Bezsiła Mesjasza

Nowotestamentowa opowieść o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa wcale nie jest łatwa do przyjęcia dla ludzi doświadczających przemocy.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

Miejsce noclegowe na Starym Dworcu Głównym w Krakowie, 4 marca 2022 r. / TOMASZ GOTFRYD
Miejsce noclegowe na Starym Dworcu Głównym w Krakowie, 4 marca 2022 r. / TOMASZ GOTFRYD

Wielkanoc może mieć dzisiaj dla nas – a jeszcze bardziej dla naszych sióstr i braci z Ukrainy – dwie strony. Pierwsza jest jasna i daje nadzieję. Święta Paschalne niosą bowiem przesłanie, że życie jest mocniejsze od śmierci. Jak śpiewamy w wielkanocnej sekwencji: „Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy”.

Nadzieja i smutek

Widzimy relacje – niektóre niemal na żywo – jak na ukraińskie miasta spadają bomby, docierają do nas wiadomości z zaciekłych walk, w których giną ludzie. Wielu z nas gości uciekinierów z miejsc, w których rozpanoszyła się śmierć i zniszczenie, a których bliscy zostali tam i walczą – w każdej chwili ryzykując życie. Czujemy: śmierć zwarła się z życiem i wielu żywych w tym zwarciu umiera. Wielu doświadczającym tego zwarcia – i cierpiącym z jego powodu – paschalne przesłanie, które mówi, że pomimo śmierci życie zwycięży, może dać siłę i nadzieję.

Wielkanocne przesłanie ma jednak i drugą stronę, która sprawia, iż paschalna nadzieja na zwycięstwo życia nad śmiercią prowadzi – wśród pytań, na które niełatwo znaleźć odpowiedź – wąską ścieżką, biegnącą w inną stronę (tak przynajmniej się zdaje) niż kierunek właściwego postępowania wobec atakującego imperium.

Ta druga, trudna – szczególnie dzisiaj – strona Wielkanocy ujawnia się, gdy tylko uważnie czytamy zapisaną w świętych Księgach źródłową opowieść. Widać ją nawet we fragmencie, który dzieje się już po zwycięstwie życia, a który usłyszymy w świąteczną niedzielę – po dramacie piątku i pustce soboty. Znamy dobrze tę historię: Oto dwóch uczniów zmierza w wielkanocny poranek do wsi Emaus pod Jerozolimą. Rozmawiają o tym, co się wydarzyło, a w pewnym miejscu drogi przyłącza się do nich Jezus. Nie poznają Go, a zapytani o temat rozmowy „zatrzymują się smutni”. Przyczyną ich smutku jest zaś „to, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali”. Oraz (to kluczowe zdanie): „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (por. Łk 24, 19-21).

Zawiedzione oczekiwania

Opowieść wielkanocna to fragment historii ludzi, która może się nam dzisiaj wydać bliska: mały kraj w cieniu wielkich, bezwzględnych imperiów. Społeczeństwo, które w tamtym, opowiadanym dziś czasie, nie może się odnaleźć po przegranej wojnie, mierzy się z traumą, żyjąc pod okupacją najeźdźcy. Jego niewielka, właściwie pozorna, wewnętrzna polityczna autonomia nie wynika z dobrej woli obcych panów – lecz z ich czysto pragmatycznej kalkulacji, by jak najmniejszym kosztem zneutralizować możliwy ruch oporu.

Ruch oporu jednak istnieje. Jest niewielki, ale w sercach większości mieszkańców podbitej krainy pała też pragnienie wolności i nadzieja na przyjście Mesjasza – wyzwoliciela, który przywróci nie tylko niepodległość, lecz więcej: boski, sprawiedliwy porządek świata. I oto – mówi nasza opowieść – On się pojawia.

I gdy się wydaje, że historia się obraca – po długim czasie – na swą jasną stronę, w opowieści pojawia się zgrzyt i pęknięcie: „Zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: »Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie«” (Mk 8, 31-33).

Nietrudno zrozumieć Piotra, który upomina Jezusa. Miało być bowiem tak: Przyjdzie Mesjasz, król i wojownik. Mały ruch oporu zmieni się w niezwyciężone oddziały obrońców sprawiedliwości, wyzwolicieli prześladowanych, słabych i bezsilnych. Uderzymy na Rzymian i zdrajców, na ciemiężycieli. Bój może i będzie krwawy, lecz wygramy dzięki boskiej pomocy, bo przecież oni są źli, a nasze intencje czyste; Bóg, sprawiedliwość i wszelkie inne moralne cnoty są po naszej stronie.

Inna historia

A nie były to wcale oczekiwania nieuzasadnione. W tradycji, w której urodzili się i wychowali bohaterowie wielkanocnej opowieści, był to jeden z głównych wątków, może nawet wątek podstawowy.

Czyż bowiem historia Izraela jako narodu nie zaczęła się od tego, że anioł JHWH przeszedł przez Egipt, zabijając pierworodnych Egipcjan, a potem zatrzymał koła rydwanów faraona i utopił jego wojsko w morzu, aż stało się całkiem czerwone? Czyż nie o tym właśnie jest Pascha? Pascha, którą właśnie zamierzają świętować, dopiero co rozpoznawszy w rabbim z Nazaretu (jak wyznał Piotr) Mesjasza.

Czyż ich przodkowie – uczniowie Jezusa pamiętają dobrze historię swojego ludu – nie boską mocą pokonali Amalekitów dzięki wyciągniętym do nieba rękom Mojżesza? I czyż nie za boską sprawą przed zbrojnymi prowadzonymi przez Jozuego runęły mury Jerycha i wszelkich innych miast kananejskich, zaś ziemia między Jordanem a morzem została dana Izraelowi? I o tym też jest Pascha.

A potem w historii wspólnoty zgromadzonej przez Boga nastali sędziowie, Gedeon boską mocą pobił Madianitów i obalił kult Baala. A jeszcze później – w kulminacyjnym momencie chwalebnych czasów – rudowłosy Dawid, właśnie dlatego, iż był pomazańcem JHWH, zwyciężył Filistynów, w jednym królestwie zjednoczył Izrael i stał się prototypem Tego, który miał przyjść i w świętej walce pokonać zło już raz na zawsze.

Teraz zaś – mógł Piotr pomyśleć ze zrozumiałą goryczą – gdy nowy brutalny Goliat trzyma za gardło Boży lud, ten, który ma być doskonalszym następcą Dawida, mówi o swojej śmierci, nie chce wziąć do ręki procy, każe schować miecz. Pozwala się złapać jak przestępca, osądzić skorumpowanemu Sanhedrynowi, poddaje się wyrokowi tchórzliwego zdziercy Piłata, nie reaguje, gdy rzymscy żołnierze wyśmiewają nie tylko Jego, ale i samą ideę króla Izraela.

Jeszcze ciemniej

Opowieść, w swej najstarszej, najbardziej pierwotnej, bliskiej wydarzeniom wersji (czyli według Marka) idzie nawet dalej. Spisana została prawdopodobnie dla chrześcijan w Rzymie – stolicy kultury, w której liczyło się męstwo żołnierza albo gladiatora, sprawność mięśni, siła. Pierwsze akty opowieści chętnie przedstawiają moc Jezusa – potrafi przetrwać czterdzieści dni na pustyni, z magnetyczną siłą powołuje uczniów, wypędza demony. Lecz gdy przychodzi czas Paschy – moc pryska. Podczas procesu szybko przestaje odpowiadać sędziom i oskarżycielom. Nie ma siły nieść krzyża. Umiera, rozpaczliwie krzycząc: „Eloi, Eloi, lema sabachthani” (por. Mk 14-15).

Jęk opuszczonego nawet przez Boga – to ostatnie słowa Mesjasza w pierwotnej wersji opowieści. Druga, jasna jej strona, ta o zwycięstwie życia, nie przynosi żadnej wyraźnej odpowiedzi, żadnego rozwiązania, które dałoby się pojąć. Kobietom, które przyszły do grobu, tajemniczy młodzieniec w bieli mówi: „Nie bójcie się! Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; przebudził się, nie ma Go tu. Zobaczcie miejsce, gdzie Go położyli” (Mk 16, 6). Ogarnia je wówczas drżenie, lęk i ekstaza, które odbierają mowę.

Cóż po tej historii ludziom w schronach Mariupola i Charkowa albo dziewczynie, która – widziałem w internecie nagranie wideo – po walce o wieś Łukiwianka musiała powiedzieć towarzyszom broni: „Ali dwieście” – co w wojennym slangu znaczy, że Ali nie żyje? Co oni wszyscy mogą zaczerpnąć z opowieści o Mesjaszu, który głosił miłość do wszystkich, z nikim nie chciał walczyć i umarł na krzyżu? Czy może to być jakiś wzorzec dla nas, którzy na bój tamtych patrzymy z bliskiego daleka?

Czyż nie są dla nich i dla nas bardziej odpowiednie starsze przekazy, kształtujące oczekiwania jezusowych uczniów, np. o pierwszej Passze, gdy JHWH walczył z Egipcjanami? Czy dzisiaj nie są im i nam od Jezusa bliżsi: Jozue, Gedeon, Dawid albo Judyta pod osłoną nocy odcinająca głowę dowódcy armii najeźdźców?

Pewnie są bliżsi, ale wielkanocna pieśń o zwycięstwie życia ma innego bohatera. Gdy zaś patrzę na ten świat z punktu widzenia leżącego niedaleko miasta Oświęcim, obejmując wzrokiem kikuty bloków Aleppo i Mariupola, i pełny dom rodziny, która przyjęła uciekające z Ukrainy kobiety z dziećmi, i gdy słyszę, jak te dzieci się śmieją, a kobiety w gardle duszą łzy, to jeszcze bardziej przestaję być pewien: Czy Bóg z nami, wszystko będzie dobrze i zwyciężymy? Czy krzyk, drżenie i bezsłowna ekstaza zanurzona w wielkim pytaniu? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022