Łańcuch katastrofy

Wschodnia Afryka czeka na pierwsze od miesięcy deszcze. Jeśli okażą się za małe, latem usłyszymy o nowej klęsce głodu. Większej od tej, która ponad 30 lat temu zabiła w Etiopii pół miliona ludzi.

26.03.2017

Czyta się kilka minut

11-letni Omar trafił do szpitala z podejrzeniem cholery. Opiekuje się nim babcia; matka zmarła rodząc chłopca. Mogadiszu, 22 marca 2017 r. / Fot. Maciej Moskwa /Testigo / dla PAH z Sudanu Południowego i Somali
11-letni Omar trafił do szpitala z podejrzeniem cholery. Opiekuje się nim babcia; matka zmarła rodząc chłopca. Mogadiszu, 22 marca 2017 r. / Fot. Maciej Moskwa /Testigo / dla PAH z Sudanu Południowego i Somali

Nigeryjski ksiądz Kenneth Iwunna, gospodarz parafii w Yabelo w południowej Etiopii, pisze w mailu: „Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nawet teraz, gdy korespondujemy, umierają starsi ludzie, osłabieni na tyle, że nie mogą się poruszać o własnych siłach. Dopiero co pochowałem jednego z parafian. Giną nam zwierzęta, ludzie uciekają w poszukiwaniu wody i jedzenia, wielu choruje. Deszcz nie padał od dawna i w całej okolicy panuje susza. Jeśli nic się nie zmieni w ciągu najbliższego miesiąca, jeden tylko Bóg wie, co się z nami stanie”.

Skalę zagrożenia uświadomiły księdzu Iwunnie martwe krowy, które zobaczył przed kilkoma tygodniami przy drodze prowadzącej nad granicę kenijską. Kiedy w 2011 r. Etiopczycy zmagali się z ostatnią katastrofalną suszą, nie wystarczyły dostawy żywności dla ludzi. Niektórzy popełniali samobójstwa widząc, jak ginie ich bydło, oznaka statusu i jedyna możliwa tutaj inwestycja.

Martwe krowy na polach pod Yabelo – to zapowiedź długiego kryzysu.

Dzieci ulicy

1200 kilometrów na północny zachód stąd, w Aweil w Sudanie Południowym, susza zmusiła ludzi do chodzenia po mieście z bambusowymi kijami. Bronią się nimi przed nastolatkami, którzy w coraz większej liczbie docierają tu z położonych nieopodal wsi. Bo gdy rodzina nie jest w stanie wyżywić wszystkich, wysyła z domu w świat najstarsze z rodzeństwa. Samodzielnie mają szansę na przeżycie.

Dzieci ulicy są coraz bardziej agresywne: żądając pieniędzy, atakują starszych i samotne kobiety. – Półnagie, nie mają potem gdzie schować tych pieniędzy. Czasem mną i połykają banknoty. Aby je potem zwrócić, wieczorami piją roztwór wody i mydła – mówi „Tygodnikowi” Wojciech Wilk, prezes fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, który właśnie wrócił z Afryki Wschodniej.
Na zdjęciu zrobionym kilka dni temu w Aweil Wilk pokazuje dziewczynkę z wzdętym brzuchem – efektem niedoboru białka we krwi i ucieczki wody do jam brzucha. To początek atrofii: gdy ciało nie ma co jeść, zaczyna spalać mięśnie. Proces ten trudno zatrzymać.
– Sudańczycy są przyzwyczajeni do tego, że w czerwcu i lipcu, ostatnich miesiącach przed zbiorami, brakuje żywności. Podobnie jak kiedyś w Polsce na przednówku. Potem, w sierpniu, przejadają się, nadrabiając chude tygodnie. Ale w tym roku jedzenia nie ma już od stycznia. Tego dzieci już nie wytrzymają – ostrzega Wilk.

W lutym w dwóch prowincjach Sudanu Południowego ogłoszono piąty, najwyższy stopień alarmu żywnościowego – famine, czyli „klęskę głodu”. W regionie miasta Aweil kryzys będzie narastał jeszcze przez pięć miesięcy. Według organizacji humanitarnych latem z głodu może tutaj umrzeć 30 proc. dzieci.

Wojciech Wilk: – Najgorszy scenariusz już się realizuje. Docierają do nas informacje o ludziach, którzy umierają podczas marszu przez pustynię.

Nie tylko głód

W pasie od Mali i północnej Nigerii na zachodzie aż po Somalię i położony na Półwyspie Arabskim Jemen na wschodzie trwa trzecia już susza pod rząd. Rolnikom uniemożliwia zbieranie plonów, pasterzom – wyżywienie stad. Prognozy różnych agencji ONZ podają najczęściej liczbę 13 mln ludzi, którzy tylko we wschodniej Afryce czekają na pomoc. W Kenii, Somalii i Etiopii ok. 600 tys. dzieci poniżej piątego roku życia będzie tego lata „poważnie niedożywionych”, co w humanitarnym slangu oznacza ryzyko śmierci.
Jednak głód – choć najbardziej działa na wyobraźnię mieszkańców Zachodu, pamiętających jeszcze tragedię Etiopii z lat 1983-85 (ponad 400 tys. ofiar śmiertelnych) – to tylko część problemu.

– Nie ma na świecie drugiego regionu, który tak dobrze ilustrowałby wzajemne powiązanie zmian klimatycznych, coraz mniej przewidywalnej pogody, przymusowych migracji oraz paraliżu rynku żywnościowego wywołanego lokalnymi wojnami – tłumaczy „Tygodnikowi” Stephen Wainaina, publicysta kenijskiego portalu „African Arguments”. – To nie przypadek, że właśnie w Somalii i Sudanie Południowym, gdzie konflikty w równym stopniu co susza uniemożliwiają funkcjonowanie normalnej gospodarki, sytuacja będzie tego lata najgorsza.

Oto przykłady z państw, które najbardziej ucierpią na skutek suszy:

W Nigerii działalność Boko Haram, islamistycznej organizacji zbrojnej, wciąż uniemożliwia powrót do domów dziesiątkom tysięcy uchodźców i paraliżuje handel. To najludniejsze państwo Afryki (174 mln mieszkańców) stoi na skraju gospodarczej zapaści, a znaczne jego obszary na północnym wschodzie są niedostępne dla organizacji humanitarnych [o kryzysie w tym rejonie pisaliśmy w „TP” nr 8 – powszech.net/kryzys-czad].

W Jemenie na skutek nalotów saudyjskich wciąż zablokowany jest port Al-Hudajda, jedyny punkt, przez który kraj ten, w całości uzależniony od dostaw z zagranicy, może sprowadzać żywność.

W Somalii, gdzie krótka pora deszczowa pod koniec 2016 r. przyniosła o jedną trzecią mniej opadów niż zwykle, jak na wyrok ludzie czekają na dłuższe deszcze, które powinny rozpocząć się w kwietniu. Jeśli i one zawiodą – a prognozy są złe – zagrożonych będzie 3 mln mieszkańców. Pozbawieni w niektórych regionach dostępu do bezpiecznych źródeł wody, Somalijczycy zaczęli już chorować na cholerę; od stycznia Światowa Organizacja Zdrowia odnotowała 10,5 tys. przypadków choroby.

Słowo tabu

Papka z mleka w proszku, cukru, mąki, oleju roślinnego i pokruszonych batonów wysokoenergetycznych. A jeśli tych ostatnich nie ma (tutaj, w Sudanie Południowym, trzeba je sprowadzać z zagranicy), wtedy menu zapasowe: tubka z pastą z orzeszków ziemnych, którą w Europie uznalibyśmy zapewne za niezbyt udaną wersję nutelli.

Takie zestawy otrzymują od organizacji humanitarnych matki w Aweil. To „bomby kaloryczne”, które pięciolatkom i młodszym dzieciom mają pomóc przetrwać najgorsze, zwiększyć szanse przeżycia. Śmierć głodowa zagraża właśnie im – starszych zabijają choroby, skutek długotrwałego osłabienia. Dlatego aby zapobiec kryzysowi, nie wystarczą dostawy żywności. W rejonach dotkniętych suszą trzeba jeszcze zapewnić odpowiednią opiekę medyczną.

– Podczas czteroletniej suszy, która poprzedziła wojnę w Syrii, bywało, że dorośli żywili się wyłącznie chlebem i słodką herbatą. To wystarczało – opowiada Wojciech Wilk, który do 2011 r. uczestniczył w Damaszku w koordynacji pomocy dla tego kraju. – Jednak najmłodszym dzieciom należy dostarczać białko. Bez niego nie przeżyją.

Przy szpitalu w stanie Aweil East PCPM organizuje właśnie centrum dożywiania, które przez najbliższe miesiące utrzyma przy życiu 1200 dzieci. Wystarczy niewiele: za równowartość 300 złotych można kupić jedzenie na miesiąc dla całej rodziny, która w Sudanie Południowym liczy statystycznie 6,5 osoby. Czyli: 50-kilogramowy worek sorgo, 5 kg cukru (źródło glukozy), 4 litry oleju (źródło tłuszczu) i 5 kg fasoli (źródło białka). Trzeba też zebrać zapasy na porę deszczową, kiedy kryzys osiągnie apogeum.

Cudzoziemcom działa się tu coraz gorzej – Sudan Południowy wprowadził absurdalne ceny za pozwolenie na pracę: 10 tys. dolarów za osobę.

To ilustracja zjawiska widocznego w całym regionie. Rządy państw leżących w tzw. Rogu Afryki nie lubią się przyznawać do problemów gospodarczych, których oznaką bywają kłopoty żywnościowe. A tych jest tu aż nadto. Od ogłoszenia niepodległości przez Sudan Południowy w 2011 r. ceny ropy naftowej – głównego źródła dochodów eksportowych – spadły czterokrotnie. To, w połączeniu z katastrofalną w skutkach decyzją o dodruku pieniędzy, nakręciło hiperinflację, która dziś wynosi 800 proc.

Południowosudańska stufuntówka jest dziś na świecie najmniej wartym banknotem o najwyższym w danym kraju nominale – nie dostaniemy za nią nawet jednego dolara. W Dżubie, stolicy kraju, najlepsze restauracje drukują menu na tanim papierze (nie opłaca się inaczej, skoro ceny trzeba i tak zmieniać co kilka dni), a taksówkarze wydają resztę banknotami spiętymi gumką, by oszczędzić pasażerom czasu na ich zliczanie.

Nie lepiej jest w Etiopii, gdzie problemem jest polityka władz. To państwo to z jednej strony jedna z najszybciej rozwijających się gospodarek świata, a z drugiej – półautorytarny kraj, wciąż kontrolujący przepływ informacji.

– W miejscowych urzędach „głód” jest słowem tabu. Władze walczą z łatką nierozwiniętego kraju, którą na Zachodzie przypięto Etiopii po suszy w połowie lat 80. XX w. – opowiada Piotr Stopka, koordynator projektów PCPM w Hosaenie w środkowej części tego kraju. – Z perspektywy stołecznej Addis Abeby suszy na wiejskich terenach kraju właściwie nie widać. Wiadomości o wydarzeniach na prowincji przemyca się niczym zakazany towar.

Ile może Uganda

To właśnie uchodźcy – nie tylko wojenni, ale coraz częściej klimatyczni, uciekający przed skutkami mało przewidywalnej pogody – są ostatnim elementem smutnej opowieści o Rogu Afryki.

Kiedy po roku względnego spokoju, w lipcu 2016 r. w Sudanie Południowym na nowo rozpoczęła się wojna domowa, setki tysięcy mieszkańców tego kraju uciekły do sąsiedniej Ugandy. Ten kraj – liczący tyle samo mieszkańców co Polska – przyjął w ubiegłym roku więcej uchodźców (489 tys. ludzi), niż dotarło ich do Europy przez Morze Śródziemne (362 tys. ludzi). Wobec nich stosuje się tu jedną z najbardziej liberalnych strategii na świecie. Po otrzymaniu statusu uchodźcy ludzie dostają od władz niewielki kawałek ziemi. Bywa, że sami prowadzą szkoły i sklepy.

Ten model, chwalony przez ONZ, Uganda stosuje z powodzeniem od wielu lat, przyjmując uciekinierów z sąsiednich państw, gdzie trwały lub trwają wojny i rzezie: z Demokratycznej Republiki Konga, Rwandy, Burundi i Somalii. Ale czas otwartych granic właśnie się kończy.

Na skutek suszy na północy system jest na granicy wytrzymałości. Do kraju przybywa codziennie niemal 3 tys. uciekinierów z Sudanu Południowego, w dużej mierze kobiet i dzieci (mężczyźni często zostają pilnować swoich domów przed rabunkiem). Filippo Grandi, wysoki komisarz ONZ ds. uchodźców, ostrzegł w miniony czwartek, że Uganda „nie może już dłużej samodzielnie dźwigać na swoich barkach największego kryzysu uchodźczego Afryki”.

Stephen Wainaina z „African Arguments” mówi: – Susza, głód, wojny i uchodźcy to u nas nic nowego. W naszym regionie zawsze byliśmy jakby na skrzyżowaniu tego wszystkiego. Pozostaje jednak pytanie: jak szybko my tutaj i wy na Zachodzie nauczymy się identyfikować prawdziwe źródła tych zjawisk? ©℗

Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej prowadzi zbiórkę na konto o numerze
18 1140 1010 0000 5228 6800 1001 – z dopiskiem: „Sudan”. Koszt zestawu pożywienia dla dziecka poniżej piątego roku życia, który może uchronić je przed śmiercią z wygłodzenia, wynosi 65 zł.

W regionie pomaga też Polska Akcja Humanitarna. Numer konta:
91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 – z dopiskiem „Sudan Południowy”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2017