Erynie wybaczą każdemu

Stefan Chwin:"Łaskawe" to krzyk kogoś, kto zbudził się w środku nocy, ujrzał nagle, że dobro i zło nie istnieją, i nie może oddychać z przerażenia. Rozmawiał Andrzej Franaszek

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Andrzej Franaszek: Gdy czytałem "Łaskawe" Jonathana Littella, przyszła mi do głowy taka, mało może odkrywcza, fraza: każdy z nas może zostać diabłem. Oczywiście w sprzyjających warunkach...

Stefan Chwin: U nas tak myślał Borowski, a także Gombrowicz, w którego "Dzienniku" można znaleźć szokujące zdanie, że w każdym zabitym i w każdym żyjącym Polaku jest Hitler. Jeśliby na miejsce słowa ,,każdy" podstawić parę powszechnie szanowanych dzisiaj osób - zabrzmiałoby to bardzo bluźnierczo. O tym, że zło rodzi się w zwyczajnych ludziach pod wpływem frustrującej sytuacji, pisał psycholog Philip Zimbardo, autor głośnego eksperymentu na Uniwersytecie Stanforda, podczas którego studenci wcielali się skutecznie w role więźniów i nadzorców. To jest zresztą bardzo dwuznaczna teza i np. Dostojewski zdecydowanie ją odrzucał.

Oko bestii

Niedawne wydarzenia, choćby w Abu Ghraib, zdają się jednak wspierać tę niepokojącą intuicję.

Chrześcijaństwo kładzie nacisk na dziedzictwo grzechu pierworodnego, to znaczy na zło ontologiczne, substancjalne, istniejące w nas zawsze. Ruchy lewicowe i liberalne idą raczej za herezją pelagiańską. Przyjmują, że człowiek ze swojej natury "jest przeciwny złu, tylko warunki nie sprzyjają mu". Tak sprawę ujmował np. Bertold Brecht. Pelagiusz wszedł w konflikt z doktryną Kościoła, głosząc, że człowiek - z gruntu dobry, nienaznaczony piętnem grzechu pierworodnego - może własnym wysiłkiem zbawić się sam.

Nieraz myślałem, że powinienem dziękować losowi za tzw. łaskę późnego urodzenia, nigdy bowiem nie miałem okazji być wydany na poważne pokusy - choćby stając się obiektem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa. Nie mam do siebie pod tym względem zaufania i myślę, że w odpowiednich okolicznościach mógłbym robić bardzo złe rzeczy, jakoś sobie z tym radząc - podobnie jak choćby rzesze hitlerowskich oprawców. Jak silne są, Pana zdaniem, nasze mechanizmy obronne?

Kiedyś chciałem napisać esej o mojej ulicy, ulicy Poznańskiej w Oliwie, o tym, jak mieszkając tam przez 40 lat, od roku 1949 do 1989, ani razu nie byłem świadkiem choćby jednego bardziej otwartego protestu przeciwko komunizmowi. Obserwując świat, wiem, że 95 proc. ludzi żyje zawsze w symbiozie z każdym systemem politycznym. Podzielam więc Pana niepokoje. Źle myślę o ludziach, którzy pysznią się tym, że przeszli "czyści" przez realny socjalizm, bo chętnie zapominają, że udało im się to tylko dlatego, że Czerwona Bestia nie skupiła na nich swojego uważnego oka. To oko w 99 proc. było bowiem skuteczne. Teraz w Polsce (tej spod znaku IPN-u) forsuje się tezę, że edukacja Polaków powinna być oparta na prezentacji przypadków antykomunistycznej "świętości", że społeczeństwu nie można mówić prawdy o jego rzeczywistej kondycji moralnej, należy więc pokazywać jedynie tych, którzy potrafili się oprzeć. Problem w tym, że z punktu widzenia statystyki i historii "świętość" jest marginesem. Pedagogika "świętości", którą zresztą wspiera też Kościół, nie pozwala np. zrozumieć, jakie były naprawdę postawy polskiego społeczeństwa wobec komunizmu między ’45 a ’89 rokiem.

Im dłużej myśli się o tych sprawach, tym bardziej wydaje się, że Littell jednak jest dość wtórny, że znajdujemy u niego prawdy już znane, jak choćby słynną tezę Hannah Arendt o banalności zła...

Trochę tak jest. Na przykład gdy on opisuje, jak esesmani naradzają się nad technologią Ostatecznego Rozwiązania, ma się wrażenie, że to są rzeczy wyciągnięte z opracowań historycznych i tylko nieco przerobione na sceny powieściowe. W tym punkcie nie jest to książka odkrywcza. Ale ja jestem przeciwnikiem traktowania "Łaskawych" jako powieści historycznej. Ta książka jest o czymś innym.

A o czym?

Punktem wyjścia Littella jest zdanie, które esesman Maximilian Aue wypowiada od razu na samym początku: zabić się, czy nie zabić? - oto jest pytanie. To jest punkt wyjścia całej książki, a zarazem pytanie niesłychanie obraźliwe dla ludzi dzisiejszych. "W końcu nie jesteśmy tutaj dla zabawy - mówi Aue. - W takim razie po co?" I odpowiada: "Nic mi nie przychodzi do głowy, może żyjemy po to, by zabijać czas, zanim on nas zabije". Littell odnosi się do sposobu myślenia wielu ludzi na Zachodzie. Czy Pan wie, po co się żyje?

Potworność istnienia

Chętnie się dowiem.

Powiem Panu, bo słyszałem to wiele razy. Żyje się, panie Andrzeju, po to, żeby było fajnie. W taką filozofię życiową, dość dziś popularną na Zachodzie, uderza swoją opowieścią esesman Aue.

Miałoby to znaczyć, że dążenie do dobra łatwo może się przerodzić w ostateczne zło? Że właśnie człowiek chcący być idealistą, pragnący czegoś więcej niż entertainment, Pascalowskie divertissement, łatwo zamieniałby się okrutną, zbrzydzoną tym światem bestię?

Punktem wyjścia jest raczej oskarżenie zachodniej cywilizacji. Aue oskarża ją o rozmaite ułatwienia i fałsze. W tle "Łaskawych" jest polemika z Houellebecqiem, z zachodnimi, postmodernistycznymi Europejczykami, którzy uważają, że z natury są niezdolni do jakiegokolwiek Holokaustu, "czyści" i "niewinni" wierzą w naturalny, "dobry" porządek świata, przychylny nam, ludziom; uważają, że potworne zło Zagłady to już zamknięta na kłódkę przeszłość, z czego należy korzystać, to znaczy "żyć zgodnie z naturą", zarobić dużo pieniędzy, a potem pojechać na sekswakacje do Tajlandii.

Monolog starego esesmana druzgocze całkowicie taką "niewinną" wizję naturalnego porządku świata. Książka Littella jest zbiorem argumentów na to, że życie jest nie do zniesienia. Znamienne, że fundamentem psychiki bohatera jest nienawiść do matki. Za co? Za to, że go urodziła. U Littella chodzi też o ogólniejszą nienawiść do kobiet - że nas sprowadzają na świat. "Dzieci są zawsze w brzuchach kobiet. To jest najgorsze. Skąd ten wstrętny przywilej? Dlaczego relacje między kobietą i mężczyzną muszą się zawsze sprowadzać do jednego - do zapłodnienia. Worek na ziarno, inkubator, mleczna krowa - oto kobieta namaszczona sakramentem ślubu. Ja przynajmniej jestem wolny od tego zepsucia". Dlaczego esesman Aue uważa się za wolnego? Bo jest homoseksualistą. To znaczy: umie żyć wbrew naturalnemu porządkowi świata.

Książka gnostycka w pewnym sensie...

Zamaskowana oczywiście, ale z tym wydźwiękiem. Czytając powieść Littella, jesteśmy zahipnotyzowani sprawą Holokaustu, dlatego nie zwracamy uwagi na liczne fragmenty "Łaskawych", które wydają się nam bez znaczenia. Tymczasem Aue mówi o matce tak: "Nigdy nie wybaczyłem jej narodzin, tego prawa, które arogancko sobie przywłaszczyła, prawa wydania mnie na świat" i robi wszystko, żeby uciec od Holokaustu i powrócić do kobiecego brzucha. Okropne, ale też poruszające są to sceny. Sprawa matki, a więc naturalnego porządku prokreacji, to jeden z głównych tematów psychologicznych książki Littella.

Zresztą Aue potem swoją matkę chyba zabija, nie mamy tu całkowitej pewności, bo to nie jest powieść realistyczna ani historyczna, to jest powieść fantazmatyczna, mieszająca realność z urojeniem. Moja definicja powieści fantazmatycznej brzmi następująco: hiperrealistyczny opis świata urojonego, ulepiony z faktów, urazów i obsesji. I tak to robi Littell. Hiperrealistycznie, to znaczy z gigantycznej liczby rzeczowych, historycznych, socjologicznych szczegółów świata Holokaustu lepi świat urojony, który jest obrazem jego gnostyckich zranień i obsesji.

Jednym z narzucających się zarzutów wobec tej książki jest to, że główna postać jest skonstruowana z klisz - homoseksualizm, miłość kazirodcza do siostry, sceny kopulacji na gilotynie i tym podobne rzeczy z rekwizytorni perwersji. Ale w tej perspektywie, którą Pan proponuje, zarzuty te nie mają sensu, bo nie mówimy o powieści mającej pokazać realistycznego bohatera.

Oczywiście. On jest całkowicie "realistyczny" dla kogoś, kto zna rozmaitych "bohaterów potwornych" nowoczesnej literatury, którzy posuwają się za daleko. Dla kogoś, kto ze zrozumieniem czyta np. "Pachnidło" Süskinda czy "Mdłości" Sartre’a. Ta książka opowiada o spotkaniu człowieka z niesłychaną zupełnie potwornością istnienia - Holokaust jest tylko jednym z wielu przykładów tej potworności. Littell gromadzi ich mnóstwo, to jest właściwie antologia przykładów na okropność naszego istnienia na ziemi.

Za daleko

Przy czym, choć pewnie nie zgodzilibyśmy się z określeniem tej książki mianem arcydzieła, jest ona też po prostu dobrze napisana. Zupełnie niesamowite są sceny masakry w Babim Jarze, gdy esesmani biedzą się nad logistyką mordu...

Ta scena jest chyba najlepsza w całej powieści, napisana świetnie i absolutnie przerażająca. Rzadko się zdarza, że podczas lektury robi nam się zimno. Tu właśnie tak jest. W takich scenach Littell ma prawdziwy dar narracji hipnotycznej. Ale też robi coś, przed czym nasza środkowoeuropejska dusza się broni: całkowicie eliminuje element ironii czy autoironii. Ta książka jest śmiertelnie poważna w każdym zdaniu, oparta na mechanizmie identyfikacji z bohaterem, mechanizmie bardzo dwuznacznym, bo ciągle stajemy przed pytaniem, czy to, co czytamy, to są myśli Littella, czy jego bohaterów.

Na przykład kiedy Aue jest na naradzie, w której udział bierze Führer i nagle widzi, że wódz nazistów wygląda jak żydowski rabin. Później jest przeprowadzone rozumowanie, sugerujące, że świat opiera się na bezwzględnej zasadzie wymiany ról: Hitler właśnie od Żydów wziął ideę narodu wybranego i czystości krwi, w związku z czym był kimś w rodzaju naczelnego rabina Niemców. Tylko przypadek sprawił, że to Niemcy wymordowali Żydów - gdyby Żydzi mieli możliwości technologiczne, odpowiedzieliby Niemcom dokładnie tym samym. To są oczywiście myśli szalenie ryzykowne i stajemy przed pytaniem, czy mamy do czynienia z jakimś rodzajem dystansu. Ale bardzo trudno uchwycić, gdzie się pojawia ten dystans. Myślę, że Littell napisał "Łaskawe" po to, żeby nas wytrącić z rozmaitych przyzwyczajeń, także z przyzwyczajeń myślenia o Holokauście.

Czy zatem jest to książka kogoś, kto w myśleniu o ludzkiej naturze jest nihilistą, czy też kogoś, kto temu nihilizmowi chciałby się przeciwstawić, wstrząsając czytelnikami?

Ja nie lubię słowa "nihilizm". Jeśli mam już mówić o czymś takim, wolałbym mówić raczej o nihilizmie rozpaczy, ta książka jest pieśnią rozpaczy na progu XXI wieku. Littell świadomie posuwa się za daleko. Czy pisarz ma prawo posuwać się za daleko?

Ma.

No, nie wiem, czy we wszystkich kierunkach. Ja czytałem te fragmenty z wewnętrznym niepokojem.

Czy zatem jest to książka niebezpieczna, może zarazić złem?

Nie sądzę, ale czytając "Łaskawe" nagle przyłapujemy się na myśli: przecież dobro i zło nie istnieją! Istnieją tylko prawa natury i sytuacje, które decydują o naszym zachowaniu, a nad wszystkim ciąży przekleństwo strasznego "daru urodzenia".

W tym sensie byłaby to więc książka nihilistyczna.

Kto wie, może tak właśnie trzeba by definiować nihilizm. To jest jednak nihilizm bolesny. Littell nie jest żadnym nietzscheańskim burzycielem, który młotem toruje drogę nowemu światu. "Łaskawe" to raczej krzyk kogoś, kto nagle zbudził się w środku nocy, ujrzał, że dobro i zło nie istnieją, i nie może oddychać z przerażenia. Mamy tu obraz świata, w którym kategoria dobra i zła rozmywa się zupełnie. To jest bardzo ateistyczna książka.

Puste niebo, a pod nim ludzie, którzy wzajemnie zadają sobie ból i śmierć. Tytuł książki podsuwa nam sugestię, że wielki mit grecki o Eryniach jest mitem przebiegłej Europy, która dla własnej wygody wmawia sobie rzeczy nieprawdziwe. Erynie nie istnieją, a jeśli nawet istnieją, to w gruncie rzeczy są przyjaciółkami człowieka - można się z nimi dogadać, a wtedy wybaczą każdemu. Zawsze możemy powiedzieć, że to sytuacja zmusiła nas do zła - w tym momencie Eryniom broń wypada z ręki, stają się "łaskawe". Książka kończy się słowami: "Łaskawe wpadły na mój trop". Ale karzące Erynie zmieniły się w Eumenidy - łaskawe, czyniące dobro, łagodzące. To jest ryzykowne dlatego, że większość z nas chce wierzyć, iż Erynie istnieją, to znaczy, że jeśli ktoś zrobił coś okropnego, to go potem sumienie będzie palić przez resztę życia.

Nie wierzę w to.

Nie wierzy Pan w to? Nie wierzy Pan w Erynie? No to jest Pan po stronie Littella.

Ale mój nihilizm mnie nie cieszy, tylko martwi.

No właśnie, Littell też się martwi. Monolog esesmana Aue jest wyznaniem człowieka, który nie czuje skruchy, bo nie widzi żadnego powodu do skruchy. Postępował zgodnie z naturalnym porządkiem świata. Był ofiarą-katem. Littell jest przybity prawdą o naszym istnieniu, w którym nie ma miejsca na skruchę, ponieważ nasze sumienie znajduje się poza nami - w społeczeństwie, w historii, w sytuacji, w mechanizmach polityki. W nas go nie ma. Więc cóż właściwie na takim świecie mają do roboty Erynie?

Czytając tę książkę, miał Pan poczucie, że musi się jej przeciwstawić?

Przez całe życie napatrzyłem się sporo okropnych rzeczy i też myślę, że trudno obronić naszą europejską wiarę w Erynie. Miałbym z tym kłopot.

Stefan Chwin (ur. 1949) jest pisarzem, eseistą, historykiem literatury, profesorem Uniwersytetu Gdańskiego, autorem m.in. słynnego "Hanemanna". Ostatnio opublikował powieść "Dolina Radości" (2006), wkrótce ukaże się jego "Dziennik dla dorosłych".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Stefan Chwin (ur. 1949) jest prozaikiem, eseistą, krytykiem literackim, historykiem literatury i profesorem Uniwersytetu Gdańskiego. Ostatnio opublikował „Miłosz. Interpretacje i świadectwa” (2012) i tom esejów „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” (2013… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008