Na przedpolach Mosulu

Bitwa o to irackie miasto dopiero się zaczyna. Coraz więcej mieszkańców usiłuje je więc opuścić, by schronić się przed walkami. Ale ucieczka to loteria – prawdziwa gra ze śmiercią.

11.12.2016

Czyta się kilka minut

Obóz dla uchodźców z Mosulu w Hassan Sham. Północny Irak, listopad 2016 r. / Fot. Felipe Dana / AP / EAST NEWS
Obóz dla uchodźców z Mosulu w Hassan Sham. Północny Irak, listopad 2016 r. / Fot. Felipe Dana / AP / EAST NEWS

Kiedy iracki rząd zapowiedział „wyzwolenie” Mosulu, tego największego miasta w kraju, które od lata 2014 r. pozostaje pod kontrolą bojowników tzw. Państwa Islamskiego (IS), Umm Mohammed szczerze się ucieszyła. – Miałam ochotę wybiec z domu na ulicę i rozdawać wszystkim naokoło słodycze – tak kobieta opisuje dziś swoje ówczesne odczucia.

Rzeczywiście, już wkrótce wydawało się, że wyzwolenie jest bliskie. Miesiąc temu żołnierze ze Złotej Dywizji – elitarnej jednostki armii irackiej, wyszkolonej przez Amerykanów – wkroczyli do Gogjali na wschodnich przedmieściach Mosulu. „Nareszcie! – powiedziała sobie w duchu Umm Mohammed. – Nareszcie koszmar się skończył!”.

Przez ponad dwa lata Umm Mohammed, matka siedmiorga dzieci, prawie nie opuszczała domu. Wolała się nie narażać na zaczepki i przygany ze strony ekstremistów z IS. – Od głowy aż po stopy musiałyśmy całkiem zakrywać ciało, wszystko w czerni. Nawet twarz musiała być zakryta – mówi dziś niedawna mieszkanka Mosulu. Przez te długie dwa lata rządów dżihadystów nie posyłała dzieci do szkoły, gdyż, jak mówi, uczniowie poddawani byli praniu mózgu, szkoleni na wojnę, do tego, aby zostać zabójcami. – Dopiero teraz znów zaczęłam marzyć o życiu w wolności – wspomina wydarzenia sprzed paru tygodni.
Jednak radość z powodu postępów iracko-kurdyjskiej ofensywy na Mosul, w której Złota Dywizja odgrywała rolę straży przedniej, nie trwała długo. Już następnego dnia bojownicy Państwa Islamskiego rozpoczęli kontratak. – Ze wszystkich stron leciały pociski i rakiety – mówi Umm Mohammed. – Jedna spadła prosto do ogródka naszego sąsiada. Wzięłam więc dzieci i pobiegliśmy tak szybko, jak tylko zdołaliśmy.

Razem z siedmiorgiem potomstwa, swoją matką oraz jeszcze trzema innymi rodzinami drobna kobieta wyruszyła w kierunku wschodnim, by wydostać się z miasta na tereny odbite już spod władzy dżihadystów. Niewielka karawana ludzi przemykała się, kryjąc się pod ścianami domów, szukając schronienia w rowach i okopach. – Ze wszystkich stron leciały kule – wspomina Umm Mohammed.

Bomby w autach i bojownicy samobójcy 

Lodowaty wiatr chłoszcze miasteczko namiotowe, zbudowane pod Hassan Sham, 35 km na wschód od Mosulu. Mimo jesiennego słońca, jest bardzo zimno. W ciągu zaledwie kilku minut wszystko pokrywa cienka warstwa piasku, porwanego przez wiatr z niewysokich wzgórz, jakimi usiana jest tutejsza równina. Piasek wciska się w każdą szczelinę, przedostaje pod ubranie.

Umm Mohammed kuca za prowizorycznym zadaszeniem, które nieco osłania przed wiatrem i piachem. Na maszynce spirytusowej przygotowuje obiad dla swej rodziny. W powietrzu unosi się zapach gorącego ryżu i świeżo ugotowanych pomidorów. Kobieta ciągle jeszcze nosi czarną szatę, w której uciekła z Mosulu. Ale zamiast czarnego hidżabu na głowę założyła jaskrawoniebieską chustę. – Gdyby tamci mnie tak zobaczyli, zrobiliby mi z życia piekło – mówi, wspominając drakońskie kary, które dżihadyści nakładali za łamanie swych średniowiecznych zarządzeń.

Tymczasem ofensywa, której celem jest odwojowanie drugiego co do wielkości miasta Iraku, trwa już od prawie dwóch miesięcy. Na początku tego zakrojonego na wielką skalę natarcia Irakijczycy i wspomagający ich Amerykanie wyrażali nadzieję, że dżihadyści wycofają się bez walki przynajmniej ze wschodniej części milionowej metropolii nad rzeką Tygrys – tak jak uczynili to wcześniej w syryjskich miastach Dżarablus i Dabik. Ale po pierwszych szybkich sukcesach ofensywa utknęła. Dżihadyści stawiają zacięty opór. Zapowiada się okrutna bitwa na wyczerpanie, w której sunniccy radykałowie atakują swych przeciwników także z zasadzki, przy pomocy cywilnych aut zamienionych w mobilne bomby oraz zamachowców samobójców. Podobno straty wśród żołnierzy irackich i kurdyjskich są wysokie, jednak żadna ze stron nie podaje dokładnych liczb.

Im bardziej brutalna staje się wojna, tym groźniejsze jest położenie ludności cywilnej. Rzadko kiedy ludzie mogą mówić tutaj o takim szczęściu jak Mayada Ahmed z niewielkiej osady pod Mosulem. Nieoczekiwanie dla wszystkich dżihadyści pozwolili jej mieszkańcom opuścić domy. „Uciekajcie!” – mieli im powiedzieć.

Tymczasem w innej wsi, na południe od Mosulu, bojownicy IS mieli według informacji ONZ zatrzymać kilkuset mieszkańców w roli zakładników, a następnie uprowadzili ich do miasta. W innych miejscowościach mieli wykorzystywać cywilów jako „żywe tarcze”, aby w ten sposób zapobiec nalotom, które prowadzą Amerykanie i ich sojusznicy. I nie tylko to: wielu uciekinierów, którzy dotarli do Hassan Sham, opowiada nam, że po drodze byli ostrzeliwani przez dżihadystów.

Jednak tym, którzy decydują się na ucieczkę, niebezpieczeństwo grozi nie tylko ze strony bojowników IS, lecz również „wyzwolicieli”. Lekarze, którzy pracują w pobliżu frontu, twierdzą, że coraz częściej trafiają do nich ciężko ranni cywile, ofiary walk. I że są również ofiary śmiertelne.

Przepełnione obozy, brak pieniędzy

Zaraz na początku ofensywy organizacje humanitarne zaapelowały do obu stron, aby utworzyły one „korytarze”, którymi cywile mogliby opuścić strefę walk. Przypomina o tym Becky Bakr Abdulla z organizacji Norwegian Refugee Council (NRC). Prawo międzynarodowe zobowiązuje walczące strony do ochrony cywilów. – Minęły tygodnie i nadal nic takiego się nie wydarzyło – mówi Abdulla.

Tymczasem pojawiają się sygnały, że w odpowiedzi na twardy opór dżihadystów ich przeciwnicy mogą sięgnąć po jeszcze bardziej drastyczne metody, aby bojowników Państwa Islamskiego rzucić na kolana. Tym samym zagrożenie dla życia cywilów byłoby jeszcze większe. Członkowie szyickich milicji zbrojnych, którzy wspomagają ofensywę, twierdzą, że zajęli już połączenie drogowe między zachodnią częścią Mosulu a granicą syryjską. Jeżeli to prawda, znaczy to, że przerwana została ważna droga zaopatrzenia dla ekstremistów. Ale znaczy to również, iż odcięta byłaby też droga ucieczki w kierunku zachodnim dla mieszkańców. Tego samego dnia podano, że alianckie samoloty zbombardowały ostatni z nadających się jeszcze do użytkowania mostów łączących brzegi Tygrysu i obie części Mosulu.

W tej chwili organizacje humanitarne usiłują w szybkim tempie budować nowe obozy dla spodziewanych kolejnych uchodźców z Mosulu. Jak dotąd z miasta i okolic uciekło przed walkami ok. 70 tys. ludzi, z czego połowa to dzieci. W obozie Hassan Sham jest jeszcze tylko 80 wolnych namiotów – tak mówi jego szef Sadik Mohammed. Niewiele lepiej jest w obu sąsiednich obozach: w Khazir Camp 1 oraz Khazir Camp 2. Każdego dnia przybywają nowi uchodźcy, często niemający nic więcej niż ubranie na grzbiecie.

Tymczasem zbliża się zima. – Musimy jak najszybciej ocieplić namioty, przygotować je na warunki zimowe – mówi Sadik Mohammed. Ale organizacjom humanitarnym brakuje pieniędzy. Zapewnionych jest jak dotąd tylko dwie trzecie z 284 mln dolarów, które ONZ obiecała organizacjom pomocowym na zaopatrzenie wygnańców z Mosulu, twierdzi Abdulla z NRC. Niewiele lepiej wygląda sytuacja w całym Iraku. Wojna z dżihadystami wygnała z domów ponad trzy miliony Irakijczyków. Mieszkańcy nadal nie mogą wrócić nawet do takich miast jak Ramadi, które zostało odbite z rąk dżihadystów jeszcze w 2015 r.
W każdym razie ten, komu udało się dotrzeć do Hassan Sham, jest chwilowo bezpieczny. Co nie znaczy, że nie ma problemów. Żołnierze iraccy i kurdyjscy podchodzą z ogromną nieufnością do sunnitów. Przy czym dość płynna jest tu granica między uprawnionymi obawami, że wśród sunnickich uchodźców mogą znajdować się utajeni bojownicy Państwa Islamskiego, a generalną podejrzliwością wobec wszystkich mężczyzn w wieku poborowym.

Dlatego to właśnie dla nich ucieczka z Mosulu jest szczególnie niebezpieczna: mogą łatwo trafić między kamienie młyńskie tej wojny. Organizacje praw człowieka twierdzą, że nie tylko dżihadyści, ale także ich przeciwnicy popełniają poważne zbrodnie wojenne. W jednym ze sprawozdań Amnesty International mowa jest o tym, że we wsiach na południe od Mosulu członkowie paramilitarnej irackiej milicji mieli torturować i następnie zamordować z zimną krwią wielu ich mieszkańców.

Strach przed odwetowymi mordami

Staruszka Munifa Shammar, która znalazła schronienie w obozie w Khazir, została szczególnie mocno dotknięta przez los. Kobieta opowiada, że półtora miesiąca temu bojownicy Państwa Islamskiego uprowadzili jednego z jej synów. Potem, przed dwoma tygodniami, szyiccy milicjanci – przeciwnicy dżihadystów – mieli aresztować kolejnego jej syna. – Zarzucili mu po prostu worek na głowę i zabrali ze sobą – mówi Shammar, podpierając się laską.

Inna stara kobieta dorzuca, że iraccy milicjanci ukradli jej 80 owiec. – Najpierw, wieczorem, dali nam jeść. Ale potem, następnego dnia, zabrali mi moje owce – rozpacza. Organizacja Human Rights Watch informowała w tych dniach o podobnych przypadkach.

Brutalne mordy w wykonaniu dżihadystów jeszcze bardziej pogłębiły i tak już głęboką nienawiść w Iraku, kraju rozrywanym konfliktami etnicznymi i religijnymi. A takie przypadki, jak te opisane przez obie starsze kobiety z obozu w Khazir, sieją wśród irackich sunnitów strach przed kolejną falą odwetowych mordów. – Wiele zależy od tego, jak wygnańcy będą teraz traktowani – przyznaje Abdulla z NRC.

Umm Mohammed nie chce się skarżyć. Jest szczęśliwa, ona sama i jej rodzina uszli cało spod kul. Teraz ma tylko nadzieję, że tak szybko jak to możliwe będzie mogła wrócić do Gogjali. – Pocałuję ziemię, jak tylko znajdę się znów w domu – mówi i dla podkreślenia swych słów wyrzuca ramiona w powietrze.

Jej życzenie raczej nie spełni się szybko. Bitwa o Mosul dopiero się rozpoczęła. ©

Przełożył WOJCIECH PIĘCIAK

INGA ROGG jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”, ekspertką od spraw Bliskiego Wschodu. Wiele lat spędziła w Bagdadzie, obecnie na stałe mieszka w Turcji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016