Czy Putin wykorzysta akt terroru w Krasnogorsku do rozpętania antyukraińskich nastrojów, zohydzania Ukrainy i konsolidacji rosyjskiego społeczeństwa?

Musiało minąć prawie 20 godzin od zamachu terrorystycznego w Crocus City Hall pod Moskwą, by Putin zabrał głos. Co powiedział? Co wiemy o tym zamachu? I czego można się teraz spodziewać po Kremlu?

23.03.2024

Czyta się kilka minut

Spalone Crocus City Hall w Krasnogorsku. 23 marca 2024 r. // Fot. AFP / East News
Spalone Crocus City Hall w Krasnogorsku. 23 marca 2024 r. // Fot. AFP / East News

Piątkowy wieczór 22 marca w centrum handlowo-rozrywkowym Crocus City, położonym na administracyjnej granicy Moskwy i satelickiego miasta Krasnogorsk, zapowiadał się zwyczajnie. To miejsce spotkań mieszkańców stolicy, którzy żyją w swoich bezpiecznych kokonach pod hasłem „ja się do polityki nie mieszam”. A skoro się nie mieszają, to nie zwracają uwagi na zbrodniczą politykę Putina, który dwa lata temu rozpoczął inwazję na sąsiednie państwo i co chwila grozi Zachodowi eskalowaniem konfliktu, a nawet użyciem broni jądrowej.

Nie zwracają uwagi i na inne zagrożenia. Nie rezygnują z dawnych przyzwyczajeń – chodzą na zakupy, na filmy, na koncerty. Także teraz wykupili komplet biletów na koncert zespołu Piknik, który miał im zaśpiewać swoje miałkie piosenki 22 marca wieczorem.

Co dziś dzieje się w Rosji? Czy ten kraj da się zrozumieć? Jaka przyszłość go czeka? Co czwartek zapraszamy do autorskiego serwisu Anny Łabuszewskiej, ekspertki ds. rosyjskich.

Sala koncertowa liczy 6200 miejsc. Gdy publiczność zaczęła zajmować wygodne fotele, na widownię wbiegło kilku mężczyzn z bronią automatyczną. Otworzyli ogień do publiczności. Wybuchła panika. Długo nie było wiadomo, co się dzieje. A w rosyjskich mediach społecznościowych wybuchła histeria. Przez wiele godzin trwała licytacja sprzecznych danych: o liczbie ofiar, powodach pożaru, który wybuchł w obiekcie, o sprawstwie zamachu.

Oskarżenia i analogie

Znamienne, że profesjonalni nienawistnicy Ukrainy z drugiego szeregu polityków – eksprezydent Dmitrij Miedwiediew czy tzw. prawosławny oligarcha Konstantin Małofiejew – natychmiast wskazali winowajcę. To Ukraina, którą teraz należy zmieść z powierzchni ziemi, najlepiej z zastosowaniem broni jądrowej, żeby się już nie podniosła. Strona ukraińska kategorycznie odrzuciła te oskarżenia.

Wielu komentatorów dostrzegło w tym zamachu „rękę Kremla”. Analogii w czasie rządów Putina można znaleźć wiele – poczynając już od 1999 roku, na samym początku jego rządów (jeszcze wtedy w roli premiera), kiedy to w Moskwie, Wołgodońsku i Bujnaksku wyleciały w powietrze domy mieszkalne, a on wykorzystał to do zbudowania swojej legendy nieustraszonego pogromcy czeczeńskiego terroryzmu i wyniesienia do władzy. Potem były zamachy w teatrze na moskiewskiej Dubrowce i na szkołę w Biesłanie, wykorzystane przez władze do ograniczania wolności obywatelskich.

Teraz w pierwszych komentarzach do zamachu w Crocus City Hall przewijał się motyw: Putin przedstawi akt terroru jako pretekst do rozpętania antyukraińskich nastrojów w społeczeństwie, a może nawet ogłosi mobilizację, by zmiażdżyć Ukrainę.

Państwo Islamskie się przyznaje

Tymczasem mijały kolejne godziny, a Putin wciąż nie zabierał głosu. Wprawdzie już w piątek w późnych godzinach wieczornych w oficjalnych mediach społecznościowych Kremla pojawiła się zapowiedź jego telewizyjnego orędzia. Po pewnym czasie komunikat jednak wycofano, tłumacząc wygenerowanie wiadomości pomyłką techniczną. Rosyjskie telewizje nie przerwały swoich programów. Gdy zawalał się płonący dach nad Crocusem, grzebiąc kolejne ofiary, telewidzowie bawili się, oglądając show „Gołos” i inne programy rozrywkowe.

Po kilku godzinach do autorstwa zamachu przyznała się grupa wchodząca w skład Państwa Islamskiego, działająca w Afganistanie. „To fejk” – napisała kapłanka kremlowskiej propagandy Margarita Simonjan w ramach budowania narracji o rzekomym „ukraińskim śladzie”.

Tymczasem amerykańskie media potwierdziły prawdziwość doniesień o autorstwie islamistów. Przypomniano też w tym kontekście komunikat ambasady USA w Moskwie z 7 marca, w którym dyplomaci ostrzegali amerykańskich obywateli przebywających w rosyjskiej stolicy o zagrożeniu terrorystycznym – mowa była o wysokim ryzyku zamachu ze strony islamskich terrorystów w miejscach, gdzie zbiera się dużo ludzi.

Do tych przestróg odniósł się wówczas także sam Putin, który 19 marca – już po pseudowyborach, podczas których nie było poważnych incydentów – spotkał się z kierownictwem Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Uznał amerykańskie ostrzeżenia za próbę ingerencji w wewnętrzne sprawy Rosji, zastraszenia społeczeństwa i destabilizacji nastrojów oraz zwyczajny szantaż. Zapewniał przy tym, że on oraz filar jego władzy – Federalna Służba Bezpieczeństwa – uczynią wszystko, aby obywatelom włos z głowy nie spadł.

Nic pewnego nie wiemy

Przeciągające się milczenie wodza dało asumpt do powstawania spontanicznych teorii spiskowych: skoro najpierw zapowiadano, a potem odwołano wystąpienie, miałoby to jakoby świadczyć o zasłabnięciu Putina i niemożności wypełniania przez niego obowiązków głowy państwa. „Pudrują nowego” – pisali komentatorzy w mediach społecznościowych.

Tymczasem w sobotnie południe oficjalnie potwierdzono śmierć 115 osób; przyczyną śmierci były rany postrzałowe i uduszenie trującymi substancjami powstałymi w wyniku pożaru. Bilans ofiar bez wątpienia będzie jednak większy; na jednym z Telegramowych kanałów pojawiła się już nawet domniemana liczba ponad 170 zabitych. Kolejnych sto kilkadziesiąt osób miało przebywać w szpitalach.

Dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksandr Bortnikow miał złożyć Putinowi meldunek o zatrzymaniu jedenastu podejrzanych o dokonanie zamachu. Media podawały początkowo sprzeczne dane dotyczące ich personaliów. Wcześniej wskazywano na ludzi z tadżyckim obywatelstwem, potem dotarły informacje, że byli to Tadżycy z rosyjskim obywatelstwem.

Nic pewnego nadal nie wiemy. Także o planowanej dymisji niezmiennego szefa tajnej służby, która potrafi zatrzymywać ludzi za nieprawomyślne wpisy w mediach społecznościowych, lecz nie zapobiegła największemu od 20 lat zamachowi terrorystycznemu, na razie nic nie słychać.

Dyktator zabiera głos

Musiało minąć prawie dwadzieścia godzin, aby w końcu o godzinie 13.30 czasu polskiego Putin zwrócił się do obywateli z krótkim, bo zaledwie pięciominutowym orędziem telewizyjnym.

Skupił się w nim na podziękowaniach dla ratowników, lekarzy i strażaków, którzy pracowali w Crocus City Hall. Zapowiedział, że państwo nie pozostawi rodzin ofiar bez pomocy. Niedziela 24 marca ma być w Rosji dniem żałoby narodowej. Zrelacjonował także stan śledztwa: powiedział, że czterech napastników biorących bezpośredni udział w strzelaninie zatrzymano, i że służby dosięgły także kilku pomocników terrorystów; łącznie aresztowano 11 osób. Porównał terrorystów do nazistów, którzy „przyszli, aby zabić cywilów z zimną krwią”.

Dyktator zasugerował także, że w zamachu jest „ukraiński ślad”: zdaniem Putina uciekający z Moskwy zamachowcy kierowali się ku granicy z Ukrainą, gdzie strona ukraińska miała dla nich przyszykowane „okno”, przez które mieliby przekroczyć granicę państwową. Na jakiej podstawie sfomułował takie oskarżenia? Nie wiadomo.

Z wyraźnym naciskiem Putin zapowiedział, że wszyscy autorzy zamachu – zarówno zamachowcy, jak i zleceniodawcy – zostaną ustaleni i przykładnie ukarani. Wezwał społeczeństwo do konsolidacji „w walce z międzynarodowym terroryzmem”. Wyraził też nadzieję, iż do walki tej włączy się zagranica, przynajmniej ta część, która współpracuje z Rosją i potępia terroryzm (zaznaczmy tu, że wcześniej oświadczenia potępiające zamach opublikowały wszystkie państwa Zachodu).

W orędziu nie padło natomiast ani jedno słowo krytyki pod adresem rosyjskich służb, które dopuściły do zamachu mimo wspomnianych sygnałów, że do niego dojdzie.

Wokół „ukraińskiego śladu”

Czemu Putin zwlekał niemal dobę z wygłoszeniem orędzia zawierającego koniec końców takie ogólniki? Wcześniej szybciej reagował oficjalnie na wydarzenia w Strefie Gazy, na śmierć brytyjskiej królowej Elżbiety czy na trzęsienie ziemi w Turcji.

Wygląda na to, że dyktator milczał, ponieważ Kreml i jego machina propagandowa bardzo długo ważyli sformułowania.

Być może czekali też, czy od zatrzymanych zamachowców uda się uzyskać takie zeznania, które dałyby podstawy do eksponowania „ukraińskiego śladu”. Wygląda na to, że aresztowanych poddano pierwszym przesłuchaniom natychmiast – już tam, gdzie ich zatrzymano, a nawet w jadącej karetce pogotowia. Takie nagrania z przesłuchań pojawiły się w ciągu dnia na rosyjskich kanałach w Telegramie, rozpowszechniane np. przez Margaritę Simonjan.

Najwyraźniej przesłuchiwani nie dostarczyli jednak – na razie? – niczego, co można by wykorzystać propagandowo przeciw Ukrainie. W wystąpieniu Putina „ukraiński ślad” sprowadził się więc jedynie do stwierdzenia, iż zamachowcy chcieli uciec z Rosji przez ukraińską granicę.

Ambasador Białorusi kwestionuje (niechcący) wersję Putina

Tymczasem, w międzyczasie, jeszcze w sobotę, pojawiła się depesza państwowej białoruskiej agencji prasowej Belta, w której ambasador Białorusi w Moskwie pochwalił się, iż służby specjalne jego kraju pomogły służbom rosyjskim w ujęciu podejrzanych, nie dopuszczając – jak powiedział – „do ucieczki terrorystów przez naszą wspólną granicę”.

W ten sposób ambasador Dmitrij Krutoj, chcąc bez wątpienia pochwalić się sprawnością białoruskich służb oraz tak świetną koordynacją działań obu krajów, niechcący zakwestionował wersję Putina. Bo z jego słów można wnosić, że podejrzani chcieli uciec jednak nie na Ukrainę, lecz na Białoruś (a stamtąd zapewne gdzieś dalej).

Pokaz brutalności państwa

Czemu machina represyjna FSB, która błyskawicznie rozprawia się z rosyjskimi przeciwnikami wojny, nie była w stanie zapobiec zamachowi w Krasnogorsku? Propaganda Kremla usiłuje zatrzeć ten blamaż. Kremlowscy propagandyści wrzucają w mediach społecznościowych drastyczne nagrania z „przesłuchań” domniemanych terrorystów, prowadzonych jeszcze na miejscu, gdzie ich zatrzymano. Nagrania te mają zapewne dowieść, iż państwo rosyjskie działa skutecznie. Oraz brutalnie – na jednym z tych nagrań rosyjski funkcjonariusz obcina zatrzymanemu ucho i każe mu je zjeść. Wszyscy zatrzymani są też dotkliwie bici.

Tymczasem do poniedziałku rano potwierdzono śmierć 144 osób, a sto kilkadziesiąt zostało rannych. To najkrwawszy zamach terrorystyczny w Rosji od 20 lat. Czy będzie mieć jakieś kolejne konsekwencje?

Tekst opublikowano w sobotę 23 marca o godzinie 12, następnie był aktualizowany – ostatnio w poniedziałek 25 marca o godzinie 10.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Zamach z konsekwencjami