Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przywódcy unijni nie wyrazili w minionym tygodniu zgody na otwarcie negocjacji akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną, choć formalnie państwa te wypełniły stawiane im warunki, przede wszystkim dotyczące reformy wymiaru sprawiedliwości. Decyzję Unii zablokował jednak francuski prezydent, który uważa, że wszelkie rozmowy o rozszerzeniu Unii są możliwe dopiero po przezwyciężeniu kryzysu wewnętrznego we Wspólnocie.
Bez wątpienia spowoduje to ogromne rozgoryczenie wśród bałkańskich społeczeństw. Szczególnie dotyczy to Macedończyków, którzy w imię idei zbliżenia z Unią zgodzili się na historyczny kompromis w sporze z Grecją o nazwę swojego państwa. Macedoński premier stara się teraz dokonać „ucieczki do przodu” i zapowiada przyśpieszone wybory parlamentarne na wiosnę. Zoran Zaew, który postawił wszystko na europejską kartę, liczy zapewne, że wyborcy uznają to za uczciwe podejście i pozwolą mu kontynuować rządy. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że brak konkretnej unijnej oferty dla Bałkanów osłabi siły proeuropejskie w regionie i wzmocni pozycję ugrupowań, które szukają sojuszników w Rosji i Turcji. Długofalowo zmniejszy to wiarygodność i możliwości oddziaływania Unii w swoim sąsiedztwie.
Wizja odbudowy granicy między Irlandią a Irlandią Północną spowodowała, że wróciło widmo tamtejszego konfliktu, i przypomniała Europejczykom, jak ważną rolę odgrywa Unia w zapobieganiu wojnom w Europie. Szkoda, że Emmanuel Macron nie myśli o tym w kontekście regionu, który dwie dekady temu zatrważał brutalnością konfliktów etnicznych. ©