Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Córka zamożnego lwowskiego prawnika, przedwojenna komunistka po studiach artystycznych w Wiedniu i Krakowie, była świadkiem śmierci zamordowanych przez szmalcownika rodziców. Erna Rosenstein przeżyła cudem. Surrealizm nie był jednak dla niej ucieczką od traumy w świat imaginacji. Była na to zbyt bezkompromisowa.
Oto portret kobiecy zbudowany na kształt mechanizmu dzwonka elektrycznego albo transformatora. Kolorowe pudełko – ni to relikwiarz, ni to ołtarz podróżny, może nawet prosta, otwarta trumna.
Telefon, z którego wystają wysuszone kurze łapki. Błękitna komórka, która na obrazie olejnym z 1966 r. pęcznieje, zapowiadając kolejne istnienia.
„Znaki” – tajemniczy alfabet wyłaniający się z czerwonego, kosmicznego chaosu. „Zaledwie” – żyłki zarysowane na starzejącym się ciele albo komputerowy wykres wyników skomplikowanego badania. „Echa” – oddalające się, niknące gdzieś błękitne kręgi, które przywołują na myśl strukturę DNA.
Nie dajmy się jednak zwieść fantastycznym skojarzeniom, liryzmowi zmieszanemu z ironią, nieskrępowanym aluzjom do biologii i fizyki, kuszącym dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W pewien sposób twórczość Erny Rosenstein jest bardzo „realistyczna”, może nawet „naturalistyczna”. Tyle tylko, że odzwierciedla świat widziany zza zamkniętych oczu. „Zatkałam oczy – chcę widzieć / Zatkałam uszy – chcę słyszeć. / Wzięłam ołówek – niech mnie drogą prowadzi” – pisała w jednym z wierszy (była przecież także poetką).
Swoboda artystycznych wyborów jest więc tylko pozorna. O wiele istotniejsze jest skupienie, autoanaliza, pewna bezwzględność wobec samej siebie, może przede wszystkim wobec wspomnień. Artystka nie lubiła wspominać, irytowały ją („wydawane za pieniądze” – jak lubiła powtarzać) relacje ocalałych z Zagłady.
Maciej Gutowski słusznie zauważył, że w tej twórczości chodzi o wydarcie z siebie skojarzeń przedmiotów lub – co chyba ważniejsze – wypowiedzenie „w formie bezprzedmiotowej własnych dążeń i tęsknot, podanych jak najuczciwiej, jak najbardziej wyraźnie, poza wszelkimi ułatwieniami i zabezpieczeniami, które dają konwencje”. Po co? Może taka wiwisekcja to dobry sposób, by zachować (albo odzyskać) poczucie sensu.
Wystawa w „Królikarni”, zrealizowana w 10. rocznicę śmierci Erny Rosenstein, to już trzecie podejście kuratorek do tej artystki.
W 2011 r. przygotowały jej prezentację w Fundacji Galerii Foksal i Instytucie Awangardy, zaś przed rokiem w poznańskiej galerii Art Stations. Najnowszej odsłonie można zarzucić sterylność aranżacyjną, a nawet nieprzystający do tych prac chłód. Ma to jednak pewien walor: łatwiej dostrzegamy ich uczciwość.
Erna Rosenstein „NAKŁADANIE”; Warszawa; „Królikarnia”; kuratorki: Dorota Jarecka, Barbara Piwowarska; wystawa potrwa do 25 maja. Towarzyszy jej publikacja poświęconej artystce książki kuratorek pt. „Mogę powtarzać tylko nieświadome” (wyd. Fundacja Galerii Foksal).