Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
– tak wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki widzi polityczny wymiar sprawy Tomasza Komendy, warunkowo zwolnionego z więzienia, gdzie od 18 lat odsiadywał – najprawdopodobniej niewinnie – wyrok w sprawie o gwałt i morderstwo. Zwierzchnik Jakiego, Zbigniew Ziobro, opowiada o „zamiataniu pod dywan” w przeszłości faktów mogących posłużyć do podważenia wyroku.
Skazanie nastąpiło po śledztwie i postępowaniach sądowych, w których udział miało wiele podmiotów – obecnie każdy z nich może być łatwym celem populistycznej narracji o nieudolnym aparacie państwa niszczącym ludzkie życie. Nad sprawą należy się pochylić z uwagą, starając się dociec, czy i jak do błędu doprowadziło coś więcej niż zbyt niedokładne kiedyś techniki dochodzeniowe. Czy i jaki miał w tym udział pośpiech oraz presja idąca z góry – po to, by zadowolić społeczną potrzebę szybkiej sprawiedliwości i zaspokojenia popytu opinii publicznej na zemstę. Nie od rzeczy będzie w związku z tym przypomnieć, iż na pewnym ważnym etapie postępowania ministrem sprawiedliwości, decydującym o personaliach we wrocławskiej prokuraturze, był Lech Kaczyński.
Wiele jest do wyjaśnienia – ale akurat Ziobro i Jaki są ostatnimi politykami, którzy mogliby dziś zbijać kapitał na piętnowaniu nadmiernie surowego i pospiesznego sądzenia ludzi. Zbyt wiele razy dawali wyraz swojej pogardzie dla zasady domniemania niewinności. ©℗