Jesteśmy gdzieś pośrodku

Wymęczona wczoraj wygrana Andrzeja Dudy pokazuje, jakie są granice skuteczności szczodrych transferów socjalnych opakowanych w populizm podlany zmasowaną propagandą państwowych mediów.

13.07.2020

Czyta się kilka minut

Wieczór wyborczy Andrzeja Dudy po II turze wyborów prezydenckich, Pułtusk, 12 lipca 2020 r. / FOT. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER /
Wieczór wyborczy Andrzeja Dudy po II turze wyborów prezydenckich, Pułtusk, 12 lipca 2020 r. / FOT. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER /

W niecałe dwa lata Polacy czterokrotnie wybierali różne organy władzy, a kalendarz tak się ułożył, że ten „czteropak” kończyły wybory wprawdzie nie najważniejsze z punktu widzenia siły wpływu, ale przez swoją prostotę i „uosobienie” najbardziej symboliczne i budzące największe zainteresowannie. 

Dla obozu rządzącego od 2015 r. był to trudny, rozciągnięty w czasie egzamin, dla wszystkich środowisk jemu przeciwnych próba rozszczelnienia monopartyjnego układu, a przy okazji rewanżu za upokorzenia, których doznały sporo, bowiem naddatek niekoniecznej złośliwości i mściwości to znak firmowy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W stosunku do sytuacji z jesieni 2018 r. w szerokim obrazie zmieniło się niewiele – żaden z dwóch wielkich obozów dominujących w polskiej polityce (choć pamiętajmy, że nie odzwierciedlają dokładnie społecznych podziałów) ani znacząco się nie wzmocnił, ani nie zepchnął drugiego na margines. Jeśli jednak patrzeć węziej, jak radzi pewien raper w głośnej tuż przed wyborami piosence, zaszło kilka istotnych zmian: z jednej strony Kaczyński nie ma już tak dużej swobody w kształtowaniu prawa i praktyki rządzenia, a wymęczona wczoraj wygrana Andrzeja Dudy pokazuje, jakie są granice skuteczności szczodrych transferów socjalnych opakowanych w populizm podlany zmasowaną propagandą państwowych mediów. Starczyło ledwo ledwo i to przy mobilizacji, jakiej Polska nie widziała. Co gorsza, nawet jeśli PiS spróbuje odzyskać teraz panowanie nad „ciągiem technologicznym” na Wiejskiej, czyli przekupić paru senatorów, to będzie miał do czynienia z Dudą mniej zależnym od widzimisię i łaski prezesa, o ile oczywiście dotychczasowe dokonania pozwalają coś sądzić o tym, czy w pewnych sytuacjach miewa jakąś siłę charakteru. Bo że ma ją jego żona, to wszyscy widzieliśmy – warto wysłuchać jej wystąpienia bez uprzedzeń, bo nie tylko było jedynym spontanicznym akcentem tego arcynudnego wieczoru, kiedy obaj pretendenci robili dobrą minę do złej gry i klepali komunały, ale pokazywało skalę napięć, zmęczenia, a zatem i złości, jaka się może tlić w lekceważonych lokatorach pałacu. 


WYBORY PREZYDENCKIE 2020: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Z drugiej zaś strony, patrząc węziej, widzimy opozycję, która w sprzyjających okolicznościach – bo podmiana fatalnej kandydatki w sytuacji majowego przesilenia dała jej okazję, by urządzić kampanijny blitzkrieg i przybrać świeżą, dynamiczną twarz – nie potrafi przebić szklanego sufitu. Często wydaje się bardziej zajęta sobą i ustalaniem hierarchii w obozie niż próbą wpływu na rzeczywistość. Być może wynika to z braku równie bewzględnego co czarującego lidera pokroju Donalda Tuska. Jeśli tak, to wypowiedziane przez Rafała Trzaskowskiego zdanie, że były premier jest już na emeryturze, może się okazać najważniejszym przyszłościowo akcentem jego kampanii. Czy będzie on w stanie faktycznie odeprzeć zakusy swojego mentora, żeby dalej rozgrywać różne fragmenty opozycji z bezpiecznego dystansu, to się dopiero okaże. Ale warto pamiętać, że także i w przypadku Tuska dopiero dotkliwa podwójna przegrana uczyniła zeń krwistego polityka z tym, co w politologii kawiarnianej nazywa się „ciągiem na bramkę”. W Platformie zeszłej zimy zaczęła się wymiana pokoleniowa, Trzaskowski nawet jako przegrany (z godziwym wynikiem i dobrą kampanią w dorobku) ma szansę teraz ją dokończyć. 

Tak się przyzwyczailiśmy do wyborów co parę miesięcy, że trudno nam sobie wyobrazić, jak teraz będzie wyglądać praktyka rządzenia przez „spokojne” trzy lata. Dużo się mówi o kończeniu przez PiS rewolucji, ale trzeba dużo wyobraźni podszytej strachem, żeby w tych chaotycznych dotychczas próbach przejmowania instytucji państwa i reagowania na oślep na zmieniające się okoliczności oraz opór instytucjonalnej materii widzieć jakiś systemowy plan, który miałby teraz jakoby zostać domknięty. 

Rzecz jasna o takich planach snują ideolodzy, dyżurni myśliciele i publicyści, szczególnie aktywni w okresach wyborczych. Snują wizje – straszne lub piękne, w zależności od tego, dla kogo pracują. Jeśli coś na pewno się może teraz zmienić na lepsze, to fakt, że ucichną nieco te ideologiczne bębny. W trakcie tej kampanii bardziej niż w poprzednich podgrzano sztuczną wojnę kulturową. Sztuczną, bo polskie społeczeństwo pozostaje na szczęście letnie w kwestiach, które jeśli wierzyć niektórym mediom, stanowią o być albo nie być cywilizacji, o miejscu w Europie i demokracji. Jesteśmy oportunistycznie konserwatywni, ale praktykujemy po cichu otwartość na rozmaite zmiany kulturowe i obyczajowe. Jesteśmy gdzieś pośrodku skrajności. I te wczorajsze wyniki – praktycznie fifty/fifty – dobrze to symbolizują.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej