Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie, nie będzie o znakomitej w intencjach i dyskusyjnej w realizacji (zaprezentowany pod Pałacem Prezydenckim orzeł z białej czekolady, na dziwnym brązowym wzgórku, wyglądał rzeczywiście jakby polazł w... Wyspiańskiego) kampanii społecznej „Gazety Wyborczej” i „Trójki”.
Nie będzie, choć obchodzenie Święta Flagi – tak samo jak picie toastu za wolność 4 czerwca i wszelkie inne przejawy cieszenia się normalną niepodległością, zasługują na akces i sami w poprzednim numerze „Tygodnika” szukaliśmy i znajdowaliśmy wiele śladów fajnej Polski.
Będzie o finale Ligi Mistrzów, w którym za kilka tygodni zagra Borussia Dortmund z trzema Polakami w składzie. Będzie o popisie Roberta Lewandowskiego w pierwszym meczu półfinałowym z Realem Madryt (cztery gole w jednym spotkaniu tej rangi stawiają Polaka wśród legend piłki – Alfreda di Stefano, Sandora Koscisa, Ferenca Puskasa i Lionela Messiego), o dobrym występie Łukasza Piszczka przeciwko Cristiano Ronaldo w meczu rewanżowym albo o wsparciu, którego obu kolegom udzielał Jakub Błaszczykowski. Orzeł może?
Zaraz, to nie takie proste. Przecież od geniuszu piłkarskich jednostek wyżej cenię zbiorową mądrość lub (bardziej jeszcze) zbiorowy wysiłek, a zgodnie z credo wielkiego kibica i reżysera Kena Loacha od bramek wolę podania. Innymi słowy: bardziej interesuje mnie to, że Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek są częścią drużyny, a drużyna – częścią ligi, zaprzeczającej stereotypom na temat wszystkiego, co niemieckie. Trudno nie zauważyć, że w europejskim futbolu narodziła się nowa siła: świetni technicznie piłkarze i nowatorscy taktycznie trenerzy zza naszej zachodniej granicy, pracujący przy pełnych trybunach (tanie bilety!), w dobrze zarządzanych (także przez przedstawicieli kibiców) klubach, zakwestionowali dotychczasową angielsko-hiszpańską dominację...
To prawda: czując dumę z faktu, że trzech Polaków zagra w finale Ligi Mistrzów, a prasa całej Europy oszalała na temat Napastnika z Dalekiego Kraju, nie przestaję myśleć o tym, czy, kiedy i po spełnieniu jakich warunków polska ekstraklasa piłkarska może pójść w ślady Bundesligi. Przypominam sobie również incydent z udziałem trenera Tomasza Hajty, kilka dni po sukcesie „polskiej” Borussii usuwanego z ławki rezerwowych Jagiellonii Białystok za wulgarny bluzg pod adresem grającego w Lechu Poznań zawodnika z Panamy. Podobnych przykładów natychmiast przychodzi mi do głowy dużo więcej i widzę, jak niepostrzeżenie sam staję się przykładem Polaka „pesymisty, malkontenta i nadętego smutasa”, z którym chcieli się rozprawić organizatorzy akcji „Orzeł może!”.
Dobrze więc. Trzech Polaków zagra w finale Ligi Mistrzów. Czuję dumę. Orzeł może. Mimo wszystko.