Moja Ameryka wciąż się sypie

CHARLIE LEDUFF, autor książek o kondycji USA : Dla nas nie jest najważniejsze, czy Biden wprowadzi darmowe przedszkola. Największy problem jest taki, że pracownicy fabryk samochodów zarabiają o połowę mniej niż 20 lat temu.

15.11.2021

Czyta się kilka minut

Na skutek kryzysu coraz więcej Amerykanów popada w bezdomność. Demonstracja nowojorczyków domagających się wyższych zasiłków, lipiec 2021 r. / Erik McGregor / Getty Images
Na skutek kryzysu coraz więcej Amerykanów popada w bezdomność. Demonstracja nowojorczyków domagających się wyższych zasiłków, lipiec 2021 r. / Erik McGregor / Getty Images

MARTA ZDZIEBORSKA: Przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. objechałeś Stany, rozmawiając z ludźmi, których nikt nie chciał wysłuchać. Z kim chciałbyś porozmawiać teraz, po niemal dziesięciu miesiącach rządów Joego Bidena?

CHARLIE LEDUFF: Na pewno nie chcę gadać z politykami. To mnie nie interesuje. Bo jaki jest sens rozmowy z kimś, kto i tak nic nie powie? Mam w dupie ludzi władzy. Jasne, chciałbym szczerze porozmawiać np. z Gretchen Whitmer, gubernatorką stanu Michigan, w którym mieszkam. Ale wiem, że to nigdy nie nastąpi. Wolałbym spędzić czas z kimś, kto np. przewozi do kostnicy ciała osób, które zmarły na covid w domach seniora.

Krytykujesz dziś gubernatorkę Whitmer za to, że nie chciała ujawnić statystyk dotyczących zgonów w domach spokojnej starości. Podobnie jak gubernator stanu Nowy Jork zezwoliła na szybki powrót ze szpitala zakażonych seniorów, co mogło przyczynić się do wzrostu infekcji. Czy w Michigan zaniżano liczbę zgonów?

Z wyliczeń audytora generalnego wynika, że władze Michigan nie zaraportowały 850 zgonów chorych na covid. Na razie nie wiadomo, ile z tych osób to seniorzy. Wyniki audytu będą znane za kilka tygodni. Ta sprawa może pokazać, że nasza wspaniała pani gubernator, która wprowadzała lockdowny opierając się na twardych danych, nie zadbała o tych najbardziej narażonych na śmierć z powodu koronawirusa. Ludzie mają dość. Nie chcą kolejnych obostrzeń i czują się zmanipulowani. Uważam, że politycy Partii Demokratycznej posłużyli się pandemią, żeby wywalić Trumpa z urzędu.

Fakt, pandemia bardzo to ułatwiła. Ale w wyborach prezydenckich w 2020 r. chodziło głównie o to, co reprezentuje sobą Trump i jego rządy.

Ale czy Demokraci nie chwytali się w kampanii wyborczej wszystkiego? Nic nie było święte. Są też dobre rzeczy, które Trump zrobił w trakcie pandemii.

Na przykład?

Naciskał na szybkie prace nad szczepionką przeciw covidowi. Jeśli prześledzisz wypowiedzi Demokratów z tamtego okresu, to krytykowali w tej kwestii Trumpa. Gretchen Whitmer, Joe Biden i inni wykrzykiwali, że nie można ufać w skuteczność szczepionki opracowanej za rządów tej administracji. A teraz co? Jest na odwrót, Demokraci mówią: „Nie wierzymy, że nie ufacie szczepionkom i nie chcecie ich przyjąć!”. A jakby spojrzeć na statystyki, to dużą część sceptyków stanowią tu czarni Amerykanie, którzy popierają Bidena.

W ich przypadku nie chodzi o szczepionkową dezinformację, ale o głęboko zakorzeniony brak zaufania do służby zdrowia.

I nie ma się czemu dziwić, skoro amerykański rząd prowadził na nich eksperymenty medyczne. Przecież zamiast ich leczyć, sprawdzano, jak rozwija się u nich syfilis. Czarni Amerykanie mają prawo obawiać się szczepienia. Nie zapomnieli o przeszłości.

Wróćmy do Trumpa. Czy jest jeszcze coś, czym zaskoczył Cię były prezydent, który miesiącami bagatelizował zagrożenie związane z koronawirusem?

Na początku pandemii zapewnił zasiłki milionom bezrobotnych Amerykanów. A tak w ogóle: gdyby przeprowadzić teraz wybory prezydenckie, Biden przegrałby z Trumpem.

Dlaczego tak uważasz?

Spójrz na fatalny sposób wycofania amerykańskich wojsk z Afganistanu, wysoką inflację, deficyt budżetowy, napływ imigrantów na granicę z Meksykiem, rosnącą przestępczość. Nawet teraz, choć mamy szczepionkę na koronawirusa, wciąż nie widać końca pandemii. Do tego jeszcze Biden wprowadził nakaz szczepień wśród pracowników federalnych. Wielu Amerykanów to wkurza.

Do tej listy można dodać burzliwe negocjacje w Kongresie w sprawie wielkiego planu Bidena, czyli inwestycji w infrastrukturę, oraz reform klimatycznych i społecznych. Ludzie są rozczarowani: działania prezydenta popiera zaledwie 42 proc. Amerykanów.

To niewiele więcej niż notowania Trumpa na tym samym etapie rządów. Trzeba zrozumieć jedną rzecz: dla Amerykanów nie jest najważniejsze, czy Biden zagwarantuje im teraz darmowe przedszkola albo wyśle kolejny czek pomocowy. Największym problemem jest to, że pracownicy fabryk samochodów zarabiają o połowę mniej niż 20 lat temu. Jak mają się teraz utrzymać? Nasze miejsca pracy wyeksportowano do Meksyku, Chin, Wietnamu czy Indonezji. Politycy obiecują, że w ramach inwestycji w infrastrukturę Amerykanie wrócą do fabryk i będą zarabiać po 15 dolarów za godzinę. Ale teraz jest już na to za późno! Reformy Bidena nie zrewolucjonizują amerykańskiego rynku pracy, tak jak kiedyś zrewolucjonizowały go – moim zdaniem, negatywnie – porozumienie NAFTA [podpisana w 1992 r. umowa między USA, Kanadą i Meksykiem, tworząca pomiędzy nimi strefę wolnego handlu – red.], normalizacja stosunków handlowych z Chinami i deregulacja banków. Biden za tym wszystkim kiedyś głosował. On mógłby być równie dobrze Republikaninem.

Naprawdę tak uważasz?

Przecież to on napisał w latach 90. ustawę „three strikes law”, przez którą miliony czarnych Amerykanów trafiły za kratki [w wolnym przekładzie: „prawo do trzech razy sztuka”; zaostrzono wówczas drastycznie kary więzienia dla recydywistów, którzy po raz trzeci mieli być sądzeni za poważne przestępstwo – red.]. Demokraci od lat mydlą nam oczy, mówiąc o sprawiedliwości, równych szansach i redystrybucji bogactwa. Ale czy to kiedykolwiek miało miejsce? Nie. To, co dostaliśmy do tej pory za rządów Bidena, to kolejny zasiłek federalny i nowe święto Juneteenth [upamiętniające zniesienie niewolnictwa w USA – red.]. To nie jest sprawiedliwość.

Biznes wciąż ma duży wpływ na politykę w USA. Pokazały to negocjacje w sprawie pakietu reform społecznych i klimatycznych, które za sprawą dwóch senatorów, Kyrsten Sinemy i Joego Manchina, zostały mocno okrojone. Sinema bierze darowizny od przedsiębiorców sprzeciwiających się podwyższeniu podatków, a Manchin od sektora naftowo-gazowego i węglowego.

W tym konkretnym przypadku myślę inaczej. Reformy, które proponuje Biden, tylko zwiększą deficyt budżetowy. On kolejny raz chce wyłożyć worek z pieniędzmi, nie przejmując się konsekwencjami. Politycy uspokajają nas, że stać nas na takie wydatki. Ale oni zawsze tak mówią. Szczególnie przed przyszłorocznymi wyborami do Kongresu.

Demokraci wyszli ostatnio z propozycją, by wprowadzić „podatek od miliarderów”.

Jasne, to dobrze brzmi. Ale nikt nie jest w Ameryce głupi. Politycy wciąż obiecują, że to zrobią, mijają jednak kolejne lata, a ty orientujesz, że to się, cholera, nigdy nie zdarzyło. Wiemy za to na pewno, że ceny benzyny wzrosły o 100 procent, ceny żywności o 10 procent. To nie są już czasy, gdy pracowałeś ciężko, ale mogłeś odłożyć pieniądze, pojechać na wakacje i kupić sobie łódkę.

Jak pandemia wpłynęła na sytuację w Twoim rodzinnym Detroit – mieście, które osiem lat temu ogłosiło bankructwo, a o którym wydałeś w 2013 r. książkę „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”?

Pandemia nas dobiła. Wiele restauracji w centrum jest pozamykanych. To tylko pogorszyło sytuację. Nasze miasto od lat błaga międzynarodowe firmy, by zechciały otworzyć tutaj fabryki. Dajemy im wielomilionowe ulgi podatkowe tylko po to, żebyśmy mieli miejsca pracy. To dobre dla ludzi, ale nie dla naszych władz, które przez to mają mało kasy na działania policji albo oczyszczanie ścieków. Jestem na to wściekły, ale nie będę zadymiarzem. Nie wyjdę na ulicę i nie będę rozwalał witryn sklepów.

Opowiem o moim bracie, który pracuje w fabryce samochodów. Niedawno zadzwonił do mnie i pochwalił się, że dostał trzyprocentową podwyżkę. Powiedziałem mu: „Chłopie, gratuluję, ale wiesz, że przy sześcioprocentowej inflacji to nic nie znaczy?”. Odpowiedział, że przynajmniej firma pokazała mu, że nie zamierza go zwolnić. Drugi mój brat zaczął nową pracę i mówi, że zarabia mniej, niż dostawał na bezrobociu.

Ile wynosi płaca minimalna w stanie Michigan, na terenie którego leży Detroit?

Jakieś 10 dolarów. Mając taką stawkę przy 40 godzinach pracy w tygodniu, roczne zarobki wynoszą niewiele ponad 19 tys. dolarów, podczas gdy granica ubóstwa to ok. 18 tys. dolarów. Nie ma się co dziwić, że ludzie kombinują i wolą siedzieć na zasiłku. Jeśli mają dziecko, to dostaną jeszcze 300 dolarów miesięcznie w ramach ulgi podatkowej. To lepsze niż kolejna gówniana praca.

Po odejściu z telewizji zatrudniłeś się w restauracji z hot dogami w Detroit. Nadal tam pracujesz?

Tak, na pół etatu.

Czytałam, że zatrudniłeś się tam, żeby mieć ubezpieczenie zdrowotne.

Jestem Amerykaninem, więc nie będę siedział w domu i czekał, aż rząd mi je zapewni. Jestem wdzięczny, że mam tę pracę. Niektórzy powiedzą: o mój Boże, wielki pan dziennikarz musi sobie ubrudzić rączki. Czy to jest porażka zawodowa? Nie! W Ameryce brudne ręce oznaczają uczciwie zarobione pieniądze. Gdy na początku pandemii restauracja była przez jakiś czas zamknięta, pomagałem przy remontach, dłubałem przy hydraulice. Poza tym nic się nie zmieniło. Dalej piszę książki, robię podkasty, piszę do mediów jako freelancer. Nadal stać mnie na wyżywienie rodziny. Moja żona może pójść do dentysty. A weź pod uwagę, że moja żona też ma pracę. Jest psychologiem w szkole.

Opowiesz o ludziach, z którymi teraz pracujesz?

To Arabowie, czarni, biali, Latynosi. Ludzie zarzucają nam, dziennikarzom, że nie rozumiemy zwykłych ludzi i żyjemy z dala od ich problemów. A ja mogę teraz porozmawiać z kolegami z pracy, jak idziemy na piwo. Rozmawiamy o ważnych dla nich sprawach, jak dojazd autobusem do pracy w czasach pandemii. Dużo rozmawiam też z bezdomnymi, którzy ściągają do centrum z innych części miasta. Szukają resztek w śmietnikach i zaczepiają ludzi. „Hej, bracie, kupisz mi coś do jedzenia? Jest mi zimno”. Orientujesz się, że tych ludzi nie stać na leki. Miasto zamknęło schroniska dla bezdomnych, tłumacząc, że to ograniczy rozprzestrzenianie się wirusa. To super idea, ale ci ludzie muszą się gdzieś podziać.

W Nowym Jorku kwaterowano bezdomnych w hotelach i to nawet w prestiżowych dzielnicach, jak Upper West Side.

Spójrz na to z tej perspektywy. W Upper West Side mieszkają inteligentni i świetnie wykształceni ludzie. Dużo mówią o równości i tolerancji. Ale gdy w ich okolicy pojawili się bezdomni, zaczęli się na to wściekać. To hipokryzja.

Hipokryzji pełno jest też wśród kalifornijskich bogaczy, którzy nigdy nie jechali nawet autobusem. Z transportu publicznego w San Diego korzystają głównie imigranci z Meksyku, Afroamerykanie i bezdomni.

Moja książka o Nowym Jorku [„Praca i inne grzechy” z 2005 r. – red.] jest właśnie o tym jeżdżeniu autobusem, do którego bogacze nie chcą wsiąść. A wiesz, co odkryłem po 20 latach?

Powiedz.

Gdy chodzę teraz po Nowym Jorku, Detroit czy San Francisco, to widzę na chodnikach niedopałki papierosów wypalonych aż do samego filtra. Kiedyś było inaczej. Pamiętam, że jak 20 lat temu rozmawiałem z pucybutem na Wall Street, to ludzie wokół wychodzili na zewnątrz, zaciągali się ze dwa razy i wyrzucali peta. Myślałem wtedy: ale oni są bogaci.

Teraz nawet jeśli ktoś wywali papierosa, to zaraz znajdzie się kilku chętnych, którzy go po nim dopalą. Ludzi nie stać na takie marnotrawstwo. To szczegół, ale sporo pokazuje.

Wróćmy na chwilę do polityki. Kiedyś powiedziałeś, że członkowie Twojej rodziny głosowali na Trumpa w 2016 r. Co teraz sądzą na jego temat?

Moi krewni głosowali na Trumpa także w 2020 r. i zagłosowaliby na niego znowu w 2024 r. Jestem tego pewien.

Po tym, jak 6 stycznia mówił o rzekomo sfałszowanych wyborach i zagrzewał swoich zwolenników do pójścia pod Kapitol?

Zapomnijmy na chwilę o Trumpie. O tym, kim jest i co mówi. Spójrzmy na jego wyborców, którzy nie są świrami albo białymi suprematystami. Ludzie są wściekli, że od samego początku prezydentury Trump miał przeciwko sobie elity i media. Atakowano go na każdym kroku i powtarzano, że nie powinien być prezydentem. Już w 2016 r. „New York Times” napisał, że będzie stawiał opór jego rządom, co brzmiało jak wypowiedzenie wojny pełnoprawnie wybranemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Ludzi wkurzało też to, że Trump jest wyzywany od fanatyków i seksistów. Czuli się wtedy tak, jakby ich też obrzucano błotem.

W każdym razie republikańscy wyborcy wciąż stoją murem za Trumpem. Aż 86 proc. z nich ocenia Trumpa pozytywnie, a 67 proc. chciałoby, aby znów starał się o prezydenturę. Dla mnie to przerażające.

Tak, to jest straszne i irracjonalne. Ale Trump przegrał wybory i nie zapominajmy o tym. Chrzanić Trumpa. To Biden jest u władzy, Gretchen Whitmer jest u władzy. To im trzeba patrzeć na ręce. Nawet nie wiemy, czy Trump rzeczywiście znów będzie kandydował, i czy pozwoli mu na to jego poziom cholesterolu. Przecież ten facet jest stary i ma dużą nadwagę! Bycie prezydentem to praca 24 godziny na dobę.

Nawet jeśli Trump nie wystartuje w 2024 r., nadal ma silne wpływy w Partii Republikańskiej. Nie brakuje polityków, którzy wałkują jego teorie spiskowe na temat „skradzionych wyborów”.

OK, ale czemu nie porozmawiamy też o świrach na lewicy? Nie spytałaś mnie o kongresmenkę Rashidę Tlaib z Michigan, która na fali protestów Black Lives Matter twierdzi, że nie da się zreformować policji i należy ją rozwiązać. I takie bzdury mówi kongresmenka! U nas w Detroit nikt nie żąda obcięcia funduszy dla policji. Ludzie chcieliby je wręcz zwiększyć. Od początku pandemii od kul zginęło 120 dzieci, to trzykrotny wzrost w porównaniu ze statystykami sprzed czasów korona- wirusa. Kilka miesięcy temu pisałem o strzelaninie, do której doszło na oczach dwóch policjantów. Na nagraniu widać, jak ktoś wyciąga przez okno samochodu karabin automatyczny AR-15 i strzela do jakiegoś gościa. I wiesz, co zrobiła wtedy policja? Po prostu zwiała z miejsca zdarzenia.

Afroamerykanie mają za złe Bidenowi, że nie walczy o federalną reformę policji, która zwiększyłaby odpowiedzialność funkcjonariuszy. Co mówią o prezydencie czarnoskórzy mieszkańcy Detroit?

Reforma policji jest dla nich ważna, ale przede wszystkim wkurzają ich rosnące ceny żywności. Podobnie jak inni odwracają się od Bidena, bo nie podoba im się kryzys na granicy z Meksykiem i sposób wycofania wojsk z Afganistanu. Mówią mi: „Chłopie, to wszystko jest jakiś cyrk”. Nie jarają się oglądaniem CNN. Zajmują się własnym życiem. I widzą, że w Ameryce jest coraz gorzej, a nie lepiej.©

CHARLIE LEDUFF (ur. 1966) jest amerykańskim dziennikarzem. Zanim został osobowością medialną, pracował w różnych zawodach, np. jako cieśla w Michigan i w fabryce konserw na Alasce. Był reporterem „New York Times”, „Los Angeles Times” i „Detroit News”. Autor serii książek o problemach współczesnej Ameryki. W Wydawnictwie Czarne ukazał się właśnie polski przekład jego książki z 2005 r. „Praca i inne grzechy. Prawdziwe życie nowojorczyków”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021