Na barykadzie

Pewien oburzony na francuską rzeczywistość stary człowiek napisał niewielką książeczkę. Jej tytuł brzmi "Buntujcie się!". I spowodował, że dyskutuje o niej bez mała cała Francja.

25.01.2011

Czyta się kilka minut

Są książki, o których sukcesie mówi się dłużej niż o ich treści. Tak jest w przypadku dzieła opublikowanego we Francji dwa miesiące temu. Jest ono raczej broszurą aniżeli książką: liczy 30 stron, a zatytułowane jest "Indignez-vous!", "Buntujcie się!". Książka opanowała dziś wszystkie francuskie media, debaty, dyskusje przy kolacji, blogi, stacje radiowe i telewizyjne. Jej sukces komercyjny był nieoczekiwany. Początkowo broszura została opublikowana przez pewnego małego wydawcę, w nakładzie ośmiu tysięcy egzemplarzy - popyt okazał się tak wielki, że do dziś sprzedano ich prawie milion.

Bojownik, dyplomata, świadek

Broszura kosztuje jedynie 3 euro. Nawołuje młodą generację do buntu przeciw niesprawiedliwości dzisiejszego świata. Zarówno książka, jak i jej autor - 93-letni Stéphane Hessel - bardzo mocno zaintrygowali opinię publiczną, która najwidoczniej od dawna oczekiwała na takie wystąpienie.

Kim jest Hessel? To starszy pan o manierach dyplomaty, energii francuskiego weterana ruchu oporu i wrażliwości miłośnika poezji. Urodził się w Berlinie w 1917 r.; jego matka była malarką, a ojciec pisarzem pochodzenia żydowskiego, bliskim przyjacielem Waltera Benjamina. Hessel mieszka w Paryżu od 1924 r., a w 1937 r. przyjął francuskie obywatelstwo. Cudem przeżył II wojnę światową: bojownik ruchu oporu u boku gen. de Gaulle’a, w 1944 r.

został zatrzymany przez gestapo, był torturowany, a następnie uwięziony w Buchenwaldzie. Życie uratowała mu znajomość niemieckiego. Przyznaje, że było to niesamowite szczęście. "Szczęście, które jest zarazem odpowiedzialnością" - jak dziś mówi.

Po wojnie został dyplomatą. W 1948 r. jako młody dyrektor zespołu reprezentującego Francję w ONZ uczestniczył w redagowaniu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. 10 grudnia 1948 r. był w Palais de Chaillot w Paryżu podczas uroczystego podpisania tego dokumentu. Zwykli Francuzi poznali bliżej Hessela trzy lata temu, podczas obchodów

60. rocznicy Deklaracji - gdy wystąpił jako świadek tamtego historycznego wydarzenia.

Bunt, czyli zaangażowanie

Już jako emeryt Hessel wielokrotnie odwiedzał licea, by opowiadać uczniom o swym życiu i zaangażowaniu politycznym. Podczas jednej z takich prelekcji pojawił się pomysł, aby jego opowieści i poglądy zebrać w całość; pojawiła się też możliwość opublikowania tej książeczki, przez niewielkiego lewicowego wydawcę.

Chodziło dokładnie o przesłanie zawarte w dwóch słowach: "Buntujcie się!". To istota jego wystąpienia: swego rodzaju ruch oporu, do którego nawołuje Hessel, to nic innego, jak ekspresja poczucia własnej godności, wola ustanowienia na nowo sprawiedliwego społeczeństwa, zwalczanie siły pieniądza, idea wolności prasy, stworzenie demokracji ekonomicznej i socjalnej (edukacja, opieka społeczna, rola państwa). Hessel uważa, że jego poglądy nabierają wyjątkowego znaczenia właśnie dziś, jednak do ich realizacji niezbędna jest szczególna postawa: postawa buntu, którą nazywa "podstawowym motywem oporu". Twierdzi, że bez tej postawy nie istnieje prawdziwe zaangażowanie. Z takiego buntu wynika też jego apel.

Według Hessela nazizm nie mógł nie rodzić buntu. Dzisiejsza sytuacja jest bardziej złożona, ale powodów do oburzenia nie brakuje: przestępstwa finansowe, szybkie narastanie różnic między biednymi a bogatymi, destrukcja osiągnięć socjalnych, łamanie praw człowieka, zagrożenia środowiska naturalnego... Wszystko staje się nie do zniesienia i powoduje przypływ uzasadnionego buntu. Tak to widzi 93-letni weteran Résistance.

Terror, czyli nadzieja utracona

Broszura Hessela, znikająca z półek w mgnieniu oka, wywołała żywą debatę. Głównie, choć nie tylko, z powodu fragmentu poświęconego Palestynie. Po dwukrotnej wizycie w Strefie Gazy, w 2008 i 2009 r., Hessel jest oburzony polityką Izraela: "Jest niedopuszczalne, aby Żydzi mogli popełniać zbrodnie wojenne" - pisze. Mimo swego żydowskiego pochodzenia.

W tym momencie dyskusja staje się delikatna, drażliwa. Ale najsilniejsze emocje budzą kolejne zdania Hessela. Można się w nich dopatrzyć pobłażliwości dla Hamasu, a nawet dla terroryzmu. "Oczywiście nie uważam, że terroryzm jest do zaakceptowania" - zaznacza Hessel. Ale, dodaje, "jeśli przemoc militarna okupanta jest tak silna, opór przeciwko niej nie może ograniczać się do akcji non-violence". Hessel dostrzega rozgoryczenie mieszkańców Strefy Gazy. "To rozgoryczenie powoduje pożałowania godne reakcje przemocy z drugiej strony. A zatem możemy powiedzieć, że terroryzm jest pewnego rodzaju formą rozgoryczenia. (...) Rozgoryczenie wynika z utraty nadziei. Jest to sytuacja zrozumiała, wydaje mi się wręcz naturalna - mimo że nie jest ona do przyjęcia".

Swoje racje Hessel zaprezentował także niedawno, udzielając wywiadu publicznej stacji radiowej France Culture: "Gdy słuszność staje się przeciwieństwem legalności, należy być nieposłusznym. W czasie wojny popełnialiśmy akty nielegalne, w imię wartości fundamentalnych". Są to, rzec można, odwieczne rozważania filozoficzne i etyczne. Ale odniesienie ich do Hamasu i terroryzmu, połączone z zaangażowaniem Hessela w kampanię bojkotu izraelskich produktów, wywołuje protest wielu intelektualistów, a także przedstawicieli instytucji żydowskich we Francji.

Apel czy paszkwil?

Obserwując francuskie reakcje na broszurę Hessela, można powiedzieć, że w trzech obszarach działa ona jak przysłowiowy kij włożony w mrowisko - i zarazem jak swego rodzaju papierek lakmusowy. Pierwsza sfera to stanowisko Żydów francuskich wobec polityki Izraela w Strefie Gazy. Oficjalne organizacje żydowskie we Francji reprezentują od kilku lat kurs twardy, bliski poglądom radykalnej prawicy izraelskiej. Nie wszyscy francuscy Żydzi się z tą linią zgadzają i - podobnie jak w USA - zaczynają dawać temu wyraz.

Sfera druga jest bliższa typowej francuskiej dyskusji intelektualnej. Filozofowie, krytycy literaccy, dziennikarze, którzy wypowiadali się o książce Hessela, mają bardzo zróżnicowane opinie o niej i jej autorze. Jedni, jak socjolog i filozof Edgar Morin, gratulują siły oburzonemu 93-latkowi. Inni krytykują. Jak Boris Cyrulnik, który uważa, że "bunt jest niczym innym, jak tylko ślepym zaangażowaniem"; "trzeba nas zachęcać do myślenia, a nie do buntowania się" - polemizuje Cyrulnik.

Z kolei pisarz i krytyk literacki Pierre Assouline swój tekst na blogu tytułuje: "Czy mamy prawo się nie buntować?" - nawiązując przewrotnie do tytułu książki. Assouline twierdzi, że dziełu Hessela brak jakiejkolwiek wartości. "Ci, którzy masowo kupują tę broszurę, aby okazać w ten sposób poparcie dla jej autora, a także ci, którzy pragną odnaleźć w niej pewien program, jakąś filozofię moralną, niemal brewiarz, po lekturze pozostają zakłopotani, gdyż okazuje się, że brakuje jej właśnie treści. Trudno to autorowi zarzucać, bo korzysta on ze statusu ikony. Ale jego argumentacja jest na tyle słaba, a pióro na tyle niepewne, że apel ten nie ma nawet mocy paszkwilu" - pisze Assouline. A Luc Ferry, filozof i były minister edukacji, swoją opinię podsumowuje cytatem: "Prawdziwa moralność, powiedział Pascal, kpi z moralności".

Sartre odświeżony

I jest jeszcze trzecia sfera, trzeci obszar debaty, wykraczający poza paryski światek intelektualny - i w sumie o wiele ważniejszy: echo, które wywołał ten tekst, debata, którą wzbudził w bardzo szerokich kręgach.

Niejako poza spornymi poglądami politycznymi jej autora, poza prostotą jego wywodu, który nie ma charakteru filozoficznego, książeczka Hessela porusza czytelnika nie tylko treścią, ale także postawą jej autora.

Postawą starego weterana ruchu oporu i bojownika o prawa człowieka, który nie popadł w częste u ludzi starszych rozpamiętywanie swej przeszłości, lecz propaguje wśród młodzieży z niezwykłym wigorem nienaruszoną świeżość idei, wyznawanych przez niego, już gdy miał dwadzieścia lat. Jego cytaty z Sartre’a są tu symptomatyczne: nie wspomina o błędach filozofa, który nie zdobył się na potępienie zbrodni komunizmu, lecz przywołuje myśli Sartre’a o zaangażowaniu i indywidualnej odpowiedzialności.

Wprawdzie temat ten nie wywołuje jeszcze wielkich debat, ale świetnie pasuje do problemów współczesnego świata - zamkniętego w swym indywidualizmie i wspólnej niemocy, które niewątpliwie nie będą trwać wiecznie.

Przełożyła Kamila Kubiak

LAURENT MARCHAND jest komentatorem francuskiego dziennika "Ouest-France". Tytuł i śródtytuły od redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2011