zrobić. W serialu pozostała więc m.in. kuriozalna scena z transportem Żydów przewożonych bydlęcymi wagonami, który został zatrzymany przez oddział AK. Przed sądem historyk podkreślił, że historycznie nie jest ona po prostu możliwa. Wskazał też na wiele innych błędów rzeczowych – jak choćby trasa transportu kolejowego Żydów z Berlina do Auschwitz, która wiodła przez Lwów...
W rozmowach z producentami z ZDF prof. Musiał podkreślał, że emisja serialu w takim kształcie, w jakim zobaczył go w wersji przesłanej przed premierą, może wywołać międzynarodowy skandal, sami Polacy zaś „mogą się poczuć skrzywdzeni tym filmem”. W Krakowie Musiał zeznał, że po niemieckiej premierze serialu, podczas rozmowy z Anją Greulich, usłyszał od niej: „Miał pan rację, wskazując na błędy i ostrzegając przed międzynarodowym skandalem”. Podziękowała mu także za uwagi dotyczące scenariusza, które „były ostrzeżeniem dla ZDF”.
Historycy-konsultanci
W dwuczęściowym cyklu dokumentalnym „Unsere Mütter, unsere Väter. Die Dokumentation” nie zacytowano prof. Musiała, choć nagranie wywiadu z nim trwało ok. 4-6 godzin. W dokumencie wystąpił za to inny konsultant ZDF – niemiecki historyk Christian Hartmann, autor wielu prac z historii Wehrmachtu, który podkreślił, że polscy partyzanci pomagali Niemcom tropić i zabijać Żydów.
Prof. Musiał sprzeciwiał się przed sądem takiemu stawianiu sprawy. Sytuacja na okupowanych terenach Polski – dowodził – była bowiem skomplikowana. W Kraju Warty partyzantka była śladowa, w Generalnym Gubernatorstwie oddziały AK zaczęły działania w terenie dopiero w 1943 r. Natomiast na okupowanych przez Sowietów Kresach mogło się zdarzyć, że AK broniła miejscowej ludności z jednej strony przed banderowcami, a z drugiej przed bandami, których członkami byli Żydzi, ukrywający się po lasach i napadający na miejscową ludność w poszukiwaniu jedzenia.
Kontekst tych wydarzeń jest taki – konkludował przed sądem profesor Musiał – że stworzyły je wojna i trwająca wiele lat okupacja. Jeśli zapomnimy o tym kontekście, to zostaną nam określenia: „akowscy antysemici”, „polscy bandyci” i „mordercy Żydów”.
Z kolei jednym z pięciu konsultantów serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” został prof. Julius H. Schoeps – dyrektor Centrum Studiów Europejsko-Żydowskich im. Mojżesza Mendelssohna na Uniwersytecie Poczdamskim i autor wydanego w Polsce „Nowego leksykonu judaistycznego”.
W sądzie prof. Musiał tak skwitował kompetencje Schoepsa: „Wie tyle o Polsce, co ja o Japonii. Jego specjalnością jest historia Żydów w Niemczech”.
Po premierze serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” (marzec 2013) prof. Schoeps powiedział w wywiadzie dla „Deutsche Welle”, że nie jest „ekspertem od spraw polskich”, ale stwierdził też, że serial nie jest tendencyjny i nie ma w nim przekłamań historycznych. Po premierze serialu w Polsce (czerwiec 2013) wziął udział w debacie. Widzowie TVP usłyszeli wówczas od niego, że „w Armii Krajowej były grupy antysemickie”. Historyk podkreślił, że niemiecki serial nie jest dokumentem, ale fabułą. Przypomniał przy okazji Jedwabne i Kielce jako przykłady polskiego antysemityzmu. Dodał, że jest „Żydem i niemieckim obywatelem i prawdopodobnie przez to ma trochę inny punkt widzenia na wydarzenia sprzed lat niż ktoś, kto Żydem nie jest”.
To nie koniec procesu. Podczas jednej z kolejnych rozpraw przed krakowskim sądem prof. Schoeps ma mówić o potencjalnym prawdopodobieństwie przedstawionych w serialu wydarzeń oraz „historycznej wiarygodności kreacji postaci fikcyjnych w kontekście braku rzekomego naruszenia dóbr osobistych przez pozwanych”. Proces w odcinkach trwa. ©