Dzban ze skarbami i dżinem

Zapomniane formy chrześcijaństwa wracają dzięki szczęśliwym przypadkom. Jakie tajemnice ujawniają starożytne apokryfy?

16.11.2020

Czyta się kilka minut

Karty z apokryfów odkrytych w pobliżu miejscowości Nag Hammadi w Egipcie. / WWW.BIBLELANDPICTURES.COM / ALAMY / BEW
Karty z apokryfów odkrytych w pobliżu miejscowości Nag Hammadi w Egipcie. / WWW.BIBLELANDPICTURES.COM / ALAMY / BEW

Górny Egipt, rok 367 n.e., późna wiosna. Zbliża się noc. Kilku mnichów wymyka się z wielkiego klasztoru w Chenoboskion, założonego przez Pachomiusza, i zmierza w kierunku skalistego klifu nad Nilem, leżącego parę kilometrów od klasztornych zabudowań. Rozglądają się z niepokojem, jakby sprawdzając, czy ktoś ich nie śledzi. Niosą spory gliniany dzban. I łopaty. Przy skałach chwilę rozmawiają. Ziemia wokół sporego okrągłego kamienia wydaje się odpowiednia, a miejsce łatwe do odnalezienia dla tych, którzy tu raz byli. Mnisi wykopują dół, bardzo ostrożnie wkładają tam dzban i zasypują ziemią. Już w ciemnościach, które na pustyni górnego Egiptu zapadają nagle, po omacku wracają do klasztoru.

Morderstwo, przypadek i chciwość

Czy było tak? Bardzo możliwe. W dzbanie ukryto 13 oprawionych w skórę kodeksów. W tamtych czasach, w tamtej okolicy tak bogaty księgozbiór mógł się znaleźć tylko w bibliotece klasztoru. Skąd jednak pomysł ukrycia ksiąg? On też ma uzasadnienie. Otóż właśnie w 367 r. patriarcha aleksandryjski Atanazy swój list wielkanocny poświęcił w dużej mierze określeniu, które księgi należą do kanonu Pisma, potępiając wszystkich, którzy za natchnione uznawali inne, zwłaszcza dodatkowe ewangelie poza czterema: Marka, Mateusza, Łukasza i Jana. Wszystkich, którzy z pobożnością czytali np. Ewangelię Filipa albo Tomasza, uznał za heretyków i nazwał trupami. Ich pisma określił jako apokryfy i zabronił czytać.

Na zakazie lektury wtedy się zwykle nie kończyło. Nieprawomyślne dzieła były najczęściej niszczone. Jeśli pachomiańscy mnisi cenili księgi uznane przez biskupa za niebezpieczne apokryfy, chcieli zapewne ukryć drogie sobie dzieła, licząc, że za jakiś czas będą one mogły wrócić do klasztornej biblioteki. Atanazy przecież nie raz już musiał uciekać z Aleksandrii, z ostatniego wygnania wrócił zaledwie rok wcześniej. Zakonnicy nie mogli wiedzieć, że tym razem wrócił na dobre. I że już odtąd zawsze będzie niekwestionowanym autorytetem w sprawach ortodoksji.

Co się stało z mnichami – nie wiadomo. Wiadomo, co stało się z dzbanem. Przez ponad 1600 lat leżał w ziemi. Aż w 1945 r. dwóch braci, chłopów z pobliskiej miejscowości Nag Hammadi, poszło wykopywać nawóz naniesiony przez rzekę. Doszli do okrągłego kamienia. Tam wbili łopaty. W pewnym momencie stuknęły o coś twardego. O gliniany dzban. Chłopi bali się go otworzyć – żeby przypadkiem nie uwolnić dżina. Ciekawość, a może chciwa podejrzliwość, że w dzbanie jest skarb, jednak zwyciężyła. Rozbili dzban łopatą. Ulga i rozczarowanie. Ani dżin, ani monety. Jakieś papirusowe karty.

Chłopi zanieśli znalezisko do domu. Parę dni później, wyrównując rodowe porachunki, zabili sąsiada. Przestraszywszy się, że policja, prowadząc śledztwo, przeszuka ich dom i znajdzie kodeksy, oddali je na przechowanie znajomemu księdzu. Ksiądz sam nie rozumiał słów zapisanych na starych papirusach. Pokazał jeden z kodeksów bratu, nauczycielowi. Ten zaś, choć też nie bardzo rozumiał, co tam zostało napisane, stwierdził, że można je dobrze sprzedać. Pojechał do Kairu i wymienił stary papirus na niezłą – w swoim mniemaniu – sumkę. Inni ludzie z Nag Hammadi poszli jego śladem. Kodeksy zaczęły krążyć po Kairze (pozbawione kilku kart, które żona znalazcy spaliła w piecu).

Większość pism jakimś cudem po pewnym czasie trafiła do stołecznego muzeum. Jedno przemycono do Belgii. Kupiła go Fundacja Belingen i sprezentowała na 80. urodziny Carlowi Gustavowi Jungowi. Pozostałe leżały w kairskim muzeum. Trwała wojna z Izraelem. Czas nie sprzyjał badaniom. Choć w środowiskach akademickich rozniosła się wieść o tajemniczym znalezisku, zachodnim naukowcom trudno było dostać pozwolenie na przyjazd do Egiptu i dostęp do papirusów. Badania ruszyły na dobre dopiero w latach 60. Tłumaczenia na języki kongresowe – w następnej dekadzie.

W Polsce także powstało kilka przekładów części pism z Nag Hammadi – większości dokonał zmarły niedawno ks. prof. Wincenty Myszor. Ukazywały się najczęściej w niszowych wydawnictwach uniwersyteckich. Niektóre zamieszczono w wielotomowym wydaniu apokryfów Nowego Testamentu publikowanym przez WAM. Niedawno w wydawnictwie Nearche ukazało się jedno z ciekawszych pism z kodeksów z Nag Hammadi, Ewangelia Filipa, w nowym przekładzie Paula Kieniewicza. Jest to wydanie o tyle interesujące, że tekst został opatrzony komentarzem tłumacza nie tylko wprowadzającym w historyczny kontekst tego dzieła, lecz także wskazującym na egzystencjalne przesłanie tekstu, które może przemówić do współczesnego czytelnika.

To, że pisma z Nag Hammadi stają się dostępne po polsku, to bardzo dobra nowina. Gdy badacze zaczęli odcyfrowywać rękopisy nieco zniszczone przez czas i nieumiejętnych znalazców oraz tłumaczyć sens zapisanych w nich dzieł, przed wszystkimi współczesnymi poszukiwaczami ducha otworzył się świat, przy którym historia odnalezienia dzbana z 13 kodeksami zamiast skarbu lub dżina może wydać się nudna.

Zapomniani nowocześni

Jest to po pierwsze świat różnorodnych, ciekawych, a nawet fascynujących form chrześcijaństwa, które niestety zniknęły w dziejowych zawirowaniach.

Przez długi czas określano je mianem gnostycyzmu i traktowano jako jeden heretycki i niebezpieczny nurt, przezwyciężony dzięki intelektualnemu i duszpasterskiemu wysiłkowi pierwszych ojców Kościoła. Do czasu odkrycia tekstów z Nag Hammadi znaliśmy jedynie niewielkie fragmenty dzieł chrześcijan z tych wspólnot (m.in. z Ewangelii Marii Magdaleny). Nasz obraz tych nurtów wczesnego chrześcijaństwa nakreślony był ręką ich krytyków – jak się okazuje, często nierozumiejących tego, co odrzucają. Teraz możemy przekonać się o tym sami, czytając (niektóre) oryginalne teksty zapomnianych chrześcijan.

Jak pokazuje zbiór z dzbana z Nag Hammadi – a także inne dzieła odnalezione później w XX wieku, np. Ewangelia Judasza – traktowanie tych chrześcijan jako przedstawicieli jakiegoś jednego nurtu – „gnostycyzmu” – jest upraszczające i zafałszowuje rzeczywistość. Wielość odnajdywanych tam form życia, praktyk duchowych, sposobów symbolicznego i pojęciowego uchwytywania Boskiej rzeczywistości jest fascynująca i przytłaczająca zarazem.

Uczucie przytłoczenia bierze się m.in. stąd, że stajemy przed mnóstwem symboli, które intrygują, ale których sensu trudno się domyślić – brak bowiem żywego egzystencjalnego kontekstu, w którym funkcjonowały.

Weźmy choćby wspomnianą już Ewangelię Filipa. Opisuje ona rozmaite praktyki rytualno-sakramentalne, z których część jest znana także współczesnym chrześcijanom. Wspomina jednak także – jako o kulminacyjnym etapie rozwoju duchowego – o sakramencie „komnaty oblubieńców”. Z tekstów możemy wywnioskować, że chodzi tu o mistyczny związek, połączenie pierwiastka żeńskiego i męskiego, których rozdzielenie było upadkiem człowieka. Tym niemniej same informacje zawarte na kartach Ewangelii Filipa są zbyt skąpe, by stwierdzić, czy chodzi o małżeństwo, czy o jakiś odrębny rytuał. Nie da się też z całą pewnością stwierdzić, jak taki rytuał dokładnie wyglądał – czy seksualne motywy użyte w jego opisie należy rozumieć dosłownie, czy metaforycznie.

W Ewangelii Filipa odnajdujemy też bardziej zrozumiałe fragmenty, które można odnieść do uniwersalnych aspektów ludzkiej egzystencji. Przez całe to dzieło przewija się np. wątek „sił” tego świata, które wiążą człowieka. Tekst wskazuje drogę uwolnienia się z tego uwikłania – jest nią poznanie siebie oraz duchowego, a ostatecznie boskiego wymiaru rzeczywistości. Jeśli symbolikę tekstu pojmować jako odnoszącą się w metaforyczny sposób do procesów psychicznych – uzależnienia i odzyskiwania kontroli nad sobą, można tu znaleźć wiele osobistych inspiracji.

Dzieło to zawiera też zręby zaskakująco nowoczesnej teorii poznania. Wskazuje ona, po pierwsze, na binarny charakter naszego postrzegania rzeczywistości: „Światło i ciemność, życie i śmierć, strona prawa i lewa – są braćmi, nierozłącznymi. Dlatego dobro nie jest dobrem ani zło – złem. Życie nie jest życiem ani śmierć – śmiercią”. Owa binarność, jako uwarunkowana przez podmiot poznający, nie ma charakteru ostatecznego. Dlatego w procesie duchowego rozwoju musi zostać przekroczona: „Wszystko to zostanie roztopione do stanu swego źródła. Lecz ci, którzy są ponad światem, są nieroztapialni – nieśmiertelni”.

Po drugie, zauważa, że nasze zdolności poznawcze kształtują obraz świata, także w sferze religijnej. Dlatego, zdaniem Ewangelii Filipa, Jezus „nie objawił się takim, jakim naprawdę jest, ale takim, jakiego mogliśmy w sercach zobaczyć”.

Autor Ewangelii Filipa zdaje sobie sprawę, że z powodu naszego ograniczenia „nazwy używane na tym świecie są mylące. Odwodzą nasze myśli od tego, co poprawne, ku temu, co niepoprawne. Kto więc słyszy słowo »Bóg«, nie myśli o tym, co prawdziwe, lecz fałszywe”. Z drugiej strony wie, że bez tych niedoskonałych narzędzi nie jesteśmy w stanie poznać ani świata, ani Boskiej rzeczywistości: „Prawda powołała nazwy do istnienia, bo bez nich nie moglibyśmy jej poznać”. I dalej: „Prawda nie przyszła na świat naga, lecz w symbolach i obrazach. Inaczej świat nie może jej przyjąć”.

Odwaga inkulturacji

Można przypuszczać, że właśnie świadomość tych ograniczeń poznawczych sprawiła, iż ludzie, którzy ukryli kodeksy na pustyni, otwarci byli na inspiracje duchowe z wielu źródeł. Kodeksy te zawierają bowiem zarówno dzieła bez wątpienia chrześcijańskie, jak również fragmenty „Państwa” Platona, dzieła literatury hermetycznej, a nawet powstałe we wspólnotach łączących z chrześcijaństwem rdzenne tradycje egipskie. Uzasadnieniem dla takiego impulsu „inkulturacyjnego” mógł być wers Ewangelii Filipa głoszący, że „prawda jest jedna, a jednak – z naszego powodu – wieloraka, by uczyć nas w miłości o jednym przez wielość”.

Można podziwiać duchową odwagę tych, którzy zgromadzili i ukryli w dzbanie kodeksy. Być może dodawał im jej inny apokryf – Ewangelia Prawdy. Niemal na samym jej początku możemy przeczytać: „Wszystko poszukuje Tego, z którego wyszło, a przecież wszystko przebywa w Nim, w nieosiągalnym i niepojętym, który jest wyższy ponad wszelką myśl. Nieznajomość Ojca jest przyczyną lęku i trwogi. Lęk zaś jest jak gęsta mgła, tak że nikt nie może już widzieć. I dlatego umacnia się Błąd”.

Obraz lęku, który jak gęsta mgła przesłania jasne rozpoznanie rzeczywistości i jest przyczyną panoszenia się rozmaitych błędnych poglądów, ma znaczenie uniwersalne. Lęk, który wypływa z nieznajomości, „zapomnienia” (by użyć innej kategorii ważnej dla Ewangelii Prawdy) Ojca – czyli Boskiej Pełni, Źródła wszystkiego, co istnieje.

Ewangelia Prawdy nie zostawia czytelnika w mgle lęku. Posługując się rozmaitymi metaforami i symbolami, próbuje otworzyć na „wołanie z wysoka”. Gdy ktoś to wołanie usłyszy, otwiera się w nim poznanie, „odpowiada i zwraca się ku temu, który go wzywa i idzie ku niemu”, „pragnie mu się przypodobać i dochodzi wreszcie do odpoczynku”. Kto poznaje w ten sposób, „wie, skąd przyszedł i dokąd idzie”, odzyskuje świadomość „jak ten, co się upił, a potem wytrzeźwiał”. Poznając, „wraca do siebie i porządkuje, co jego”.

Nieznane słowa Jezusa

Ewangelie apokryficzne z Nag Hammadi różnią się od tych czterech, które znalazły się w kanonie Nowego Testamentu – nie opowiadają o życiu Jezusa. Jest On w nich ważną postacią, ale teksty koncentrują się na wyjaśnianiu mistycznego sensu Jego nauki, natury Jego stanu zmartwychwstałego. Najbliższa ewangeliom kanonicznym, zwłaszcza synoptycznym, jest Ewangelia Tomasza.

O ile pozostałe powstały najwcześniej w II wieku, to zdaniem części badaczy Ewangelia Tomasza może być równie wczesna, jak Marka. Wskazuje na to jej struktura – jest zbiorem logiów, powiedzeń Jezusa – takie zaś zbiory funkcjonowały najprawdopodobniej do czasu zapisania ewangelii synoptycznych. Niektóre stwierdzenia Jezusa z Ewangelii Tomasza podobne do tych znanych nam z Nowego Testamentu mają, zdaniem części badaczy, formę bardziej pierwotną od kanonicznej.

Jest więc prawdopodobne, że Ewangelia Tomasza przekazuje słowa Jezusa niezapisane w ewangeliach kanonicznych. Niosą one głębokie przesłanie, które może pogłębić naszą interpretację pism Nowego Testamentu.

Można powiedzieć, że wiara chrześcijan „tomaszowych” była nieustannym poszukiwaniem Tajemnicy zatrważającej i fascynującej zarazem. „Mówi Jezus: »Kto szuka, niech nie ustaje, aż znajdzie. A gdy znajdzie, zatrwoży się. A gdy się zatrwoży – zdumieje się. I będzie królem nad wszystkim«”.

Stereotyp „gnostycyzmu” ukazywał go jako nurt religijny dość pesymistyczny, uznający Absolut za oddzielony od świata mnóstwem pośrednich bytów duchowych. Wbrew temu Ewangelia Tomasza głosi powszechną bliskość Boga: „Mówi Jezus: »Ja jestem światłem, które jest ponad wszystkim. Ja jestem wszystkim. Wszystko wyszło ze mnie i wszystko do mnie wróciło. Rozłupcie drzewo – ja tam jestem. Podnieście kamień – znajdziecie mnie tam«”.

Poszukiwanie duchowe nie musi zatem wiązać się z odrzuceniem okoliczności, w których żyjemy. Jak czytamy w odnalezionym tekście: „Mówi Jezus: »Jeśli wasi przywódcy powiedzą: ‘Królestwo jest w niebie’, to ptaki niebieskie wyprzedzą was. Jeśli powiedzą: ‘Królestwo jest w morzu’, wyprzedzą was ryby. Lecz królestwo jest wewnątrz was i na zewnątrz was. Gdy poznacie samych siebie, zostaniecie poznani i zrozumiecie, że jesteście dziećmi Ojca żyjącego. A jeśli nie poznacie siebie, jesteście ubodzy i sami jesteście biedą«”.

Nie chodzi o ucieczkę „hen tam”, lecz o głębsze poznanie siebie – ale także tego, co wokół nas: „Mówi Jezus: »Rozpoznaj, co masz przed sobą, a to, co ukryte, objawi ci się. Gdyż nie ma nic ukrytego, co by się nie ujawniło«”.

Nie jest to też proces tylko poznawczy, ale integracja całego naszego bytu: „Jeśli uczynicie dwa jednym, to co wewnętrzne zewnętrznym, a zewnętrzne wewnętrznym, wyższe niższym, męskie i żeńskie uczynicie jednością, tak że męskie nie będzie męskim, a żeńskie żeńskim, jeśli włożycie oczy w miejsce oka, rękę w miejsce ręki, stopę w miejsce stopy, obraz w miejsce obrazu – wtedy wejdziecie do królestwa”.

Co zaś może najważniejsze, boskie źródło, które czyni ów proces możliwym, jest w każdym z nas: „Jego uczniowie powiedzieli: »Pokaż nam miejsce, w którym jesteś, ponieważ musimy koniecznie go szukać«. Powiedział im: »Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Wewnątrz człowieka jest światło, i świeci na cały świat. Gdy nie świeci – jest ciemność«”.

To tylko ułamek treści, które wydobyły się z dzbana, rozbitego pomimo obawy ludzi przed dżinem. Dżiny ponoć mają wielką moc i nie należą całkiem do świata materii. Jaka dokładnie jest ich natura – nie wiadomo. Naturą dżina, który krył się w naczyniu znalezionym przez wieśniaków z Nag Hammadi, były teksty pełne symboli. Jego mocą zaś – wprowadzanie w świat Ducha. Czyż taki dżin nie jest prawdziwym skarbem? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020