Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Owszem, w Warszawie Święto zostało zbrukane przez mniejszość, ale przecież nie przez margines (więcej o tym pisze Michał Olszewski na str. 10). Prawica zebrała plon politycznych sojuszy z kibolami w brunatnych barwach. Nie tak dawne zachwyty nad dumną alternatywą dla zeuropeizowanej Polski były faktycznie motywowane wrogością do Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zaślepieni mieli okazję do przebudzenia, gdy 11 listopada w stronę policji poleciały pierwsze race i bruk. Na nic zaklęcia, że sam marsz przebiegał spokojnie, a bojówki pozostawały na jego niekontrolowanych obrzeżach. Narodowa prawica słono płaci za ten sojusz i polityczną histerię.
Na filmach, które mają być alternatywą dla "medialnej manipulacji" (jak określił relacje z marszu Jan Żaryn, jeden z jego organizatorów), widać tłum, który krzyczy na zmianę o narodowej dumie i o zdrajcach: Tusku i Komorowskim. Czyli właściwie skanduje to, co można usłyszeć z ust polityków w byle programie publicystycznym lub relacji z konferencji prasowej. Kibole w garniturach są już w naszych domach.