Bonowicz: frustracja ponad podziałami

Mam wrażenie, że ukształtował się wśród nas pewien typ człowieka. Można by go nazwać „człowiekiem bez wpływu”.

04.03.2023

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /

Sfrustrowani są ci, którzy mają władzę, i ci, którzy władzy nie mają. Ci, którym odpowiada mniej więcej to, jak Polska wygląda, i ci, którzy chcieliby, żeby wyglądała inaczej. Chodzący do kościoła i tacy, którzy właśnie z Kościoła wychodzą. Ci, których niepokoją przyspieszające zmiany klimatu, i ci, którzy nie wierzą ani w przyspieszenie, ani w same zmiany, a wszelkie ograniczenia traktują jako zamach na wolność. Starsi i młodsi, mężczyźni i kobiety, mieszkający w dużych miastach i w małych miejscowościach. Niemal każda rozmowa o tym, jak jest i jak mogłoby być, utyka w pewnym momencie pod jakimś murem, jakąś przeszkodą, tabliczką z ostrzeżeniem „Przejścia nie ma”. Nawet jeśli podczas rozmowy padają trafne spostrzeżenia i słuszne diagnozy, wnioski są na ogół przygnębiające. Wszędzie widać głównie niemożliwości.

Mam wrażenie, że ukształtował się wśród nas pewien typ człowieka. Można by go nazwać „człowiekiem bez wpływu”. Może to typ człowieka, a może tylko postawa, w każdym razie chodzi o takie podejście do samego siebie, kiedy poczucie sprawczości jest niskie, niemal bliskie zera. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że nawet ludzie aktywnie działający i zmieniający rzeczywistość – gdzieś w głębi siebie takiego „człowieka bez wpływu” noszą. Noszą, hodują, a może nawet hołubią. „Mam poczucie, że całe życie jadę na ręcznym. Że przyspieszam i hamuję równocześnie. I nie potrafię tego zmienić”. Nie wiem, jak wielu z nas to dotyczy, ale niewątpliwie część naszego społeczeństwa jest w stanie, który psychologia określa mianem fiksacji funkcjonalnej: tego, co mamy do dyspozycji, nie potrafimy użyć inaczej, niż robiliśmy to w przeszłości. Mamy do dyspozycji wykształcenie, umiejętności, środki finansowe, intuicje i niemało wewnętrznej energii, ale nie potrafimy użyć ich na rzecz zmiany, wszystko jedno: politycznej, społecznej czy klimatycznej. Ostatecznie sprzyjamy raczej utrwalaniu tego, co jest, nawet jeśli nie jesteśmy z tego, co jest, zadowoleni. Przyspieszamy i hamujemy. Jedziemy, ale tak, jakbyśmy stali.

Owszem, powodów do frustracji nie brakuje. Z wielkim wysiłkiem, kosztem różnych wyrzeczeń budujemy państwo, które marnuje dużą część naszego wysiłku. Czujemy się oszukiwani, bo jesteśmy oszukiwani. Każdy zawód, każde rozczarowanie zostawia w nas osad, który utrudnia przepływ życiodajnej energii. Im bardziej świadomi jesteśmy globalnych wyzwań, tym bardziej coś się w nas kurczy i zaciska w pięść, ale ta pięść nie uderza, chyba że w nas samych, w nasz własny żołądek.

Nie, bynajmniej nie nawołuję do przemocy, do uprawiania polityki pięściami. Myślę tylko o tym, ile siły, pomysłowości, inwencji marnuje się pod wpływem poczucia bezsilności. Kiedy mówimy, złość kierujemy na zewnątrz – ale tak naprawdę kierujemy ją w siebie, siebie niszczymy, podcinając własną wiarę i własną nadzieję. Jeśli miałbym nawoływać do rebelii, to właśnie przeciwko nam samym, temu przekonaniu, że na nic nie mamy wpływu, że sprawy świata toczą się ponad nami.

Tak, są takie sprawy, które toczą się ponad nami. Jeśli jednak przyjmiemy optykę „człowieka bez wpływu”, jeśli pozwolimy mu w nas rosnąć, zajmować coraz to nowe obszary, w końcu on nas zniszczy. W każdej kwestii mamy wybór. Nawet jeśli wychowywano nas przede wszystkim do posłuszeństwa, podporządkowania, poruszania się utartymi koleinami, i tak dalej. Nawet jeśli pragnienie poczucia bezpieczeństwa jest w nas silniejsze niż wszystko inne. Nietrudno buntować się wewnętrznie przeciwko tym, którzy kłamią, kradną, manipulują. Nietrudno piętnować bierność innych, zbiorową bezmyślność i bezczynność. Najtrudniej zbuntować się wewnętrznie przeciwko własnej woli, która może nawet i „chce”, ale tylko trochę, tylko w połowie, ostrożnie, nie ryzykując. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2023