Akcja „Skryty”

W stanie wojennym Zbigniew Bujak stał się symbolem solidarnościowego oporu: po tym, jak 13 grudnia 1981 r. uniknął aresztowania, ukrywał się prawie pięć lat. Złapanie go kosztowało SB wiele sił i energii.

07.12.2010

Czyta się kilka minut

Noc z 12 na 13 grudnia 1981 r., tuż po północy. W Polsce trwa już stan wojenny. Nieświadomi tego, uczestnicy odbywającego się w Stoczni Gdańskiej posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" - władz związku - rozchodzą się. Większość wraca do hoteli (gdzie wkrótce zostaną zatrzymani przez SB). Podobny zamiar ma też 27-letni Zbigniew Bujak, przewodniczący Regionu Mazowsze. Ale kolega z Warszawy, Zbigniew Janas, chce wracać do domu. Obaj pracują w "Ursusie", przyjaźnią się. Bujak przekonuje Janasa, by zostali w Gdańsku. Bez skutku. Jak się zaraz okaże, na szczęście.

Zbieg dobrych okoliczności

Obaj idą więc na dworzec, kupują bilety na pociąg o drugiej dwadzieścia. Tu dociera do nich wieść, że milicja otacza hotele, gdzie nocują liderzy Solidarności. Zastanawiają się, co to znaczy? Ich pociąg spóźnia się, a tymczasem dociera kolejna wieść: milicja odjechała spod hoteli. Postanawiają sprawdzić, co się stało. W gdańskim hotelu Monopol słyszą, że aresztowano prawie całe Prezydium Komisji Krajowej. Dopiero teraz zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Ostrzeżeni przed esbekami przeszukującymi hotel, wycofują się. I rozdzielają, aby osobno szukać kryjówek w Trójmieście.

W tym czasie niejaki Eligiusz Naszkowski - także członek Komisji Krajowej, a zarazem konfident SB - zgłasza się do Władysława Kucy (naczelnika jednej z komórek SB, odpowiedzialnego za rozpracowanie władz Solidarności). Proponuje mu pomoc w złapaniu Bujaka. Przekonuje esbeka, że gdy Bujak dotrze do stolicy, jego zatrzymanie będzie trudniejsze. Ale Kuca każe mu... moczyć obolałe nogi w wodzie - agent chodził przez dwa dni w za ciasnych butach z nadajnikiem (przekonany, że dzięki niemu SB śledzi obrady władz związku).

Jak się zdaje, dla Naszkowskiego Bujak był obsesją. Podczas papieskiej pielgrzymki do Polski w 1983 r. przedstawiał swym szefom z SB (już jako funkcjonariusz tzw. Biura Studiów MSW, jednostki utworzonej w stanie wojennym do zwalczania Solidarności) kolejne koncepcje schwytania Bujaka. Były jednak odrzucane, jako nierokujące powodzenia.

W ten sposób, początkowo dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, Bujak staje się jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi Solidarności. Już 17 grudnia 1981 r., podczas narady dyrektoriatu (nieformalnego ciała, złożonego z najbardziej zaufanych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego), generał-premier oraz I sekretarz KC PZPR w jednej osobie wypomina Czesławowi Kiszczakowi, szefowi MSW, że Bujak jeszcze nie siedzi.

Tydzień po wprowadzeniu stanu wojennego w Komendzie Stołecznej MO zostaje utworzona Samodzielna Grupa Operacyjna; jej zadaniem jest zatrzymanie ukrywających się po 13 grudnia działaczy z Mazowsza, w tym Bujaka. Zostają rozesłane listy gończe, organizowane są zasadzki i blokady. Bez skutku. 23 marca 1982 r. Kiszczak powołuje zatem centralną grupę operacyjną, "w celu koordynacji zadań oraz skoncentrowania uzyskiwanych informacji, związanych z ustaleniem miejsca pobytu" Bujaka; jej działaniom zostaje nadany kryptonim "Skryty". Nadzór nad operacją przejmuje wiceminister Władysław Ciastoń.

Bujaka szuka nawet Zarząd Wojskowej Służby Wewnętrznej Wojsk Obrony Powietrznej Kraju (we współpracy ze stołeczną bezpieką), w ramach operacji pod kryptonimem "Harcerz". A czasami poszukiwania mają przebieg humorystyczny. Warszawski działacz Solidarności Jan Ruman wspomina, że kiedyś zapukało do niego dwóch szeregowych milicjantów z pytaniem: "Czy w waszym mieszkaniu nie ukrywa się Bujak?". Po otrzymaniu odmownej odpowiedzi... po prostu odeszli.

Zatrzymanie i ucieczka

2 marca 1983 r. Bujak zostaje zatrzymany przez esbeków z Departamentu II MSW (tj. kontrwywiadu) podczas spotkania z Aleksandrem Małachowskim w warszawskim mieszkaniu. Ale niemal natychmiast ucieka - w chwili, gdy esbecy prowadzą go do mieszkania, w którym rzekomo mieszka (posługiwał się dowodem na nazwisko Wroniszewski).

Tu pojawiają się rozbieżności. Według byłego ministra Kiszczaka i byłego wiceministra Władysława Pożogi akcję tę "spaprało" Biuro Śledcze MSW, uprzedzone, że wśród przekazanych mu przez kontrwywiad osób jest też szef mazowieckiej Solidarności. Inna wersja pojawia się w analizie dwóch rozpracowań prowadzonych przez kontrwywiad, sporządzonej pod koniec 1984 r. przez niejakiego Matlengiewicza. Ten funkcjonariusz stołecznej SB stał na czele grupy operacyjnej o kryptonimie "Radio", która zwalczała warszawskie Radio "Solidarność". W jego opracowaniu, niewolnym od błędów (o czym pisał Andrzej Friszke w "Gazecie Wyborczej"), pojawia się stwierdzenie: "Działania Dep[artamentu] II (...) miały na celu wyeliminowanie A. Małachowskiego z roli głównego ideologa związku i wprowadzenie w to miejsce własnego [osobowego] źródła informacji. Temu celowi służyło m.in. wypuszczenie Z. Bujaka zatrzymanego na fałszywych dokumentach wystawionych na nazwisko Wroniszewski Michał oraz Ewy Kulik posługującej się dokumentami na nazwisko Ewa Kolpińska" [de facto - Ewa Kolipińska, a dokument Wroniszewskiego był prawdziwy i jego posiadacz przekazał go Bujakowi - gm].

Na pierwszy rzut oka Małachowskiemu bezpieka błędnie przypisywała rolę " głównego ideologa związku". Z pewnością nie pełnił on tej roli w podziemiu ani w skali warszawskiej, ani ogólnokrajowej. Ponieważ w roli jego konkurenta do tej pozycji wymieniany był jeden z działaczy podziemnej struktury o nazwie "VIS" (Krzysztof Laskowski), zapewne więc o te nielegalne ugrupowanie esbekowi chodziło. Nie ulega natomiast wątpliwości, że to dzięki śledzeniu Małachowskiego bezpiece udało się zatrzymać Bujaka. I zapewne ten fakt próbowano ukryć - zatrzymanie "legendowano" operacją przeciw Radiu "Solidarność". W ten bowiem sposób bezpieka chroniła swą agenturę. Można się jedynie domyślać, iż agentem tym była osoba, która w założeniach SB miała zająć miejsce Małachowskiego - i nie chciano jej narażać na dekonspirację. Co ciekawe, w tej samej analizie o ucieczce Bujaka pada też zupełnie inna teza: "Osoba posługująca się dowodem osobistym na nazwisko Wroniszewski Michał, dowieziona na adres Dunikowskiego 8 zdołała zbiec w trakcie przejścia z samochodu do klatki schodowej".

Wersje wydarzeń

Pozornie obie wersje są sprzeczne. Ale czy na pewno? Najbardziej prawdopodobne zdaje się, że wbrew temu, co twierdzą Kiszczak i Pożoga, Biuro Śledcze MSW nie zostało poinformowane, że wśród zatrzymanych jest Bujak. Dlaczego? Bo zgodnie ze stosowaną przez SB praktyką, priorytetem była ochrona agentury. Warto też zauważyć, że (co może szokować) z punktu widzenia kontrwywiadu Bujak i kierowana przez niego Regionalna Komisja Wykonawcza nie były priorytetem. W przeciwieństwie do Małachowskiego czy Radia "Solidarność", bo za ich rozpracowanie odpowiedzialny był kontrwywiad, gdy np. Bujakiem "zajmował się" Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych. A najprawdopodobniej właśnie dzięki agenturze z otoczenia Małachowskiego udało się ich obu zatrzymać. Wersję tę zdają się też potwierdzać słowa Kiszczaka, przytaczane i niekwestionowane przez samego Bujaka, iż "SB [w tym przypadku kontrwywiad - GM] doskonale wiedziała kto wpadł im w ręce".

Notabene tezie o przekazaniu Bujaka Biuru Śledczemu MSW zdaje się przeczyć notatka Jerzego Karpacza (dyrektora tego biura) z 30 grudnia 1986 r., w której pada m.in. stwierdzenie: "Znany jest fakt rozpowszechniania informacji o rzekomym przetrzymywaniu Zb. Bujaka w 1983 r. i jego przebywaniu na terenie Biura Śledczego MSW. Brak jest wiarygodnych danych potwierdzających te informacje". Zapewne stwierdzenie to jest wynikiem bałaganu. Z relacji Bujaka wynika bowiem, że po zatrzymaniu przewieziono go "do aresztu śledczego na Rakowiecką" i przesłuchiwano. A potem zabrano na rewizję do "jego" mieszkania. Zanim tam dotarł, zdążył uciec.

Legenda podziemia

Ucieczka Bujaka przechodzi w Polsce do legendy. W rękach SB zostaje tylko jego kożuch, portfel, recepta (wystawiona na inne nazwisko) i lewy dowód osobisty. A dyrektor Biura Śledczego MSW Hipolit Starszak niespełna pięć miesięcy później, w sierpniu 1983 r., zostaje przeniesiony na stanowisko komendanta wojewódzkiego MO w Siedlcach. Nie był to awans. I nic dziwnego, skoro polowanie na Bujaka trzeba było zacząć na nowo.

18 marca 1983 r. szefostwo stołecznej SB nakazuje podwładnym zintensyfikowanie działań, w celu ustalenia miejsca pobytu i zatrzymania poszukiwanych działaczy mazowieckiej Solidarności, na czele z Bujakiem. Ukrywających się miano szukać nawet w sanatoriach... Z kolei pod koniec czerwca 1983 r. naczelnicy wydziałów, komendanci dzielnicowi i miejscy oraz kierownicy samodzielnych jednostek Komendy Stołecznej MO otrzymują wytyczne w sprawie poszukiwań Bujaka i jego najnowsze zdjęcie, ze zmianami w wyglądzie zewnętrznym "spowodowane przybraniem na wadze ciała przez poszukiwanego". Prócz esbeków i milicjantów (w tym z drogówki), dostają je oficerowie WSW garnizonu warszawskiego. Zdjęcia miały być też pokazywane agentom.

Przy czym funkcjonariuszy ostrzega się, że Bujak może dysponować "ochroną osobistą", posługiwać się fałszywymi dokumentami i wykorzystać fakt, że służbę wojskową odbywał w jednostkach powietrznodesantowych.

Tymczasem ukrywający się Bujak staje się w Polsce symbolem. Krążą o nim dowcipy. Na przykład ten: pewnego dnia zomowiec (funkcjonariusz jednostek MO do walki z demonstracjami; ich członkowie byli synonimem intelektualnego ograniczenia - red.) klęka przed kościołem i wali głową w ścianę. Przechodzień pyta, co się stało. Gdy słyszy, w którym konfesjonale zomowcowi zadano tak surową pokutę, kiwa głową ze zrozumieniem: ,,No tak, ksiądz Bujak nie lubi zomowców!". Dowcip nawiązywał do krążącej plotki, że Bujak ukrywał się w którymś z klasztorów.

"Kombinacja operacyjna"

Bujaka aresztowano dopiero 31 maja 1986 r. Jak później wyżsi funkcjonariusze MSW relacjonowali towarzyszom z niemieckiej Stasi, nastąpiło to w wyniku "przygotowywanego przez ponad dwa miesiące przedsięwzięcia", tzw. kombinacji operacyjnej, w wyniku której Ewie Kulik, współpracowniczce Bujaka, podsunięto willę na Mokotowie jako miejsce schronienia. Gdy stwierdzono, że Bujak w niej jest, o trzeciej nad ranem jednostki specjalne wysadziły drzwi. Zresztą w ocenie Bujaka, byłego komandosa, zrobiono to niefachowo: po odpaleniu trzech kolejnych ładunków, otworzył je dopiero kopniakiem dowodzący akcją funkcjonariusz.

Ale informacja dla Stasi nie była całkiem prawdziwa. Opis akcji kwestionuje Bujak, z pewnością też operacja trwała dłużej. Do jego zatrzymania doszło dzięki rozpracowaniu systemu łączności RKW Mazowsze, a właściwie Henryka Wujca. Esbecy ustalili, że posługuje się on dwustopniowym systemem łączności, z wykorzystaniem dwóch niezależnych skrzynek kontaktowych. SB udało się też podstawić Wujcowi konfidenta "Rafała". Dzięki niemu SB przechwytywała korespondencję przekazywaną przez skrzynkę, której nadano kryptonim "Grafit". Esbekom znane były więc terminy spotkań Bujaka i innych członków RKW z Wujcem. Budynek, gdzie znajdowała się ta skrzynka, obserwowano - aż z grona osób przychodzących wyselekcjonowano trzech łączników. Śledząc ich, SB ujawniła kolejną skrzynkę.

Właścicieli obu skrzynek poddano "rozpracowaniu", podobnie Wujca. Ponieważ jednak nie przyniosło to efektów (tj. ustalenia miejsc spotkań członków RKW), postawiono podstawić lokal, w którym takie spotkania mogłyby się odbywać. Esbecy doprowadzili do tego, że Wujec w obawie o bezpieczeństwo zrezygnował z wykorzystywania skrzynki "Grafit". Zarazem konfidentom mającym z nim kontakt zlecono, by zaproponowali mu swoje mieszkania. I rzeczywiście jeden z takich lokali, po uprzednim półrocznym sprawdzeniu, został przez Wujca wybrany. Oczywiście SB "zabezpieczyła" to mieszkanie (podsłuch, podgląd).

Według SB, miało się w nim odbyć kilka spotkań RKW z czołowymi działaczami opozycji. Ale bezpieka nie skorzystała z możliwości zatrzymania ich "na gorącym uczynku". Pierwszy powód jest oczywisty: nie chciano dekonspirować agenta. Drugi wydaje się kuriozalny: uznano, że "osoby te mogły nie posiadać przy sobie na tyle obciążających materiałów, aby można im było udowodnić nielegalną działalność". Zamiast tego obserwowano uczestników spotkań. Tak ustalono miejsce pobytu Bujaka.

Zbigniew Bujak opuścił areszt we wrześniu 1986 r. po amnestii, na mocy której władze uwolniły większość więźniów politycznych. Potem należał do władz Solidarności, w 1989 r. uczestniczył w Okrągłym Stole, aby później z różnym szczęściem brać udział w polityce.

Ukrywając się prawie 5 lat, był on nie tylko przywódcą podziemia, ale też symbolem - w skali całego kraju. Gdy wydawało się, że Solidarność jest rozbita, gdy w Polsce dominować zaczynało poczucie beznadziei, był znakiem kontynuacji oporu. Także dlatego władze polowały na niego z takim uporem.

GRZEGORZ MAJCHRZAK (ur. 1969) jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN. Zajmuje się dziejami aparatu represji i opozycją demokratyczną, głównie Solidarnością. Ostatnio opublikował książkę "Kontakt operacyjny »Delegat« vel »Libella«".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2010