Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
Nadobecność słowa „leming” jest jedną z charakterystycznych cech publicystyki ostatnich tygodni. Trudno dociec, skąd wzięło się to zjawisko. Może wywołała je fala upałów; może wiąże się ono ze stanem ducha publicystów związanych z „Rzeczpospolitą” i „Uważam Rze” (a także z innymi ośrodkami myśli niepodległej); może jest konsekwencją oddziaływania tyleż przerysowanego, ile sugestywnego „Alfabetu lemingów” pióra Roberta Mazurka.
2
Leming w naturze jest (jak przypomniał w „Gazecie Wyborczej” Adam Wajrak) dzielnym zwierzątkiem, potrafiącym się zmagać z silniejszym od niego przeciwnikiem. „Leming” z tekstów prawicowych publicystów jest negatywnie nacechowaną figurą ich ideowego wroga. Inaczej mówiąc: jest nietrafną metaforą, zbudowaną na wątpliwej wiedzy o prawdziwych lemingach.
3
Czy warto wytykać publicystom niedokładność i nierzetelność ich metafor? Odpowiem tak: wytykać nie tylko warto, ale nawet trzeba. Zarazem jednak: należy pamiętać, iż tym, którzy atakują „lemingi”, na ogół nie zależy ani na trafności metafor, ani na obiektywnym portretowaniu przeciwników.
4
Można też powiedzieć tak: słowo „leming” (wraz z dodanymi do niego negatywnymi skojarzeniami) to przede wszystkim hasło rozpoznawcze, pozwalające przeliczyć szeregi i ustawić je w szyku bojowym. Mazurek krzyknął hasło, odpowiedział mu chór podobnych do niego łowców lemingów.
5
Tożsamość metaforycznych lemingów jest wysoce niepewna; spory znawców trwają. Inaczej z łowcami. Oni „leminga” wyczują z dużej odległości. W każdej chwili są gotowi do walki. I są niepokorni: każdy myśli samodzielnie, a podobieństwo do myślenia i postępowania innych łowców jest czysto przypadkowe. Świat bez nich byłby nudny, doprawdy.