Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdyby powiedziano nam kiedykolwiek, że w biały dzień w Telewizji Polskiej zobaczymy twardą pornografię komentowaną na żywo przez ministrów polskiego rządu, tobyśmy nie uwierzyli i puknęli się w myślące czółko.
Wiara nasza – musimy to wyznać – w zdolności polskich polityków do kompromitacji i do braku jakichkolwiek hamulców jest wielka. W ciągu trzech dekad wypełniliśmy notesy znakomicie udokumentowanymi zapiskami, szkicami i tabelkami umożliwiającymi studia nad polską polityką, a zwłaszcza nad tym elementem, który jest jej trzpieniem, czyli nad kompromitacją właśnie. Idzie nam tu o kompromitacje wszelakie, a więc – pardon – intelektualne, ale też wizerunkowe i, rzecz jasna, moralne, choć to ostatnie w ogóle nie wiadomo, co w Polsce znaczy. Zapewne nic. No więc rzec można ponuro, że powinniśmy być przygotowani na wszystko. Na – to trzeba z naciskiem powtórzyć – absolutnie wszystko, cokolwiek chora wyobraźnia jest w stanie nam podpowiedzieć. I oto okazało się, że nie, że jesteśmy jak owo kociątko mruczące, jak kózka na pochyłe drzewko skacząca, jak gołąbek gruchający: jesteśmy naiwni, ufni i pełni miłości do świata oraz wszelkiego stworzenia. Okazało się, że jesteśmy gruntownie nieprzygotowani, ani teoretycznie, ani praktycznie, do życia w kraju rządzonym przez najgorliwiej zadeklarowanych prawicowych katolików. Ten występ i pokaz nas kompletnie zamurował i nie wstydzimy się owego szczerego zaskoczenia ani takoż nie chcemy go ukrywać przed najszerszymi rzeszami.
Do rzeczy. Wrażenia ze wspomnianej tu na początku anty- człowieczej konferencji polskich ministrów i wojskowego były zaskakujące i mocne na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, oczywiście dlatego, że na pewno w ramach misji, jaką telewizja publiczna ma przecież wpisaną do swego statutu, pokazano bardzo gorszące fotografie w porze, gdy nasze najsłodsze dzieciaczki jeszcze nie śpią. Ta uwaga – teraz przeczytaliśmy sobie to zdanie po raz wtóry – rzeczywiście daje nam autoświadectwo czołowego w prasie polskiej naiwniaka i frajera o miękkim sercu. Przykre to, ale niestety prawdziwe.
Po drugie, moc konferencji Błaszczaka, Kamińskiego, Pragi i Żaryna ma wymiar globalny. Nie przypominamy sobie, by przedstawiciele jakiegokolwiek rządu na świecie dali kiedykolwiek tego typu przedstawienie, by występowali w podobnej scenografii, w podobnych kostiumach i z podobną listą dialogową.
Po trzecie, konferencja ta wybiła nas na zawsze z przekonania o niezdolności polskich realizatorów kinowo-telewizyjnych do uzyskania światowej jakości efektów. Oto przez lata z ogromnym znudzeniem i lekceważeniem oglądaliśmy polskie próby wysadzania zamczysk, szarż konnych, pancernych, erotycznych i tym podobnych realizacji, będących chlebem powszednim zamożnych kinematografii na świecie. Wszyscy wiemy, że jeśli idzie o rodzimą produkcję, to owa wymagała zawsze od widza mnóstwa dobrej woli, zdolności abstrakcyjnego myślenia i gibkości w przyjmowaniu umowności. Tu zaś żadnej umowności nie było. Widz nie musiał kręcić się w labiryntach własnej wyobraźni zdrowej bądź chorej, nie musiał gubić się w domysłach, o co akurat teraz na polskim srebrnym ekranie chodzi. Dostał bowiem na tacy to, co w kinie najlepsze, czyli rewelacyjnego operatora pracującego w dodatku na żywo, czującego klimat i wagę chwili. Dostał konkret, a nie jakieś moralne niepokoje czy łzawe noce i dnie. Kamera – przypomnijmy sobie – na zmianę pokazywała twardą pornografię i twarze komentatorów, dzięki czemu mogliśmy obserwować współgranie kadrów, wyrazów twarzy ludzi, uzyskaliśmy dzięki temu szokujące, niespodziewane poczucie estetycznej spójności, uzupełnionej monologami i dialogami w polszczyźnie dwudziestego pierwszego wieku. Wszystko to stworzyło całostkę zwartą jak – za przeproszeniem – oscypek z jego barwą, smakiem i zapachem.
Ten rodzaj uniesienia – powiedzmy szczerze – w opisywaniu konferencji prasowych zdarza nam się po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni.©℗