Dwóch hetmanów i sułtan

Ogień ich armat był huraganowy. Ale Turcy, którzy 170 lat wcześniej zdobyli Konstantynopol i odtąd parli przez Europę, nie byli w stanie sforsować chocimskich okopów.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

„Chodkiewicz pod Chocimiem”, obraz Józefa Brandta z 1867 r. / LIGIER PIOTR / MATERIAŁY PRASOWE MUZEUM NARODOWEGO W WARSZAWIE
„Chodkiewicz pod Chocimiem”, obraz Józefa Brandta z 1867 r. / LIGIER PIOTR / MATERIAŁY PRASOWE MUZEUM NARODOWEGO W WARSZAWIE

Czterysta lat temu, późnym wieczorem, w namiocie dowódcy zebrali się pułkownicy i starszyzna kozacka. Jan Karol Chodkiewicz prowadził naradę, leżąc na łóżku. Dla zebranych było jasne, że to jego ostatnie chwile. Był 18 września 1621 r., trzeci tydzień obrony warownego obozu wojsk Rzeczypospolitej pod Chocimiem przed armią sułtana Osmana II.

Śmiertelnie chory hetman postanowił dodać ducha tracącym nadzieję podwładnym. Zaczął przewrotnie: „Czy nie lepiej będzie wycofać się spod Chocimia?” – zapytał. Zapadła cisza. Dlaczego ten, który kilka dni wcześniej gromił doradców gotowych zawrzeć „lada jaki pokój, byle tylko pewny”, zadał takie pytanie? W końcu wystąpił dowodzący Kozakami Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny: „Lepiej jest uczciwie za ojczyznę umierać, niżeli brać się do ucieczki, niegodnej ludzi rycerskich i zelżywej, tak niebezpiecznej!”. Na ustach Chodkiewicza dał się zauważyć słaby uśmiech. Bo oto pozostali dowódcy zaczęli prześcigać się w zapewnieniach: „Wytrwać, nie ustępować placu, niechaj się pan hetman nie frasuje!”.

Wieść o naradzie rozniosła się po obozie. Żołnierze, równie zmęczeni i głodni co ich wodzowie, poczuli, że odżywa w nich duch. Byli gotowi dalej walczyć: za hetmana, za Rzeczpospolitą, za chrześcijaństwo. Byli przecież teraz jego przedmurzem. Dosłownie.

Droga do wojny

Niespełna sto lat wcześniej, w 1526 r., Sulejman Wspaniały zniszczył pod Mohaczem węgierską armię Ludwika Jagiellończyka [patrz „TP” nr 35/2021 – red.]. Król zginął, a kraj, który przez kilka dekad osłaniał Europę przed zagrożeniem tureckim, pogrążył się w wojnie domowej. Zmniejszyła się odległość granic Turcji od Rzeczypospolitej: buforem były już tylko państwa naddunajskie: Wołoszczyzna (dziś centralna Rumunia) i Mołdawia.

Tuż przed Mohaczem dyplomaci Zygmunta Starego wynegocjowali przedłużenie rozejmu, a w 1533 r. zawarto w Stambule (niedawnym Konstantynopolu) pokój. Być może do wojny doszłoby w latach 80. XVI w., gdyby króla Stefana Batorego nie uśmierciła choroba nerek. Pochodził on z Siedmiogrodu i marzył o wyzwoleniu ojczyzny spod władzy sułtana. Prowadził z papieżem rokowania o powołaniu międzynarodowej koalicji mającej wyprzeć Turcję z Europy. Przerwała je śmierć króla w 1582 r.

Batory słusznie przeczuwał, że prędzej czy później Rzeczypospolitej grozi konflikt z Turcją. Coraz mocniej uzależniała oba hospodarstwa (księstwa) naddunajskie, a w 1594 r. postanowiła je anektować. Dwór krakowski nie mógł na to pozwolić – Dniestr stałby się granicą z Turcją. Na południe ruszył hetman Jan Zamoyski z misją osadzenia na tronie mołdawskim powolnego Rzeczypospolitej hospodara. Udało się, ale intryga rozjuszyła Turków. Zamoyski okopał się w obozie warownym pod Cecorą, a po dwóch dniach bezskutecznych tureckich szturmów podpisano traktat: odtąd hospodara miał wyznaczać król, a potem miał on składać hołd lenny sułtanowi.

Przeciąganie liny w kwestii kontroli nad Mołdawią i Wołoszczyzną, którego ta ugoda nie zakończyła, nie było jedynym powodem pogarszania się relacji z Turcją. Król Zygmunt III Waza wiązał się coraz silniej z Habsburgami, przywódcami bloku państw katolickich. Na Turków działało to jak płachta na byka, bo Wiedeń był głównym wrogiem Osmanów.

W 1618 r. w Europie wybuchła wojna trzydziestoletnia. Rzeczpospolita w niej nie uczestniczyła, ale król wsparł Habsburgów, wysyłając oddziały lisowczyków (lekkiej kawalerii) na odsiecz Austrii. W 1619 r. lisowczycy wkroczyli do Siedmiogrodu, co zmusiło księcia Bethlena Gábora, lennika Turcji, do zwinięcia oblężenia Wiednia (stąd mówi się nawet o pierwszej odsieczy wiedeńskiej).

Ale konflikt miał też przyczyny, nad którymi król i sułtan nie mieli kontroli.

Dzikie Pola

Na południe od porohów, progów skalnych na Dnieprze, ciągnęły się ziemie stepowe należące do Rzeczypospolitej. Od XV w. Dzikie Pola – tak je nazwano – przyciągały awanturników, zbiegłych chłopów czy szlachciców uciekających przed prawem. Zwano ich uchodnikami. W miarę, jak w Rzeczypospolitej rósł ucisk chłopów, zwiększało się zbiegostwo. Można tam było spotkać nawet przybyszów z Wielkopolski.

Uchodników prześladowała jedna obawa: że stracą dobytek i trafią w niewolę podczas najazdu tatarskiego. W wieku XV z rozpadającej się Złotej Ordy wyodrębnił się Chanat Krymski: państwo słabo rozwinięte, które nie mogło wyżywić swych mieszkańców. Coroczne wyprawy łupieżcze nie wynikały z krwiożerczości Tatarów – były warunkiem przetrwania. Wobec tego zagrożenia uchodnicy zaczęli łączyć się w zbrojne grupy. Tatarzy nazwali ich Kozakami, czyli junakami stepowymi, rozbójnikami. Z czasem Kozacy przyjęli taktykę walki pod osłoną powiązanych łańcuchami wozów – taborów.

Ponieważ najazdy tatarskie przynosiły coraz większe straty, pojawiły się projekty przyjęcia Kozaków w służbę króla, by bronili granic. W 1572 r. powstał pierwszy rejestr kozacki, czyli spis żołnierzy wziętych na żołd. Przyznano im cenny przywilej: podlegali jedynie władzom wojskowym (hetmanom rejestrowym). Ich oddziały oddały wielkie zasługi Batoremu na wojnach z Rosją, a Zygmuntowi III – ze Szwecją. Jednak rejestr to zwiększano, to zmniejszano, w miarę potrzeb, ignorując skutki społeczne: rosła grupa Kozaków, którym przywileje przyznawano i odbierano. Zasilali oni szeregi niezadowolonych z tego, jak na ziemiach przyszłej Ukrainy poczynają sobie panowie (polscy i ruscy, z miejscowych rodów), tworzący wielkie majątki i pozbawiający chłopów wolności osobistej.

Od przełomu XVI/ XVII w. na Zaporożu stale wrzało. Jakby tego było mało, Kozacy zaczęli regularne napady na ziemie Tatarów i dalej na południe – na czarnomorskie wybrzeża Turcji. Zapuszczali się łodziami aż na przedmieścia Stambułu.

Najazdy kozackie na Turcję i tatarskie na Rzeczpospolitą były stałym tematem korespondencji dyplomatycznej. Prośby i groźby nie przynosiły skutków. Ani sułtan nie był w stanie okiełznać Tatarów, ani król Kozaków. Gdy próbował ich dyscyplinować, wysyłając wojsko, wybuchały kolejne powstania kozackie.

W 1619 r. wielki wezyr poinformował posła królewskiego, że daje Rzeczypospolitej cztery miesiące na wytępienie Kozaków. Oba mocarstwa siedziały na beczce prochu.

Cecora

Iskrę skrzesał w 1619 r. hospodar mołdawski Kasper Grazziani, który zerwał z sułtanem i wezwał na pomoc króla.

W 1620 r. armia Rzeczypospolitej pod dowództwem 73-letniego hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego wkroczyła do Mołdawii. Hetman uważał, że wojna z Turcją i tak jest nie do uniknięcia, więc należy przejąć inicjatywę i pokonać wroga na obcym terenie. Grazziani jednak zawiódł hetmana: przyprowadził mu ledwie kilkuset żołnierzy.

Żółkiewski podążył w miejsce mu znane: do starych okopów pod Cecorą, gdzie niegdyś walczył pod wodzą Zamoyskiego. Plany bitewne spaliły na panewce wobec zdrady oddziałów posiłkowych, które miały bronić tyłów. Część wojsk została rozbita, resztę hetman wycofał do obozu, potem armia zaczęła odwrót ku granicy pod osłoną taborów. Gdy cel był już blisko, żołnierze, którzy bali się sądu za niekarność, przerwali tabor i usiłowali uciekać na własną rękę. Turcy na to czekali: wdarli się przez wyłom, zaczęła się rzeź. Stary hetman zginął rozsiekany szablami, a jego głowę janczarzy wysłali do Stambułu.

Armia koronna przestała istnieć. Wódz zginął, a jego zastępca (hetman polny koronny) trafił do niewoli. Kraj był bezbronny, przez granice wlały się czambuły tatarskie i dotarły setki kilometrów w głąb. Panika sięgnęła dworu: próbowano nakłonić Zygmunta III, by uciekał do Prus.

Zaćmienie słońca

Czy panikarze przesadzali? Oczywiste było, że zachęcony zwycięstwem sułtan ruszy teraz na północ całą siłą. 17-letni Osman II potrzebował do wzmocnienia swej pozycji wielkiego zwycięstwa. Reguły w jego państwie były od stuleci znane: zwyciężasz albo tracisz tron i głowę. Sułtan nakazał więc wszystkim zwierzchnikom prowincji w Azji i Europie, by przyprowadzili podległe sobie oddziały. Plany miał dalekosiężne: chciał dojść do Bałtyku, sprzymierzyć się z protestantami niemieckimi i wspólnie pokonać Habsburgów.

W istocie, jak uważa historyk kampanii chocimskiej Leszek Podhorodecki, sukces pod Cecorą przewrócił Turkom w głowach, a dalsza kampania pozwoliłaby im co najwyżej zdobyć ziemie obecnej Ukrainy i zmusić króla do płacenia haraczu (co i tak byłoby dlań poważnym ciosem). Turcja nie była już tak potężna jak wiek wcześniej, następował powolny rozkład systemu feudalnego, zmniejszały się dochody skarbu sułtańskiego. Wszystko to wpływało na wielkość i jakość armii. Niemniej te symptomy upadku nie były jeszcze w początkach XVII w. wyraźnie widoczne: oddziały janczarów nadal budziły popłoch, a artyleria słynęła siłą ognia.

Wiosną 1621 r. pod Stambuł ściągnęła stutysięczna armia. W maju sułtan dał rozkaz wymarszu. Dzień wcześniej doszło do zaćmienia Słońca i wielu obecnych uznało to za zły omen. „Całe niepowodzenie tej wyprawy – pisał kronikarz Mustafa Naima – przypisać wypada zdeptaniu prawideł stwierdzonych doświadczeniem wieków, iż na kilka dni przed i po zaćmieniu Słońca żadnego dzieła przedsiębrać nie należy”.

Zdani na siebie

Tymczasem Zygmunt III Waza nie zgodził się na ewakuację dworu. Podjął wyzwanie. Sejm uchwalił wysokie podatki na zaciąg nowego wojska. Król wezwał z Wilna hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, by objął dowodzenie. Zwycięzca spod Kircholmu, gdzie w 1605 r. dzięki husarii pogromił kilkakrotnie większą armię szwedzką, miał 60 lat i był ciężko chory (na dnę moczanową). Przyjął jednak misję.

Na dwory europejskie wysłano posłów z prośbą o pomoc – wszak przyszło bronić chrześcijaństwa przed nawałą turecką. Ale efekty były mizerne. Papież obiecał subsydia, ale wpłynęły dopiero po wojnie. Cesarz Ferdynand II Habsburg, którego stolicę Zygmunt III dopiero co ocalił, odmówił pomocy. Jakub I, król Anglii, pozwolił na werbunek piechurów, ale nie zdążono ich wyprawić na czas. Protestancka Holandia wykpiła posłów, a Francja i Wenecja obdarzyły dobrym słowem. Rzeczpospolita stawała osamotniona.

W kwietniu 1621 r. pod dowództwem Chodkiewicza było tylko 25 tys. żołnierzy. Brakowało armat i ściągano je aż z Gdańska i Smoleńska. W tej sytuacji państwo mógł ocalić tylko sojusz z Kozakami. A tak się złożyło, że akurat na dwór królewski przybyło poselstwo z udziałem Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, hetmana Kozaków. Ten sprzyjający porozumieniu z Rzeczpospolitą wódz i dyplomata przywiódł ze sobą kilku prawosławnych dostojników kościelnych. Na ich widok król westchnął w głębi duszy.

Aby pojąć, jak gorzką pigułkę musiał przełknąć, musimy cofnąć się o dwie dekady. Wychodząc naprzeciw papieżowi, Zygmunt chciał zjednoczyć prawosławie z katolicyzmem i zażegnać groźbę, jaką było ciążenie prawosławnego kleru Rzeczypospolitej ku niedawno utworzonemu patriarchatowi w Moskwie. W 1596 r. zawarto unię, nazwaną brzeską, która podporządkowała papieżowi krajową hierarchię prawosławną. Jednak nie całe prawosławie ją zaakceptowało, a podporą oponentów stali się Kozacy. W 1620 r. do Kijowa przybył patriarcha jerozolimski Teofanes, by potajemnie wyświęcić nowego metropolitę i biskupów.

To ich Sahajdaczny przyprowadził przed oblicze króla – i jako warunek pomocy zbrojnej postawił ponowną legalizację prawosławia. Postawiony pod ścianą, Zygmunt zaniechał akcji przeciw władykom i dał do zrozumienia, że kompromis jest w zasięgu ręki. Sahajdaczny zapewnił, że przyprowadzi 30 tys. wyborowej piechoty kozackiej.

Szabla ich policzy

Słabość armii, wciąż mniejszej niż planował, zmusiła Chodkiewicza do rewizji planów. Początkowo chciał wzorem Zamoyskiego przenieść wojnę nad Dunaj. Ostatecznie postanowił wznieść obóz warowny po mołdawskiej stronie Dniestru, w pobliżu zamku w Chocimiu (dziś to obwód czerniowiecki na Ukrainie). Rzeka zabezpieczała obóz od wschodu, od północy zaś stroma skarpa. Południowego odcinka bronili Kozacy, a zachodniego siły polsko-litewskie. Krótka linia obrony nieco niwelowała dwukrotną przewagę Turków. Obóz główny otoczono wałem ziemnym i rowem. Słabiej ufortyfikowany był obóz Kozaków: zdążyli osłonić go dwoma rzędami wozów i wykopać rowy.

Wcześniej, gdy siły Chodkiewicza ściągały pod Chocim, Kozacy prowadzili dywersję przeciw maszerującej armii Osmana II. Pustoszyli Mołdawię, by utrudnić aprowizację, zatapiali okręty z zapasami, atakowali oddziały forsujące Dunaj. Ze schwytanymi Kozakami Turcy obchodzili się okrutnie: wieszali na hakach, przywiązywali do słoni i rozszarpywali. W sierpniu 1621 r. kilkuset Kozaków w skalistym rejonie nad Prutem przez cały dzień powstrzymywało oddziały wroga. Turcy w końcu złamali ich bohaterski opór, ale z przerażeniem odnotowali, że z ręki każdego Kozaka zginęło siedmiu ich żołnierzy. Poświęcenie Kozaków, już wówczas porównywane do heroizmu Spartan spod Termopil, dało Chodkiewiczowi czas na przygotowanie obrony.

Jego żołnierze zdawali sobie sprawę z przewagi Turków. Słysząc rozmowę podwładnych o potędze wroga, Chodkiewicz wyciągnął szablę i krzyknął: „Ta ich policzy!”. Wiedział jednak, że siły polsko-litewskie to często świeżo zaciągnięci nowicjusze.

Do obozu ściągnęli lisowczycy (wśród nich 22-letni Stefan Czarniecki, przyszły hetman), oddziały pod wodzą królewicza Władysława i jako ostatnie główne siły kozackie.

A potem przyszli Turcy. „Zabieliły się trzy góry od namiotów gęstych, jak gdyby niespodziewany śnieg spadł” – zapisał Jakub Sobieski, ojciec przyszłego króla. Chodkiewicz, mistrz walki manewrowej, chciał doprowadzić do rozstrzygającej bitwy. Przeciw sobie miał jednak całą radę wojenną, narzuconą mu przez sejm. Hetman przekonywał, że linie zaopatrzeniowe, prowadzące do twierdzy w Kamieńcu Podolskim, są narażone na ataki Tatarów, i że lepiej postawić wszystko na jedną kartę, póki nie brakuje żywności i amunicji. Musiał jednak ulec i zamknąć wojska w obozie.

Pełno śmierci

2 września Turcy zaatakowali pozycje Kozaków. Osman II zadeklarował, że nie będzie jadł ani pił, dopóki nie zobaczy zakutego w łańcuchy Sahajdacznego. Chodkiewicz wysłał Kozakom posiłki. Podobne manewry wykonywano w kolejnych dniach wielokrotnie. Z jeńcami Turcy obchodzili się bezlitośnie, sułtan płacił nagrody za każdego zabitego wroga. Po bitwie w miejscu, gdzie stał jego namiot, znaleziono liczne odcięte głowy.

Chodkiewicz, dopóki zdrowie mu pozwalało, osobiście wyprowadzał z obozu husarię i druzgotał wroga. Skutki takich starć opisał Wacław Potocki w „Wojnie chocimskiej”: „Pełno ran, pełno śmierci, wiązną konie w mięsie / Krew się zsiadła na ziemi, galaretą trzęsie; / Ludzie się niedobici w swoich kiszkach plącą, / Drudzy chlipią z paszczęki posoką gorącą”.

Nocami prowadzono wypady, tzw. wycieczki. Celowali w tym Kozacy: wdzierali się do obozu wroga i wracali z łupami. Zwłaszcza z coraz cenniejszym w miarę upływu czasu pożywieniem.

W kolejnych dniach Turcy wytrwale atakowali. Szturmy szły równocześnie na obóz główny i kozacki, by utrudnić wspieranie zagrożonych odcinków. Na szańce spadał huraganowy ogień armat: Osman II przywiódł ich aż 62, w tym 15 ciężkich (Chodkiewicz miał 28 dział). 7 września janczarom udało się wedrzeć na odcinek broniony przez oddziały królewicza Władysława. Gdyby któryś z paszów przysłał im wsparcie, janczarzy przedarliby się do obozu.

W drugim tygodniu walk sułtan zaprzestał szturmów, stawiając na zagłodzenie wroga. Jednak 15 września dał się namówić jednemu z dowódców, Karakaszowi paszy, na generalny atak. Walki były zacięte, Chodkiewicz zręcznie rozporządzał rezerwami. W końcu janczarom udało się wedrzeć za linię szańców. Jednak wielki wezyr Husein pasza tak nienawidził Karakasza, że nie wysłał mu posiłków. Turków odparto.

Odejście wodza

W połowie września w obozie zaczęło brakować żywności. Konie padały, jazda straciła zdolność bojową. Ludzie cierpieli na biegunkę, szerzyły się choroby. Niewielką pociechą był fakt, że sytuacja Turków też była zła. Chodkiewicz nie chciał jednak prosić sułtana o „lada jaki” pokój. „Nieprzyjaciel nie jest tak straszny, jak go sobie wszyscy wyobrażali – mówił. – Gdyby mieczem mógł nas zwojować, już by to uczynił dotychczas, póki wojsko jego było świeże”.

Hetman gasł. 23 września jeszcze raz wezwał dowódców. W milczeniu przekazał buławę zastępcy, Stanisławowi Lubomirskiemu, po czym umarł. Nastąpił kryzys dowództwa: oddziały litewskie odmówiły przyjmowania rozkazów od Lubomirskiego. Dopiero królewicz Władysław przekonał opornych do przyjęcia ostatniej woli ich hetmana.

Tymczasem Osman II na wieść o zgonie Chodkiewicza zarządził wielki szturm. Przez cały 25 września trwał bój. Turcy zostali odparci. Atak powtórzyli trzy dni później. Sądząc, że przyjdzie mu oglądać zagładę wojsk Rzeczypospolitej, sułtan kazał na wzgórzu ustawić swój tron, aby ją obserwować. Ale Lubomirski spełnił pokładane w nim oczekiwania i odparł wszystkie ataki.

Turcy ponawiali je jeszcze przez kilka dni, ale bez wiary w zwycięstwo. Potem zaczęli krążyć posłowie. 9 października podpisano porozumienie: granice pozostały bez zmian, Rzeczpospolita miała nie mieszać się do spraw naddunajskich (ale hospodarzy mieli być przyjaźnie do niej usposobieni), Turcja zobowiązała się powstrzymać najazdy tatarskie, a druga strona – kozackie. Na wieść o zakończeniu rokowań w obozie chocimskim zużyto resztki prochu, strzelając na wiwat.

Epilog kozacki

Podczas jednego z rajdów zwiadowczych przed bitwą chocimską Sahajdaczny został postrzelony. Mimo to uczestniczył w walkach przez cały miesiąc oblężenia. Z czasem w ranę wdało się zakażenie i hetman kozacki zmarł w kwietniu 1622 r. Śmierć tego wybitnego wodza i polityka oznaczała kres nadziei na sprawiedliwe ułożenie stosunków z Kozakami. Polityka dworu królewskiego i magnatów wkrótce weszła na kurs prowadzący do powstania Chmielnickiego (1648 r.) i utraty lewobrzeżnej Ukrainy na rzecz Rosji.

Wcześniej, w 1632 r., nowy król Władysław IV ostatecznie zalegalizował prawosławną hierarchię na Ukrainie. Za zasługi dla prawosławia Święty Synod Prawosławnej Cerkwi Ukrainy (tej niezależnej od Moskwy) w 2020 r. wyniósł hetmana Sahajdacznego na ołtarze.

Epilog turecki

Cała Europa żyła wieścią o sukcesie Rzeczypospolitej. Turcy, którzy 170 lat wcześniej zdobyli Konstantynopol i niezwyciężeni parli przez Europę, nie byli w stanie sforsować szańców nad Dniestrem. Niespełna rok po Chocimiu Osman II padł ofiarą spisku pałacowego.

Wbrew traktatowi chocimskiemu ani Tatarzy nie zaprzestali atakowania naszych ziem wschodnich, ani Kozacy – ziem tureckich. Wielka wojna wybuchła w drugiej połowie XVII w., za króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a kontynuował ją Jan III Sobieski, gromiąc Turków w drugiej bitwie pod Chocimiem w 1673 r., a dziesięć lat później pod Wiedniem. Były to ostatnie wielkie triumfy armii Rzeczypospolitej.

Tymczasem postępował upadek Imperium Osmańskiego. Pod koniec epoki nowożytnej nikt już nie drżał przed państwem, które kiedyś zniszczyło Drugi Rzym i realnie zagrażało kontynentowi. W wieku XIX na dawne mocarstwo mówiono, że to „chory człowiek Europy”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2021