Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W walce o przeszłość Rosjanie czują się pewniej niż my. Sieją propagandę bez obaw, że ktoś ich historyczne kłamstwa zdementuje. Głos historyków z Memoriału jest, niestety, niesłyszalny. Chór dziennikarzy powtarza za władzami radziecką wersję historii. W Polsce zaś dziennikarze poza streszczeniem słów Andrzeja Dudy mogą mówić, że zdaniem ekspertów zabicie polskich oficerów było zbrodnią wojenną. Dylematem (chyba nie do pokonania) jest też to, że wejście na nasze tereny Armii Czerwonej w 1945 r. było jednocześnie wyzwoleniem, jak wstępem do kolejnego zniewolenia. Nasi historycy na każde stwierdzenie muszą odpowiadać „tak, ale…”. Rosyjska propaganda nie ma takich dylematów: w gen. Czerniachowskim widzi bohatera, sprawę katyńską uważa za zakończoną (ewentualnie zawsze znajdzie się usłużny historyk, które powie, że mordowali Niemcy).
Zła wiadomość jest taka, że w Polsce wciąż stoi sporo pomników upamiętniających wejście Armii Czerwonej, a niektóre z nich (choćby tablica ze Stalinem w Cybince, o której pisaliśmy dwa miesiące temu) powinny jak najszybciej zniknąć. Przy każdym demontażu Rosjanie będą nas atakować, a po dojściu PiS do władzy podobne stwierdzenia, jak to, które usłyszeliśmy od prezydenta, będą padać z ust innych wysokich urzędników państwowych. Rosjanom w to graj – trudne wiadomości o swojej gospodarce będą mogli „przykrywać” informacjami z frontu walki o historię. Reżim Putina zaostrza kurs, radziecka wizja historii jest w pełni przywracana, więc nic nie wskazuje na to, by nasze spory o historię miały się szybko skończyć. ©