Pod sierpem i młotem. Co zrobić z sowieckimi pomnikami

Po napaści Rosji na Ukrainę Polska pozbywa się dowodów wdzięczności za "wyzwolenie". Ale czy burzenie pomników to jedyny sposób na odkłamywanie historii?

10.06.2023

Czyta się kilka minut

Usuwanie sierpa i młota z Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej, Olsztyn, listopad 2022 r.  / ROBERT ROBASZEWSKI / AGENCJA WYBORCZA.PL
Usuwanie sierpa i młota z Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej, Olsztyn, listopad 2022 r. / ROBERT ROBASZEWSKI / AGENCJA WYBORCZA.PL

Przed 24 lutego 2022 r. w Polsce było już tylko kilkadziesiąt pomników poświęconych Armii Czerwonej. W krótkim czasie i te zaczęto burzyć. Jednocześnie w Rosji niszczono upamiętnienia polskich ofiar czasów carskich czy Związku Sowieckiego. Front pomnikowy stał się jeszcze jednym frontem tej wojny.

Znajdujące się u nas sowieckie pomniki – ale też tablice i groby – przestały być już bezzębnymi zmurszałościami po „komunie”. W ostatnich miesiącach, wraz z narastającym poczuciem, że armia Putina to kolejna inkarnacja armii Stalina, a Federacja Rosyjska to po Rosji Romanowów czy Związku Sowieckim kolejny szyld tego samego imperium – nabierały nowych znaczeń. Polska dekomunizacja oficjalnie jest desowietyzacją. W praktyce – derusyfikacją.

Co to znaczy: wyzwolenie

Jeden z około 30 sowieckich pomników, które uchowały się w Polsce, stoi w centrum Olsztyna. To dwa kilkunastometrowe pylony, przypominające monstrualne szubienice. Ich autorem jest słynny rzeźbiarz ­Xawery Dunikowski. „Szubienice” zamówił u niego Mieczysław Moczar, ówczesny wojewoda olsztyński.

Odsłonięte w 1954 r. dzieło Dunikowskiego najpierw nazwano Pomnikiem Wdzięczności Armii Czerwonej, a po pewnym czasie przemianowano na Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej. I choć figurowali na nim żołnierz Armii Czerwonej oraz sierp i młot, monument nie­ ­podpadł pod ustawę dekomunizacyjną. Dlaczego? Figurował w rejestrze zabytków.

Wszystko zmienił 24 lutego 2022 r. Tego dnia pomnik znów stał się „widoczny”, a prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz oświadczył: „Ponieważ dzisiejsza, zbrodnicza, putinowska Rosja odwołuje się do tradycji Armii Czerwonej, której brutalności mieszkańcy Warmii i Mazur doświadczyli w roku 1945, podjąłem decyzję o wystąpieniu do ministra kultury i dziedzictwa narodowego z wnioskiem o zdjęcie ochrony konserwatorskiej z Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej”.

Po kilku tygodniach prezydent ze swojego pomysłu się co prawda wycofał i dziś jest gorącym orędownikiem uratowania pomnika, ale raz wprawionej w ruch machiny nie sposób było już zatrzymać. Pomysłowi usunięcia „Dunikowskiego” przyklasnęli wojewoda, prezes IPN i minister kultury Piotr Gliński, który wykreślił „szubienice” z rejestru zabytków. Droga do demontażu stanęła otworem, a jedną z warstw sporu o „Dunikowskiego” stał się konflikt władz warszawskich i olsztyńskich, centrali z regionem. Prezydent Grzymowicz postanowił sam nieco zdekomunizować „Dunikowskiego” i polecił skuć z niego sierp i młot. Warszawy to jednak nie przekonało. Spór trwa do dziś, a pomnik w każdej chwili może zostać z placu usunięty.

Kontrowersje wzbudza już sama nazwa – Pomnik Wyzwolenia. Można spierać się o termin „wyzwolenie” w odniesieniu do przedwojennych ziem polskich, ale w przypadku Szczecina, Olsztyna czy Zgorzelca słowo to jest jeszcze bardziej kłopotliwe. W 1945 r. Armia Czerwona inaczej wkraczała na późniejsze Ziemie Odzyskane, inaczej na przedwojenne ­ ziemie polskie. W przypadku tych drugich skupiamy się na tym, co stało się w latach po jej wkroczeniu, a w przypadku tych pierwszych również na tym, jak wyglądało samo wkraczanie.

W Allenstein, który był zamieszkany niemal wyłącznie przez Niemców, doszło do mordów i gwałtów na cywilach, grabieży i spalenia miasta. Następnie, po tym gdy miasto ogłoszono Olsztynem, nastąpiła niemal całkowita wymiana ludności. W mieście nie pozostało wielu świadków „wyzwolenia”.

Wszystko to generuje w Olsztynie pytania, które trudno stawiać w Krakowie czy Łodzi. Czy można wyzwolić Niemców od Niemców? Czy w opinii swoich mieszkańców Allenstein/Olsztyn był przed 1945 r. zniewolony, aby dało się go wyzwolić? Czy zamiast o oswobodzeniu niemieckiego miasta nie powinniśmy mówić o jego podbiciu, a pomnikowi nadać trzecią już nazwę?

A może jeszcze inną perspektywę na „wyzwolenie” miał krakowianin Dunikowski, którego po pięciu latach Armia Czerwona wyzwoliła z Auschwitz?

Kukułcze jajo

– Burzyć czy nie burzyć? – pytam Mariusza Sieniewicza, pisarza i dyrektora olsztyńskiego Miejskiego Ośrodka Kultury.

– W takich debatach łatwo wejść w buty bądź dobrego samarytanina, bądź Robespierre’a – odpowiada. – Jedno moje „ja” ma przed oczami rosyjskie zbrodnie w Buczy i chce ten pomnik wysadzić. Drugie „ja” myśli, że to słaby świat, gdy w imię moralnych racji chce burzyć i niszczyć.

– Może czasem trzeba zburzyć?

– A może tym samym damy naszym dzieciom prawo, by wyburzyli nasz świat, jeśli okaże się dla nich wstydliwy i nie do ogarnięcia? Co pokolenie reset, zmiana pamięci i historii, gumkowanie. Burzenie jest niebezpieczne. Poza tym jestem wilniukiem, dzieckiem repatriantów, a ten pomnik to jedyne upamiętnienie roku 1945 w Olsztynie. Lepiej się zmagać z tym garbem, bo inaczej zupełnie zapomnimy o tamtych wydarzeniach.

– A nazwa „Pomnik Wyzwolenia” pana nie drażni?

– Dla mnie najlepszą nazwą są „szubienice”. Tak się tu mówi, a słowotwórstwo mieszkańców oddaje często więcej niż naukowe dysertacje. Sowieci przynieśli tu te dwie „szubienice”, żeby w ich cieniu mordować i gwałcić w akcie zemsty za własne ofiary. Poza tym, wie pan – teraz jest dużo pięknych słów, a potem okaże się, że po zburzeniu przyjdzie deweloper i wszystkich pogodzi – mówi mi Sieniewicz.

To dyskusja nie tylko lokalna. Jej echo słyszę często. Parę lat temu w Szczecinie debatowano, czy należy dekomunizować ulicę Obrońców Stalingradu. Dyskusja ta pozwala raz za razem zastanawiać się, jaką rolę odegrała Armia Czerwona w 1945 r. dla Polaków – z jednej strony bowiem Polskę zniewalała, a z drugiej była jej sojuszniczką w koalicji antyhitlerowskiej i wygnała nazistów. A piszę to jako potomek ludzi, którzy w niemieckim Gleiwitz doświadczyli tego samego, co mieszkańcy Allenstein. Ale również jako potomek tych, którzy we Lwowie przeżyli sowiecką okupację i trafili na Ziemie Odzyskane.

Mariusz Sieniewicz: – Istotą sporu jest to, że nie mamy prawdziwej, tożsamościowej opowieści o latach 1945-89. Najpierw mówiono, że to powrót do macierzy, a po przełomie zapomnieliśmy o skomplikowanych losach tej ziemi, mieliśmy dryfować w stronę nieobciążonej, przezroczystej tożsamości. Smarzowski próbował o tym mówić w „Róży”, i tyle. Dlatego później, gdy wybucha taki spór, nie mamy narzędzi, żeby rozmawiać, żeby szukać miejsc wspólnych. Pozostaje historyczna plemienność.

Sieniewicz to jeden z tych, którzy nie ułatwiają wyrobienia sobie jednoznacznej opinii. Na koniec naszej rozmowy dodaje:

– A może jednak jesteśmy bandą hipokrytów? Może nikt nie ma w sobie odwagi, by wziąć odpowiedzialność za nawet najbardziej radykalną, „złą” decyzję? Te „szubienice” to kukułcze jajo naszej tożsamości. Z jednej strony mówimy, że to wybitne dzieło sztuki, z drugiej – skuwamy jego wstydliwe kawałki i „emblematy”. Szukamy niemożliwego kompromisu, odwracając wzrok od repatrianckich pokoleń.

Pamięć trudna, ale lepsza

Pod pomnik idę ulicą 22 Stycznia. Pierwotnie upamiętniała „wyzwolenie” miasta przez Armię Czerwoną 22 stycznia 1945 r., ale niedawno „zdekomunizowano” ją na inny 22 stycznia. Teraz nazwa upamiętnia dzień wybuchu antyrosyjskiego powstania styczniowego.

„Dunikowski” stoi obok urzędu marszałkowskiego, dawnego gmachu pruskiej rejencji olsztyńskiej. Nad wejściem do budynku widzę ślady po skutych niemieckich napisach. Wszystko to tworzy niepokojącą kompozycję – każda kolejna władza stawia swoje i skuwa czyjeś.

Ale tutaj dominuje „Dunikowski” – dwa pylony wyglądają jak niedomknięty łuk triumfalny. Olsztynianie już dawno go sobie oswoili. Stał się przezroczysty do tego stopnia, że pod sierpem i młotem urządzano stacje na procesje Bożego Ciała i miejskie sylwestry. Jakiś czas temu pomnik ogrodzono; w mieście słyszę, że jest w złym stanie i się sypie. Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę niektórzy olsztynianie potraktowali go jako emanację Kremla. Jedni wieszali nekrologi ukraińskich dzieci czy baner „Solidarni z Ukrainą”, inni wypisywali hasła, które widzę również teraz: „Slava Rosji” czy kilka literek „Z”.

Najgłośniejszym orędownikiem zachowania pomnika jest prof. Robert Traba – historyk, współtwórca słynnej olsztyńskiej Borussii. Traba chce, aby na placu przy pomniku powstała przestrzeń artystyczno-muzealna, która zneutralizuje militarystyczny przekaz „Dunikowskiego” i opowie o historii tego miejsca: od 1933 r. i dojścia do władzy nazistów po polskie powojnie.

– Pamięć może być narodowa, czyli antagonistyczna. Może też być kosmopolityczna, czyli relatywizująca wątki narodowe. Obie łatwo poddają się ideologizacji. Marzy mi się, aby przy „Dunikowskim” pojawiła się wystawa w duchu pamięci dialogicznej, czyli kontrowersyjnej. Trudnej, a nie łatwej – mówi mi Traba.

Traba chciałby wstrzymania trwającego od kilkunastu lat procesu banalizowania historii i pisania jej od nowa. Jego zdaniem banalizujemy ją twierdząc np., że wszyscy „żołnierze wyklęci” byli bohaterami bądź że większość Polaków pomagała podczas wojny Żydom. O pomniku napisał w październiku 2022 r. do prezesa IPN Karola Nawrockiego list otwarty.

– Za jedną frazę z tego listu otrzymałem od ministra Glińskiego wezwanie przedsądowe – mówi mi Robert Traba.

– Za co konkretnie minister chce pana pozwać?

– W moim liście do prezesa IPN padają słowa, że złamaniem prawa nie jest pozostawienie „Dunikowskiego”, a „prawo dziś łamie rząd w osobach ministrów Piotra Glińskiego i Jarosława Sellina oraz Pan [Nawrocki – przyp. red.], wzywając de facto do likwidacji pomnika”.

– Co zamierza pan zrobić?

– Minister chce, abym się pokajał, przeprosił i zapłacił pewną kwotę zadośćuczynienia. Odrzuciłem to pismo. Do rozprawy dojdzie najpewniej w czerwcu. W ten sposób władze chcą zastraszyć przeciwników politycznych. Inna rzecz, że używają do tego publicznych pieniędzy – tłumaczy Traba.

Potrzeba gestu

Czego życzyliby sobie sami olsztynianie? Według przeprowadzonego wiosną 2022 r. badania IBRiS mieszkańcy podzielili się na pół: 46 proc. chciało pozostawienia pomnika, 43 proc. – przeniesienia go w inne miejsce.

– Do 24 lutego ubiegłego roku też wolałam pozostawić pomnik – bo to Dunikowski, bo to zabytek, bo to dobry układ urbanistyczny. Ale po 24 lutego już go tam po prostu nie chcę – mówi mi Joanna Piotrowska, historyczka sztuki. – Zaczęłam widzieć uciekających Ukraińców, mordowanych cywili, wszystko to, co znamy z czasów sowieckiego terroru. Teraz wszystko to wróciło i dlatego ja już nie chcę oglądać pomnika w środku miasta, na którym jest zwycięski sowiecki żołnierz – mówi.

Piotrowska zwraca też uwagę, że może tylko nas uczono, iż Dunikowski jest wielkim klasykiem, bo chciano, abyśmy po wojnie w to uwierzyli? Współpracował z każdą władzą, również w czasach stalinowskich. Wielu zarzuca mu, że rzeźbił oryginalnie w formie, ale typowo w treści, a złośliwi powiedzą: koniunkturalnie. Przed wojną tworzył Józefa Piłsudskiego, Fryderyka Chopina i polskich królów, a po wojnie – m.in. Lenina, Stalina i czerwonoarmistów. Według projektu „szubienic” przed wojną miał powstać pomnik Piłsudskiego, ale Dunikowski nie zdążył go wykonać, a po wojnie usunął z projektu Piłsudskiego i dodał obowiązujące akcenty.

– Słyszę: pozostawmy, opatrzmy komentarzem. A może właśnie nie? Może potrzebujemy dziś mocnego gestu? Czasem trzeba mówić o pojednaniu, a czasem trzeba obalić sowieckiego żołnierza. On tu przyszedł i na blisko pół wieku załatwił pół Europy – mówi Piotrowska.

– To co: zburzyć?

– Nie, przenieśmy go na cmentarz żołnierzy radzieckich. Choć mnie się marzy, żeby zrobić z niego land art, dzieło sztuki: rozłożyć na kawałki, rozsypać gdzieś i pozwolić, żeby mech go obrósł, żeby siadały na nim pary i oglądały księżyc, ale żeby przestał dominować nad okolicą, stał się częścią krajobrazu. Obalony, ale nie wymazany.

Piotrowska wywodzi się z rodziny pochodzącej ze Lwowa. Kresowiacy mają swoją pamięć o Sowietach. W takim Krakowie Armia Czerwona pojawiła się na krótko i poszła dalej, na Berlin. Tymczasem Polacy w Grodnie czy Drohobyczu przeżyli pod Sowietami kilka wojennych lat, często doświadczając strasznych represji. Ta pamięć – podobnie jak wołyńska – najsilniejsza jest dziś właśnie na Ziemiach Odzyskanych. Kresowy rodowód znacznej części olsztynian też nie jest bez znaczenia dla sporu o „Dunikowskiego”.

A ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że obie strony tego sporu dochodzą do innych wniosków nie dlatego, że mają różne co do pomnika poglądy, ale dlatego, że ostatecznie bardziej kierują się bądź sercem, bądź rozumem; bądź czuciem, bądź szkiełkiem.

***

Początkowo nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak można nie protestować przeciwko obecności sierpa i młota w swojej okolicy. Uświadomił mi to dopiero prof. Traba.

– Przecież u was na Górze św. Anny też nie skuli sierpa i młota.

– Tam nie ma niczego takiego.

– Oczywiście, że jest – mówi profesor. – Na Pomniku Czynu Powstańczego, który zresztą również stworzył Dunikowski, macie nie tylko sierp i młot, ale również czerwonoarmistę. Pan o tym nie wie, choć zna pan tamten pomnik. Bez rytualizacji idei pomniki stają się martwymi punktami w topografii. I teraz, pisząc „o naszym Dunikowskim”, wywoła pan temat i zacznie się również problem z „waszym, śląskim Dunikowskim”. Właśnie dlatego olsztyński spór nie jest sporem lokalnym. Jeśli nie będziemy głośno sprzeciwiać się zmienianiu historii w czarno-biały przekaz, pewnego dnia obudzimy się nie w demokracji, tylko w autorytaryzmie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Pod sierpem i młotem