Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Papież Franciszek zaapelował do wszystkich parafii, wspólnot religijnych, klasztorów i sanktuariów w całej Europie o przyjęcie uchodźców. Podczas spotkania z wiernymi na modlitwie Anioł Pański ogłosił, że uchodźcy zostaną też przyjęci w Watykanie.
W środę w „Tygodniku Powszechnym” temat numeru poświęcony uchodźcom. W numerze m.in. wywiad z Janiną Ochojską, prezeską Polskiej Akcji Humanitarnej. Oto fragment rozmowy:
Błażej Strzelczyk: Myślisz, że gdy Jezus mówił; „byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”, to zakładał, że będziemy się martwić czy ktoś jest muzułmaninem a ktoś chrześcijaninem?
Janina Ochojska: Na pewno nie. Jeżeli ktoś naprawdę uważa się za chrześcijanina, to mówienie o uchodźcy w negatywny sposób i odmówienie mu schronienia, jest grzechem. Oczywiście, chrześcijanin musi się zastanowić, czy ma odpowiednie warunki do przyjęcia takich ludzi, czy jest przygotowany na przyjęcie kogoś o obcej kulturze i wierze. Ale nie może ich skreślać na starcie. Bo musisz racjonalizować. Przyjmiesz czteroosobową rodzinę do domu?
Nie wiem.
Miesiąc – dasz radę. Trzy miesiące – zaczniesz się niepokoić. Rok? „Kurcze – myślisz sobie – chciałbym się ożenić. Mam plany na życie”. A teraz sobie wyobraź taką scenę: Stoisz w kościele. Jest niedziela. Podczas ogłoszeń proboszcz mówi tak: „drodzy parafianie. Robimy zrzutkę. Sprowadźmy do nas jedną rodzinę”. Jak sam nie dasz rady, to wspólnie tak. Trzeba tylko chcieć. To takie proste.
To propozycja papieża. I gdzie oni będą mieszkać?
Spójrz na swoją parafię. Zastanów się, czy jest jakiś opuszczony dom w twojej okolicy. Przecież nie chodzi o to, żeby sprowadzać jakąś rodzinę i ją utrzymywać. Chodzi o to, żeby stworzyć im miejsce do życia. Żeby dzieci mogły pójść do szkoły a rodzice mogli zacząć zarabiać jakieś pieniądze.
O uchodźcach i migrantach pisaliśmy w „Tygodniku” na długo przed obecnym kryzysem. Tylko w tym roku byliśmy na Lampedusie, greckiej wyspie Kos, w austriackim Treiskirchen, w Budapeszcie oraz na granicy serbsko-węgierskiej.
Przecież to są muzułmanie – pojawi się od razu głos.
Zapewniam cię, że muzułmanin, który wie że trafi do wsi katolickiej, nie będzie domagał się od nas wybudowania meczetu. Położy sobie dywanik i będzie się modlił. Ale będzie bezpieczny. Przeczeka wojnę. Może ona skończy się za chwilę. Wtedy wróci.
Trudno mi sobie wyobrazić takiego proboszcza.
To sam tak zrób. Idź do proboszcza i powiedz: „mamy parę złotych, tu stoi pusty dom, ogłośmy zbiórkę i przyjmijmy jedną rodzinę uchodźców”. Dajmy im dom na rok, dwa, zaopiekujmy się nimi. Ci ludzie, gdy skończy się wojna, może będą chcieli wrócić. A jak nie, to zróbmy wszystko, żeby się tu odnaleźli. To jest nasza powinność”. I na tym polega „wspólnota parafialna”, że podejmuje tego typu decyzje.
Co z pracą dla nich? W kraju jest dwucyfrowa stopa bezrobocia.
Gdy pomyślę o swoich znajomych, to wiem, że wielu z nich zatrudnia panie do sprzątania. Są zawody, których Polacy nie chcą wykonywać, a te osoby – uchodźcy – nawet nie może, ale na pewno chętnie podejmą jakąkolwiek pracę. Im chodzi o przeżycie. Poza tym, ile słyszałeś historii o właścicielach firm, którzy nie mogą znaleźć pracowników?
Brzmi to sensownie.
Przy pomocy parafii byłoby możliwe przyjęcie sporej ilości ludzi. Tylko to wymaga od nas – chrześcijan – otwarcia i powiedzenia sobie: „nie możemy pozwolić na to, żeby ludzie ginęli, podczas gdy tu mamy względy dostatek”.
Cały wywiad w środę, w Tygodniku Powszechnym.