Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Pani Fundacja wydobyła dane z wojewódzkich komend policji. Wynika z nich, że znowu – podobnie jak rok temu – zwiększyła się liczba prób samobójczych wśród młodych Polaków. Bijemy smutny rekord.
PAULINA FILIPOWICZ: Mówimy o 2139 próbach samobójczych Polaków do 18. roku życia w ubiegłym roku. Za każdym takim przypadkiem stoi dramatyczna historia. A to niestety nie jest ani całość zjawiska ciężkich kryzysów wśród młodych ludzi, ani nawet suma wszystkich prób samobójczych – nie wiemy przecież dokładnie, ile było tych, których nikt nie zaraportował policji. W niektórych zakątkach Polski kryzysy suicydalne to nadal temat tabu: nie mówi się o nich, a tym bardziej nie zgłasza służbom. Wedle różnych szacunków prawdziwa liczba prób przekracza tę oficjalnie podawaną kilku-, albo nawet kilkunastokrotnie.
Jedna liczba na szczęście – choć to słowo w tym kontekście ciężko przechodzi przez gardło – nie rośnie, a nawet delikatnie spada: to liczba prób zakończonych śmiercią, których było wśród nieletnich 146. Jak to interpretować: ciężkie kryzysy faktycznie przeżywamy częściej czy raczej chętniej o nich mówimy?
Są dane, które pokazują, że skala kryzysów – zwłaszcza depresyjnych – się zwiększa. Równocześnie jestem też pewna, że kiedyś mówiło się mniej na ten temat, w efekcie czego jeszcze większy niż dziś odsetek np. prób samobójczych mógł pozostawać w szarej statystycznej strefie. Zwłaszcza młode pokolenie – i to jest w tym wszystkim dobra wiadomość – potrafi dziś o kryzysach rozmawiać, prosić o pomoc i korzystać z dość szerokiego nurtu psychoedukacji w przestrzeni internetowej. Wiele się mówi o fake newsach i dezinformacji, a znacznie mniej o tym, że w sieci jest coraz więcej rzetelnych informacji o tym, jak i gdzie szukać wsparcia. Nie raz zdarza mi się słyszeć od młodych ludzi, że te informacje im pomagają, a nawet niektórych ratują.
Rząd zadeklarował wydanie 3 dodatkowych miliardów złotych na onkologię i psychiatrię dziecięcą. Jak tych pieniędzy nie zmarnować?
Nasza główna rekomendacja to rozwój sieci pomocy środowiskowej – czyli blisko miejsca zamieszkania – i tej ambulatoryjnej. Media poświęcają zwykle najwięcej uwagi przepełnionym oddziałom dziecięcym szpitali psychiatrycznych. To duży problem, ale najwięcej zaniechań ma miejsce w tysiącach rozsianych po Polsce wsi i małych miejscowości, gdzie nie ma pomocy w sytuacjach niewymagających jeszcze ratowania życia i zdrowia. Mowa u sytuacji, gdy kryzys się dopiero rozwija, tli – i albo zostanie w porę wychwycony, albo za jakiś czas młody człowiek faktycznie trafi do zatłoczonej sali szpitalnej. Brakuje ośrodków interwencji kryzysowej – są w zasadzie tylko w dużych miastach.
Z profilaktyką i pomocą środowiskową jest źle, bo jest źle z kadrami?
Tak, a ściślej biorąc: psychiatrów dziecięcych brakuje w zasadzie wszędzie, skoro w cały kraj mamy ich ledwie nieco ponad 500, natomiast niedobory psychoterapeutów i psychologów odczuwalne są w sektorze publicznym, przede wszystkim w mniejszych miejscowościach.
Jak odpoczywać w niespokojnym świecie
Po prostu najlepsi fachowcy uciekają do sektora prywatnego, czemu trudno się dziwić – tam mogą zarobić. W publicznej ochronie zdrowia – i to jest problem do jak najszybszego rozwiązania – wyceny usług medycznych związanych ze zdrowiem psychicznym są bardzo niskie, a zarobki lekarzy i psychoterapeutów nieatrakcyjne. Niewiele się pod tym względem zmieni, dopóki rządzący nie zdecydują się lepiej doceniać pracę ludzi, którzy pomagają naszym dzieciom.