Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pan odpowiedział jednak: »Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: »Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!«, a byłaby wam posłuszna” – ta rozmowa, zrelacjonowana przez św. Łukasza, wprowadziła nas w miniony już tydzień (Łk 17, 5-7). Prośba o przymnożenie wiary niejednokrotnie ciśnie się nam na usta – zwłaszcza wtedy, gdy zderzamy się z wyzwaniami, które nas przerastają, łatwo generując w nas rezygnację i poczucie bezsilności (apostołowie proszą o „przymnożenie wiary”, gdyż najwyraźniej nie odnajdują w sobie siły – może nawet uzasadnienia – by w ciągu jednego dnia wybaczyć siedem razy – czyli zawsze – człowiekowi, który nas skrzywdził; por. Łk 17, 3-4). Często wyzwania przedstawiają się naszym oczom jak polecenie wykopania z korzeniem morwy (która ma niezwykle rozbudowany system korzenny) i przesadzenia jej w morze – to obraz podwojonej niemożliwości. Tego się po prostu nie da zrobić.
Pan Jezus nie odpowiada wprost na prośbę swoich uczniów. Mówi jednak, że do tego, by w naszym życiu działy się rzeczy uważane przez nas za niemożliwe, wystarczy wiara wielkości ziarnka gorczycy – a więc niemal mikroskopijna. Mówi swoim uczniom: „zadbajcie o niezbędne minimum – może nawet: minimum minimorum wiary.
Wiary – to znaczy czego? I jak o to „coś” zadbać?
Znamy odpowiedź – powtarzaną z konsekwencją refrenu przez ostatnich papieży: od Jana Pawła II przez Benedykta XVI po Franciszka. Mówią oni najpierw o tym, czym wiara nie jest. Nie jest światopoglądem; nie jest katalogiem praw, przepisów, zakazów, nakazów; nie jest zbiorem obrzędów i tradycji. Jest osobową relacją – najgłębiej osobistym (choć dokonującym się we wspólnocie Kościoła) spotkaniem osoby z Osobą. Moim z Jezusem Chrystusem.
Spotkaniem twarzą w Twarz. Spotkaniem, które generuje we mnie najpoważniejsze pytania i pozwala usłyszeć istotne dla mojego życia odpowiedzi. Spotkaniem, które pozwala zmienić wszystko: byłem chory, a jestem zdrów. Byłem trędowaty, a jestem czysty. Byłem sparaliżowany, a chodzę. Byłem martwy, a żyję. Byłem niewolnikiem, a jestem wyzwolony. Byłem ślepy, a widzę. Byłem zbuntowany, a ufam. Byłem grzesznikiem, a jestem... grzesznikiem usprawiedliwionym przez Pana.
Liczy się spotkanie. A Pan Jezus mówi: liczy się choćby najmniejsze spotkanie. Jak ziarnko gorczycy. Mówi mi: „Zadbaj, by ani jeden dzień nie minął ci bez choćby kilkusekundowego spotkania ze Mną”. Mówi: „Nie przegap żadnej, choćby najmniejszej i najkrótszej okazji, by pobyć ze Mną”.
O co chodzi?
Może o minutową adorację w kościele, który właśnie mijam, a jest otwarty? A może tylko o zdjęcie czapki i akt strzelisty: „Jezu, ufam Tobie”? Może o pięć minut dziennie spędzonych nad Słowem? A może tylko o otwarcie Biblii i przeczytanie jednego zdania? Może chodzi o pół godziny codziennej Eucharystii? A może tylko o westchnienie za duchową komunią z Tym, który jest Obecny wszędzie.
Jezus mówi: zadbaj o to minimum. Nie lekceważ go. I nie przegap. Od niego mogą zależeć cuda w twoim życiu. ©