Mamy wspólne pragnienia

„Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu” Magdaleny Okraski, wydana w ubiegłym roku, u mnie dopiero teraz doczekała się lektury.

21.10.2019

Czyta się kilka minut

Nie mogła trafić w lepszy czas: w październiku odwiedziłem na spotkaniowo-wykładowej trasie ponad 20 miejscowości, czasem wieczorem rozmawiając z ludźmi w Elblągu, a już rankiem następnego dnia – w Szczawnicy, kończąc dzień na kolejnym spotkaniu w Wieliczce. Politycy w kampanii wyborczej jeżdżą tak przez parę kluczowych przedelekcyjnych miesięcy, destynacje określając często z pomocą speców od tzw. „geografii wyborczej” (to oni podpowiedzieli np. Andrzejowi Dudzie przed drugą turą wyborów, które uczyniły go prezydentem, że powinien odwiedzić przede wszystkim trzy miasta w kujawsko-pomorskim i trzy w śląskim, w których to regionach dobry wynik osiągnął Paweł Kukiz, przejmując w ten sposób oddane na niego głosy).

Ja żyję tak (bo to też już sposób na życie, nie tylko praca) od sześciu, siedmiu lat, a więc dłużej niż nie tylko kampania, ale i jakakolwiek polityczna kadencja. Prawie dwieście spotkań w roku, prawie sto tysięcy przejechanych po Polsce kilometrów. Dziesiątki tysięcy twarzy, głosów, setki miast, gmin, wsi. Bez tej perspektywy trudno uwolnić się od lepiącej się do człowieka działającego na co dzień w Warszawie (czy innym dużym polskim mieście) pokusy, wyrażającej się w opiniach nabrzmiewających najczęściej po każdych kolejnych wyborach: bo to wszystko przez „tę prowincję”, „na tej prowincji ludzie biorą 500 plus, są zadowoleni, nie mają żadnych innych potrzeb, ich łatwo kupić”, „prowincja ciągnie Polskę w dół” itp.

Słuchając tych wyższościowych idiotyzmów, mam szaloną ochotę zaprosić ich autorów w moją trasę. Żeby porozmawiali sobie z tymi, którzy nie różnią się od nich naprawdę niczym, prócz adresu. Którzy wrzucani do jednego worka z „miastowym” wyobrażeniem ciemnego ludu nie mają czasem nawet szans pokazać, że dzisiejsza polska wieś (czy małe miasteczko) naprawdę nie wygląda tak, jak w XIX-wiecznej noweli czy malarstwie. A przede wszystkim niczym nie różni się w potrzebach od miasta.

Co ma z tym wspólnego książka Magdaleny Okraski? To świetnie napisana relacja z bardzo osobistej (autorka tu mieszka) podróży po Zagłębiu – krainie wciąż mylonej przez wielu Polaków ze Śląskiem, miejscu, które pod koniec XIX wieku nagle wybuchło przemysłem i osadnictwem, a za ­PRL-u (zwłaszcza za Gierka) stało się emblematem myślenia ówczesnych polskich przywódców o rozwoju i postępie (produkujmy dużo ciężkich przedmiotów z metalu). Pokazuje nie żadną geograficznie opisaną Polskę B czy Polskę C, a Polskę oddzieloną od innych Polsk zupełnie innym kryterium: tę, która została – nie z własnej woli – w latach 90. XX wieku. W latach, w których upadały nie tylko wielkie socjalistyczne przedsiębiorstwa, ale waliła się wraz z nimi cała ich społeczna otulina, cały ten ekosystem zakładowych przychodni, żłobków, szkół, osiedli, wreszcie – ekonomia całych wyrosłych wokół nich miast (gdy huta czy fabryka przestaje płacić, rację bytu traci kawiarnia, sklep i zakład usługowy, w którym zarobione pieniądze wydawano, z czasem wyprowadza się służba zdrowia, transport etc).

Jasne, ktoś w tych miastach próbuje robić rewitalizację, za unijne pieniądze wybuduje ścieżkę rowerową, otworzy „klimatyczną kawiarenkę” czy będzie za wszelką cenę próbował posadowić tu jakiś niewielki biznes. Te miasta, te zakątki, wciąż zagrzewają się – hasłami swoich radnych czy burmistrzów – do biegu naprzód, mimowolnie patrząc jednak w tył. Jeden z bohaterów książki kwituje to tak: „Tu nie ma nawet co robić listy. Wszystko jest zamknięte. Wszystko! Jak polski rozwój ma polegać na tym, że budujemy ścieżki rowerowe i spacerowe i taką Fabrykę Życia, gdzie się kawę pije, to lepiej tę Polskę zamknijmy. No tak, nową kompostownię otworzyli. Co ja mam kompostować, siebie? Lata siedemdziesiąte to socjal, to byt. Teraz coś pod nowym szyldem, pod PiS-em się rodzi, ale nie ma już przemysłu. Państwo mamy religijne, a co się stało z człowieczeństwem?”.

Jeżdżąc tyle po Polsce, co rusz trafiam do miejsc, w których 500 plus owszem łata dziury (i to jasne, że lepiej chodzić w połatanym, niż w dziurawym), ale to kroplówka, po której odłączeniu pacjent nie będzie ani trochę zdrowszy, niż był. W których najwięcej energii i światła jest we wspomnieniach, a nie w marzeniach, bo karmione nimi zrywy tyle razy weryfikował już negatywnie nasz „nowy, cudowny świat”. Te brednie o Polsce leniwej, uzależnionej od socjalu i głosującej na PiS, i tej przedsiębiorczej, wspierającej KO czy Lewicę, pękają jak mydlana bańka, gdy 300 czy 500 kilometrów od Warszawy rozmawia się z ludźmi, którym chce się działać, robić, słuchać, uczyć się, niezależnie od tego, że mają ledwie cień tych, które są dostępne w Warszawie (i często tu ignorowane), możliwości.

Nic się w Polsce nie zmieni, jeśli ta Polska, która żyje już w rytmie XXI w., nie wyciągnie ręki i nie poczeka na tę, która od czasów balcerowiczowskiej rewolucji wciąż próbuje sztuki złapania jakiejś płaszczyzny, z której można by odbić się do skoku, i coraz mniej jej się chce, gdy wciąż czuje pod stopami ruchome piaski. Nie pragnienia nas różnią, a właśnie możliwości.

Uważam za szczególne błogosławieństwo, że swojego osobistego patriotyzmu mogę dziś nie budować na lukrowanych obchodach, flagach, pieśniach i łzach z powodu rocznicy, a na widokach i głosach z Zawiercia, Wieliczki, Strzegomia, Miłosławia, Chojnic, Braniewa, Zamościa. Tam widać, że Polaków nie zlepią na dobre wojny o PKB czy przeciw LGBT, że popękane dziedzictwo zaborów, komunistów, nuklearnej transformacji lat 90. da się scalić tylko wtedy, gdy zmieni się optykę, horyzont. Nikt z nas nie żyje, nie pracuje, nie kocha w dewastującym rytmie kadencji, czy to prezesa zarządu, czy posła na Sejm. Jeśli coś ma się realnie, a nie tylko na banerze zmienić, polskie życie publiczne – polityka, biznes, samorząd, itd. – musi zacząć myśleć i działać w dużo bardziej ludzkiej perspektywie pokolenia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2019