Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
...Wydarzenie to, zanim nastąpiło, już stało się przedmiotem kontrowersji (bardziej w Polsce niż w Rosji). Oczywiście chodzi o posmoleński syndrom, wciąż obecny w polskiej prawicowej publicystyce i polityce. Była minister spraw zagranicznych w rządzie PiS Anna Fotyga pyta: „komu to służy?”, a publicysta „Gazety Polskiej” dopowiada: „cisza panująca wokół tego wydarzenia powinna nas przerażać, bo ponad wszelką wątpliwość akt ten ma groźny wymiar polityczny i służy interesom kremlowskich kagiebistów”.
Okazuje się, że dla części polskiej prawicy – tej budującej swoją tożsamość na hipotezie smoleńskiego zamachu – Kościół zdradził jej interesy, zaś przewodniczący Episkopatu (mówiący w wywiadzie dla KAI, że zwolennicy tej teorii „robią krzywdę tragedii smoleńskiej, bo na tym etapie trzeba ograniczyć się do poszukiwań i badań. Można mieć postulaty, żądać powołania takich czy innych międzynarodowych komisji i dochodzeń, ale dopóki nie przyniosą one efektów, nie wolno używać zbyt mocnych słów, bo w ten sposób robi się krzywdę prawdzie i w niewłaściwą stronę ukierunkowuje się ból osób oraz myślenie całego społeczeństwa”) stał się zakładnikiem rosyjskich interesów. Stąd głosy o zdradzie i „białej fladze”.
Interesy partyjne nigdy nie wiązały się z misją Kościoła. Owszem, nieraz okazywały się zbieżne, ale doprawdy więcej w tym było obopólnych kalkulacji politycznych niż ewangelicznego ducha. Wspólne przesłanie obu Kościołów – jak można wnosić z zapowiedzi – polityczny interes smoleńskiej prawicy przekracza. Skojarzenia z polityczną reakcją na list biskupów polskich do biskupów niemieckich w 1965 r. wydają się więc całkowicie uprawnione.