Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
We wspólnocie, którą przed 50 laty założył Jean Vanier, odkrywa się wartość ludzi zranionych i odrzuconych. Jeśli ma ona kogoś uratować, to nas wszystkich: społeczeństwa ufundowane na sukcesie, hierarchii czy konsumpcji.
Pokój Philippe’a Seux ma jakieś 10 m kw. Trudno to ocenić, bo przestrzeń jest zapełniona sprzętami: łóżko z materacem przeciwodleżynowym, rower do ćwiczeń, szafa z przesuwanymi drzwiami, biurko. Nad biurkiem wiszą zdjęcia, plakaty oraz flagi Niemiec, Brazylii, Libanu i Izraela.
„Dlaczego te?”, pytam. „Z całego świata”, odpowiada Philippe. I lekkim ruchem głowy wskazuje na pudełko, z którego sterczy kilkanaście innych, mniejszych flag.
Bóg w „miejscach potwornych”
Mieszkający we wspólnocie w Compiègne 73-letni Philippe to jedna z osób, od których pół wieku temu zaczęła się historia Arki (L’Arche). Urodził się w czasie wojny; przebyte w dzieciństwie zapalenie mózgu sprawiło, że został w połowie sparaliżowany. Przy dzisiejszym stanie wiedzy jego zdolności intelektualne mogłyby się rozwinąć. Wtedy jednak trafił do zakładu opiekuńczego pod Paryżem, gdzie większość czasu spędzał gapiąc się w ścianę lub na innych podopiecznych.
Któregoś dnia w zakładzie zjawił się Jean Vanier, były oficer kanadyjskiej marynarki wojennej, wykładowca filozofii, od wielu lat rozmyślający nad tym, jak realizować w życiu ideały Ewangelii. Vanier próbował wielu rzeczy: od organizacji charytatywnych, przez wspólnoty skoncentrowane na rozwoju duchowym, do życia w odosobnieniu. Zakłady dla osób z upośledzeniem umysłowym, które od jakiegoś czasu odwiedzał, poruszały go swoim smutkiem, a nawet grozą, a jednocześnie – jak później opowiadał – odkrywał w nich coś boskiego. „W miejscach potwornych czuje się obecność Boga”, mówił.
Wizyta Vaniera zmieniła bezpowrotnie życie Philippe’a.
Na początku sierpnia 1964 r. Jean Vanier zabrał z zakładu dwóch chłopców, Philippe’a oraz Raphaela Simi, i zamieszkał z nimi w małym, kamiennym domku w wiosce Trosly-Breuil w północno-wschodniej Francji. Warunki życia były surowe: jeden piec, jeden kran z wodą, proste, raczej niewygodne łóżka. Rano cała trójka chodziła na mszę św. odprawianą przez duchowego opiekuna wspólnoty, o. Thomasa Philippe’a, potem robili wspólnie zakupy, gotowali, pracowali w ogródku. Wieczorem odmawiali razem różaniec.
W miejsce lęku – powitanie
Nazwa wspólnoty, która przerodziła się w ogólnoświatowy ruch (dziś liczy 140 wspólnot na wszystkich kontynentach, w tym cztery w Polsce: w Śledziejowicach pod Krakowem, Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie), wzięła się trochę z przypadku. „Jestem jednym z tych, którzy odkrywają powody po fakcie. Poruszam się raczej w sferze symbolicznej niż racjonalnej”, mówił wiele lat później Vanier brytyjskiej dziennikarce Kathryn Spink (autorce książki o jego życiu „Cud, przesłanie i historia”, z której obficie tu korzystam). Zanim jeszcze wspólnota zaczęła działać, Vanier poprosił swoją przyjaciółkę Jacqueline d’Halluin, by sporządziła listę rozmaitych nazw i symboli biblijnych. Rzuciwszy okiem na spis, bez wahania wybrał l’Arche. Uzasadnienia pojawiły się później – w jego pismach i wystąpieniach.
Często myśli się, że Arka ma „ocalić” osoby z niepełnosprawnością intelektualną. To nieporozumienie: zadaniem Arki jest „żyć w komunii” z tymi osobami, a to zupełnie co innego, podkreśla Jean Vanier. Arka nie jest organizacją pomocową, lecz wspólnotą, w której odkrywa się wartość osób zranionych i odrzuconych. Jeśli kogoś Arka ma uratować, to nas wszystkich, całe społeczeństwo, które ciągle budowane jest na fundamencie takich wartości, jak sukces, hierarchia, konsumpcja i postęp.
Owszem, postęp jest ważny, w końcu sama Arka jest wyrazem „postępu”, jaki nastąpił w myśleniu o ludziach z upośledzeniem. Ale kultura sukcesu bardzo szybko przeradza się w kulturę depresji i lęku, zauważa Vanier. „Czym jest społeczeństwo głęboko ludzkie? To społeczeństwo, które nie jest oparte na strachu, lecz na powitaniu”, mówił kilka lat temu w wywiadzie dla „Znaku”.
Arka to model wspólnoty skoncentrowanej na relacjach, celebrującej prostotę oraz radość i czułość, którą ludzie mogą dawać sobie nawzajem. „Osoby z upośledzeniem na ogół nie są świadome swej siły, natomiast mają bardzo mocną świadomość miłości i więzi”, mówił w cytowanym wywiadzie Vanier. „W świecie, który staje się coraz twardszy i bardziej zatomizowany, stają się ekspertami od budowania więzi”.
Pytany o pierwsze lata w Trosly-Breuil, Philippe wskazuje album stojący na honorowym miejscu w pokoju. Ale najwcześniejsze zdjęcie w albumie pochodzi z 1970 r. – z pielgrzymki do Rzymu i spotkania z Pawłem VI. Jean Vanier klęczy między chłopcami, Philippe stoi wyprostowany, sprawną ręką opierając się na kuli. Jest uśmiechnięty i ogolony; to jedno z nielicznych zdjęć, na których można go zobaczyć bez brody.
„Dobre lata”, powtarza kilkakrotnie, wskazując na fotografię.