Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z końca sali widać mężczyznę: szpakowaty, szczupły, przechadza się wzdłuż tablicy. Młodzi ludzie wpatrzeni w ekrany komórek zajmują swoje miejsca na pamięć, slalomem między ławkami. W sali czuć napięcie. Czy panie biolożka i germanistka mogłyby się przysłuchiwać? I jeszcze troje uczniów z innej klasy: czy pan profesor zechciałby ich przyjąć?
– Chciałbym, żeby ta lekcja była obiektywna – mówi po chwili mężczyzna. – Choć mam świadomość skażenia subiektywnością wszystkiego, co nas otacza. Więc może chodzi o to, by pokazać, co myślimy o osobie, którą będziemy tutaj przedstawiać.
Komitet
Kiedy po raz pierwszy zetknął się z historią? Rok 1971. Jako 11-latek, będąc z ojcem na wakacjach, przechodzi w Gdańsku obok dużego, spalonego budynku – jego widok zapamięta dobrze. To siedziba Komitetu Wojewódzkiego PZPR, zniszczona rok wcześniej podczas zamieszek.
Dom rodzinny nauczyciela? Dziadek walczył z bolszewikami. Podczas wojny był fotografem – przez jego ręce przechodziły m.in. zdjęcia z egzekucji Polaków, które robili Niemcy. Zabezpieczał je dla AK.
Jego wnuk jako młody człowiek usłyszy opowieści o powojennych przeszukiwaniach domu przez bezpiekę, o Katyniu, potem o opozycji. Zapamięta dziadka słuchającego Wolnej Europy. – W domu historia hulała na co dzień – wspomina.
Plan lekcji
Czy historia Lecha może porwać dzisiejszego 18-latka dalekiego od politycznych emocji rodziców? Takie mniej więcej pytanie zadałem na Facebooku Dariuszowi Bożkowi, który kilka miesięcy temu wypowiadał się w „Tygodniku” na inny temat (chodziło o rekordowo niską dzietność w Tarnobrzegu).
Bożek to postać w mieście znana: od 1983 r. nauczyciel, w 2012 r. Belfer Roku Tarnobrzega. Radny miejski, jedyny bezpartyjny, bo nie chciał włączać się w lokalną wersję platformersko-pisowskiej bijatyki. Pedagog – widać to gołym okiem – z pasją.
Na moje pytania zadane w apogeum awantury o Wałęsę odpowiedział trzema zdaniami: że trudno rozmawia się z młodymi o tamtych czasach; że są źle nastawieni do wydarzeń z 1989 r., bo według nich ułożyły one Polskę nie dla nich, ale dla starszych; że ta lekcja – mimo wszystko – powinna się odbyć.
A po tygodniu był już wstępny plan, zgoda uczniów na wizytę dziennikarza (bez oporów) i akceptacja dyrekcji (z oporami).
Druga klasa, za niecały rok matura, okolice 18. roku życia. – Ci młodzi: jacy są? – zapytałem Bożka kilka dni przed lekcją.
– Niektórzy mają bardzo… sprecyzowane poglądy – odpowiedział, szukając odpowiedniego słowa. – Na wszystko: nawet karę śmierci i posiadanie broni.
– Na początku pan wątpił, czy to może wyjść…
– Dla mnie Niezależne Zrzeszenie Studentów i Solidarność to żywa historia. Dla nich Wałęsa i dinozaury to mniej więcej to samo. A jacy są? Mają swoje wartości.
– Jakie?
– Ojczyzna!
– Młodzi konserwatywni, których poznaliśmy przy okazji wyborów?
– Niektórzy. Ich patriotyzm jest ostry. Wielu kręci Kukiz i Korwin.
Z patelnią na ZOMO
Kiedy po raz pierwszy usłyszał to nazwisko? Na pewno nie wcześniej niż w 1980 r., kiedy od ponad roku był już w Krakowie, na studiach historycznych. Pamięta, że mieszkali w Domu Studenckim „Żak”.
– Do kolegów przyjeżdżali jacyś ludzie i coś zostawiali – wspomina Dariusz Bożek. – A potem ktoś inny to zabierał. Wiedzieliśmy, że to ulotki. I że coś wisi w powietrzu.
Wtedy już to nazwisko było znane. Bożek zapamiętał też moment (po Sierpniu), kiedy w Jagiellonce pojawiły się zakazane wcześniej książki. I drugi obieg – swobodniejszy niż wcześniej.
Aura ulicy po Sierpniu? Oplakatowana budka milicyjna u wylotu św. Jana, mundurowi, którzy patrzyli obojętnie na te plakaty. Lech Wałęsa dla chłopaka, który zapisał się do NZS? Negocjator, ojciec Pomnika Stoczniowców w Gdańsku, przywódca. Bohater wyobraźni.
13 grudnia 1981 r. Z tego dnia zapamiętał brak satyrycznej audycji „60 minut na godzinę”, która szła z głośników w akademiku.
Bożek wspomina: – Zbiegamy na dół, a tu Jaruzelski przemawia. Wśród studentów nastroje były rewolucyjne. Poszła plotka, że ZOMO ma zająć akademiki. To my, że będziemy ich bronić patelniami i krzesłami. Ale trwało to krótko: zaraz większość ruszyła do domów. Uznaliśmy, że tak romantycznie to się chyba nie da.
Ludzie w hełmach na YouTubie
Sala historyczna LO im. Mikołaja Kopernika w Tarnobrzegu. Dariusz Bożek – po krótkim wstępie – pokaże krótki filmik z Wybrzeża.
Ulica, ludzie w hełmach biją tych bez hełmów. Jest gaz łzawiący, pałowanie, szarpanina, ludzie rozpaczliwie próbujący się wyrwać z pułapki. – Człowiek w zderzeniu z systemem – mówi Bożek do grupki około 20 uczniów. – System miał pałkę, człowiek miał ręce i kamień.
Następny fragment, inny film. U dołu data: 07.05.1977 r. „Była sobota, godzina piąta rano – mówi lektor. – Pracownik oczyszczania miasta myślał, że leży tam jakiś pijak”. Chwilę później fotografia: mężczyzna ze zmasakrowaną twarzą leży na podłodze klatki schodowej (kadry z filmu „Śmierć studenta” o Stanisławie Pyjasie, reż. Jarmo Jääskeläinen).
Fragment kolejny, fabularny: przestraszony dziennikarz rozmawia z ryczącym na niego przedstawicielem instytucji „opiekującej się mediami”, potem z kapitanem bezpieki. Ten dziennikarz jest w potrzasku: otrzymuje jakieś teczki, materiały, pieniądze – ma dostać się za bramę strajkującej stoczni gdańskiej i skonstruować „odpowiedni” materiał („Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy).
Jeszcze jeden, dotyczący tego samego roku, dokumentalny. Człowiek z wąsem twardo negocjuje z przedstawicielami władzy. W innym miejscu ogłasza: „Mamy niezależne, suwerenne związki zawodowe”.
I na koniec znowu fabuła, góra półtorej minuty. Napis u dołu: 12 maja 1983 roku. Trzech chłopaków idzie warszawską ulicą. Są w świetnym nastroju, hałasują, podskakują. Dwóch zabiera milicja. Potem scena na komisariacie: jeden widzi, jak drugiego katują pałkami. Umrze po dwóch dniach (scena pobicia Grzegorza Przemyka w filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, reż. Rafał Wieczyński).
A teraz Dariusz Bożek przedstawi krótko życiorys Lecha Wałęsy. Opowie o ważnych momentach jego biografii, w tym o podejrzeniu współpracy z SB w latach 70. Na koniec poprosi: – Pamiętajmy o Bogdanie, Sławku, Przemysławie, Jarosławie, Magdalenie, Annie, Marii i Brygidzie, czyli ósemce dzieci, które mieli z żoną Danutą. To w tej historii ważne, a często pomijane.
Wreszcie – zapowiadając dyskusję – zapyta: – Czy Lech Wałęsa jest bohaterem? Czy może sprzedawczykiem, który poszedł na współpracę, bo ratował swoje dupsko?
Limuzyna z Thatcher
Kiedy pierwszy raz pomyślał, że będzie uczył historii? Dariusz Bożek z całą bezwzględnością odziera tę historię z patosu. Czyni to, posiłkując się żartem kolegi po fachu: „Dwa powody, dla których zostaje się nauczycielem? Lipiec i sierpień”.
– Wróciłem w czerwcu 1983 r. do Tarnobrzega, miałem pracować w muzeum – wspomina. – Na pytanie, kiedy zaczynamy, niedoszły szef powiedział: 1 lipca.
Poszedłem do szkoły, zacząłem we wrześniu.
Jak mu się uczyło w latach dogorywającego systemu? – Może nie powinienem tak mówić, ale rewelacyjnie – opowiada. – Raz tylko miałem propozycję przystąpienia do PZPR. Odmówiłem i tyle. Nie musiałem też niczego „przemycać”. A przecież mówiłem o wszystkim: Katyniu, AK, Wałęsie. Po prostu trafiłem na dobre otoczenie i dyrekcję.
Jesień 1988 r. Uczniowie Bożka chcą jechać na wycieczkę, by odreagować szkołę. „Do Gdańska, tam się dzieje! No i przyjeżdża Thatcher!” – mówią.
Od dyrektora słyszy: „Wiesz, co się tam dzieje? A wiesz, co będzie, jak wyjdą kłopoty? Wtedy ci nie pomogę”. Jadą 1 listopada.
Na Długim Targu widzą, jak wychodząca z ratusza „Żelazna Dama” macha do tłumu. Odwiedzają pomnik stoczniowców, kościół św. Brygidy.
Dariusz Bożek ma jeszcze jedno – już nie szkolne – wspomnienie z lat 80. To debata Miodowicz–Wałęsa. Wspomina: – Oglądaliśmy to rodzinnie. Nie jestem kibicem, ale wtedy poczułem, co przeżywają fani, czekając na ważny mecz. Znaliśmy przecież Lecha, który w tłumie czuł się dobrze jako przemawiający, ale zasadniczo jego wypowiedzi niewiele miały wspólnego z językiem polskim. I nagle siada naprzeciw tego Miodowicza i robi niesamowite rzeczy!
1989 – rok przełomów. W maju Bożkowi rodzi się młodsza córka, a jego uczniowie zdają maturę. W czerwcu są wybory.
Dopiero osiem lat później na świat przyjdą jego dzisiejsi uczniowie.
Siedmiu wspaniałych
– Pokazywali Okrągły Stół w TV. Został wyreżyserowany – rzuca jeden z uczniów (nie wszyscy podadzą swoje imiona) podczas klasowej dyskusji.
– Czyli jesteśmy oszukiwani od ponad 25 lat? – pyta Bożek.
– Tak, reżyserował Kiszczak, a Jaruzelski i Wałęsa byli wykonawcami. Powinni Oscara dostać – mówi uczeń.
– Czy ktoś ma inne zdanie?
Michał: – Weźmy filmik z Magdalenki, jak sobie przy kieliszkach kawały opowiadają.
– Te kieliszki to jest jakiś dowód przeciw Wałęsie?
– To pokazuje, jak stara władza instalowała się w nowym systemie.
– Wszyscy uważacie, że żyjemy w kraju wyreżyserowanym?
– To mogło być pokojowe przekazanie władzy agentom – rzuca z kolei Artur, który przyniósł na lekcję książkę Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa. Człowiek z teczki”.
Dariusz Bożek chce porozmawiać o 1970 i 1980 r. – Pamiętacie filmy z Grudnia i Sierpnia? Czym różnią się te dwa zbiorowiska ludzi? – pyta.
– W 1970 są pojedynczy ludzie – odpowiada jedna z dziewczyn.
– A podczas Sierpnia?
– Zjednoczona grupa.
– To może tłumaczyć zmianę: z uległej, o ile taka w przypadku Wałęsy się potwierdzi, w buntowniczą?
– Człowiek nie zmienia tak drastycznie swoich przekonań. Te dwie postawy do siebie nie pasują – mówi uczennica.
Dopiero po tej wypowiedzi uaktywniają się ci przychylniej patrzący na Wałęsę.
– Ludzie obalają autorytety na podstawie jednego błędu. To samo było z Matką Teresą – mówi chłopak ze środka sali.
Do ofensywy przechodzi Artur (uczeń z książką Cenckiewicza). Odczyta stosowny fragment, wedle którego Wałęsa miał mieć nieślubne dziecko, a później napomknie, że Wałęsa podaje cztery różne wersje słynnego przeskoczenia przez płot stoczni.
Dariusz Bożek nie będzie wchodził w polemiki. Poprosi za to klasę o kilkuzdaniowy bilans przywódcy Solidarności.
Daria: – Polacy nie umieją balansować, są tylko skrajne opinie, a mnie się to nie podoba. W latach 70. Wałęsa był nieznany. Znany stał się po roku 1980, więc wyciąganie mu tego, co zrobił wcześniej, nie powinno mieć wpływu na ocenę dokonań późniejszych.
Wojtek: – Ja nie uważam Wałęsy ani za świętego, ani za współpracownika. Gdyby mieli go cały czas w ręku, to czy musieliby oddawać władzę?
Michał: – A ja się zastanawiam, czy później nie był marionetką w rękach komunistów. Bo w wolnej Polsce wrócili potomkowie PZPR, może mieli na niego haka, że bał się wychylić nosa?
– Nie chcę go gloryfikować, ale wiadomo, jak człowiek działa pod presją – mówi uczeń ze środka sali. – Może chciał szybko wrócić do żony, do domu? Chcę jeszcze powiedzieć o pokoleniu naszych rodziców. Oni czekali na koniec komunizmu, więc podchodzą do tej historii emocjonalnie. Może patrzą na Wałęsę przez różowe okulary, a my bardziej trzeźwo?
Klasa ma pytanie do swojego nauczyciela. Czy mógłby na koniec powiedzieć, jakie jest jego zdanie?
– Dla mnie znaczenie ma to, co się działo od 1980 r. – odpowiada po chwili wahania Bożek. – Tam, gdzie była wolność, był Wałęsa. I jeszcze jedno: każdy ma prawo do błędu. W waszym życiu też pewnie były sytuacje, że baliście się stanąć przed rodzicami i powiedzieć: „Dostałem jedynkę”. A w innym momencie może znaleźlibyście odwagę, by wejść do płonącego domu i kogoś uratować. Może to jest przypadek Wałęsy?
Na koniec Dariusz Bożek chciałby puścić fragment „Siedmiu wspaniałych” („Zwróćcie uwagę, jak różni ludzie, z różną przeszłością byli w tym gronie, a wszystkich połączyła dobra sprawa”). Ale ponieważ rzutnik odmawia posłuszeństwa – uczniowie opuszczają salę przy akompaniamencie znanej filmowej melodii.
Znowu jest sam
Lata 90. Dariuszowi Bożkowi przychodzi uczyć historii w nowych realiach. PRL odchodzi, ale w klasach jeszcze przez dekadę będą uczniowie pamiętający stary system.
– To wtedy po raz pierwszy usłyszał Pan: „Bolek”? – pytam.
– To było jeszcze w latach jego prezydentury.
– Co to z panem robiło?
– Nic. Znałem tamte czasy.
– A teraz, kiedy z szafy Kiszczaka wypadła teczka? Zabolało?
– To chyba nie to słowo. Jeśli się okaże, że nie podpisał, nie ma sprawy. A jeśli podpisał, to myślę sobie o człowieku samotnym, młodym, który potem wszystko nadrobił.
– Wałęsa dzisiejszy?
– W jakimś sensie wrócił do 1970 r. Bo znowu jest sam. Zbyt wielu ludzi chce mu udowodnić, że niczego nie osiągnął. A jak osiągnął, to dlatego, że kłamał. Jak to u nas: nikomu nic nie może wyjść dlatego, że był dzielny i mądry.
Bądźmy dumni z husarii
Jeszcze w czasie lekcji poprosiłem uczniów: przyślijcie mailem dwa teksty, każdy na sto słów. Pierwszy – list do Lecha Wałęsy. Drugi – czym jest dla was dzisiejsza Polska? Nadeszły dwie odpowiedzi.
„Panie Lechu Wałęsa, czyż nie lepiej rozwiać wszelkie wątpliwości poprzez rzeczową debatę na temat Pańskiej domniemanej współpracy z SB? (…) Proszę nie zapominać, iż nieścisłości stawiają Pana w niekorzystnym świetle – słusznie bądź też nie – oraz są kolejnym powodem, który poróżnił Nas, Polaków” – napisał Michał.
Dzisiejsza Polska? Miejsce zasługujące na dużą literę. „Ukochana Ojczyzna, w której ukryty jest nie do końca wykorzystany potencjał. To wielu wspaniałych ludzi, dla których w dalszym ciągu nieobce są wartości takie jak: Honor, Bóg czy właśnie ta najukochańsza Ojczyzna”.
Z listu Artura: „Szanowny Panie Lechu Wałęso, nie wmówi mi Pan, że samodzielnie Pan zniszczył komunizm. Myślę, że zrobiliście to do spółki z komunistami, ponieważ system ten był już upadły, a naród chciał demokracji. Za udział w obaleniu komunizmu mogę być wdzięczny, ale za czyny po 1989 roku grabiące nasz kraj z pieniędzy (…) oceniam Pana jak najniżej (…) Proszę ściągnąć z piersi wizerunek Matki Boskiej i zastąpić go Bolkiem z kreskówki”.
Artur dodał, już w tekście o dzisiejszej Polsce, że zbyt często czcimy porażki, a nie przywiązujemy wagi do zwycięstw.
Na przykład do bitwy pod Orszą, „rozegranej w 1514 roku z pierwszym użyciem husarii, która była najlepszą jazdą w historii świata”.
Pokolenia
Dariusz Bożek, już po skończonej lekcji, przechadza się po pustej sali. Próbujemy uchwycić upływ czasu w czterech ścianach jego klasy.
Bożek robi więc bilans: przemalowane krzesła i stoły, orzeł z koroną (najpierw był PRL-owski, później Bożek własnoręcznie dokleił mu koronę wyciętą z papieru, na końcu zawisło na ścianie całkiem nowe – teraz już wypłowiałe – godło). Za oknem nowe modrzewie i – w miejsce betonowego – ładne, tartanowe boisko.
Co się zmieniło w głowach 18-latków? Poza oczywistymi wnioskami – że dla tych dzisiejszych historia PRL-u nie jest już historią żywą – Bożek ma i taką refleksję: mniej niż kiedyś mówi się o historii w domach. Tym bardziej szkoła nie może zamiatać pod dywan ważnych tematów współczesnych, choćby były niewygodne.
„Szanowny Panie Lechu! – napisze Bożek kilka dni po naszym spotkaniu (na moją prośbę, podobną do tej, jaką skierowałem do uczniów). – Jestem prawdopodobnie w mniejszości, bo jest mi wszystko jedno, czy Pan podpisał, czy nie. Wiem natomiast, że to, co działo się z Pana udziałem w latach 1970-76, ważne jest dla młodych ludzi.
Proszę się z nimi spotkać i porozmawiać. Oni na to zasługują. Oni nie pamiętają PRL-u. A jest dla nich ważne, co będą mogli o Panu opowiedzieć swoim dzieciom. Nie bójmy się młodego pokolenia, traktujmy je poważnie”.
Najważniejsze, że myślą
– Lekcja udana? – pytam na odchodne.
– Cieszę się, że myślą, rozmawiają, argumentują.
– Czegoś pan żałuje?
– Mówiąc o samotności w 1970 r., nie przypomniałem im, że nie było komórek i Facebooka. ©℗