Abram Rój. Opowieść córki

Był pierwszym uciekinierem z obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Choć przeżył wojnę, nigdy nie złożył relacji ani zeznania.

11.02.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Archiwum prywatne
/ Fot. Archiwum prywatne

 

Abraham (Abram) Rój urodził się w 1916 r. w Izbicy Kujawskiej. Był krawcem. W Izbicy mieszkał do 9 stycznia 1942 r. Do obozu zagłady w niedalekim Chełmnie nad Nerem – gdzie Niemcy zabijali głównie Żydów z tych terenów Polski, które w 1939 r. włączyli do Rzeszy (także Chełmno znalazło się w granicach Niemiec) – trafił więc wkrótce po jego uruchomieniu. Przydzielono go do tzw. Waldkommando (leśnego komanda) w lesie rzuchowskim: przez kilka kolejnych dni grzebał zwłoki zagazowanych w Chełmnie. Pochował tak swoją matkę, rodzeństwo i wielu znajomych z Izbicy. Z obozu uciekł w piątkową noc 16 stycznia 1942 r.

Kilka dni później, 19 stycznia, uciekło dwóch kolejnych więźniów Chełmna: Szlama Ber Winer i Mordechaj Podchlebnik. O ich ucieczce i dalszych losach historycy wiedzieli od dawna. Dzieje Abrama Roja do niedawna były nieznane. Po latach na ślad jego ucieczki trafił amerykański historyk Patrick Montague.

Po wojnie Rój wrócił do Izbicy, ale nikt z jego bliskich nie przeżył. Abraham spotkał tam swoją przyszłą żonę – Taubę Ruchlę Pakin. Jesienią 1945 r. (m.in. z powodu zagrożenia życia ze strony grasujących band rabunkowych) Abram i Tauba podjęli decyzję o emigracji. W Berlinie wzięli ślub. W lipcu 1951 r. dopłynęli do Nowego Jorku. Zamieszkali w Hartford. Rój opowiedział o swoich losach tylko najbliższej rodzinie. Zmarł w 1975 r.

 

Z jego córką, Sarą Miriam Roy, rozmawiałem w Chełmnie, gdy przyjechała odwiedzić miejsca związane z ojcem. 

Korzystałem z tekstu Przemysława Nowickiego „O Abramie Roju, pierwszym uciekinierze z obozu zagłady na polskich terenach wcielonych do Rzeszy”; „Zapiski Kujawsko-Dobrzyńskie”, tom 23, 2008 r.

Piotr Litka: Jakim człowiekiem był Pani ojciec?

Sara Miriam Roy: Spokojnym, wrażliwym i jednocześnie myślącym pozytywnie, z nadzieją patrzącym w przyszłość. Często, gdy byłam jeszcze dzieckiem, rozmawialiśmy o jego przeszłości i zawsze opowiadał o niej jako ważnym doświadczeniu dla Żydów. Te opowieści traktował też jako „przekaz dla przyszłości”.

Co robił w USA?

Był krawcem i prowadził niewielką pralnię. W wolnych chwilach pisał wiersze i malował obrazy. Myślę, że ojciec był wdzięczny losowi za to, że przeżył. Trudno mu było opowiadać o rodzinie, która zginęła, i którą pochował. Gdy pytałam go o losy rodziny, najczęściej nie mówił nic, płakał... Miał tylko 50 lat, gdy dostał ataku serca i wkrótce odszedł. Dopiero po jego śmierci byłam dostatecznie dorosła, aby wiedzieć, jakie pytania zadać. Ale wtedy było już na to za późno.

Czy ojciec opowiadał o przeżyciach z czasu wojny?

Słyszałam wiele jego opowieści na ten temat. On współczuł cierpieniu innych ludzi. Mam taką scenę przed oczami, gdy ojciec, po ataku, leżał w szpitalu i przyniosłam mu gazety. W jednej, nie pamiętam, „Newsweeku” czy „Time’ie”, opublikowano zdjęcie Wietnamczyków uciekających łodziami. Ojciec popatrzył na to zdjęcie i zaczął płakać. Powiedział potem, że nie mógł znieść tego widoku.

A przed chorobą?

Kiedy był zdrowy, był, jak mówiłam, osobą bardzo pozytywną, z nadzieją patrzącą w przyszłość. Rodzice mieli wielu przyjaciół, z których większość to byli ocaleni z Holokaustu. Każdy z nich stracił swoje rodziny, więc oni dla siebie byli rodzinami. To była bardzo zżyta wspólnota. Także wielu moich przyjaciół to dzieci ocalonych.

Pamięta Pani jakąś szczególną sytuację związaną z przeszłością ojca?

Tak, moją ostatnią z nim rozmowę. Przeczuwał, że odchodzi, ja tego nie wiedziałam. Dla dziecka, bez względu w jakim jest wieku, śmierć jest czymś niepojętym. Byłam z nim w sali, mama czekała na korytarzu. Ojciec zwrócił się do mnie i kazał obiecać dwie rzeczy: po pierwsze, że zaopiekuję się mamą, a po drugie, że cokolwiek będę robiła w życiu, mam być szczęśliwa i uczciwa. To były ostatnie jego słowa skierowane do mnie. Myślę, że był wdzięczny za ten dodatkowy czas, jaki otrzymał, i starał się go przeżyć najlepiej, jak potrafił.

Czy opowiedział o ucieczce?

Słyszałam tę historię wielokrotnie. Było tak: pod koniec dnia ojciec i jego koledzy zostali zamknięci w pomieszczeniu [pałacu w Chełmnie], były tam haki do wieszania mięsa. Niemcy powiedzieli, że Żydzi mają się sami powiesić na tych hakach. Przed wyjściem ostrzegli, że jeśli nie powieszą się sami, to oni to zrobią, gdy wrócą. Ludzie bali się śmierci, modlili, żegnali ze sobą. Ojciec: „Zobaczyłem okno i powiedziałem sobie, że jeśli mam umrzeć, to podczas ucieczki, a nie powieszony na haku”. Nie wiem, czy otworzył to okno, czy wybił. W każdym razie, ponieważ był bardzo chudy, prześlizgnął się i zaczął uciekać. Mówił, że uciekł do jakiegoś lasu. Noc spędził w wiejskiej stodole, a następnego ranka dotarł do miasteczka, nie wiem jakiego. Gdy tam dotarł, miasteczko oblepione już było obwieszczeniami z rysunkiem jego twarzy, jego imieniem i informacją, że jest poszukiwany. Ojciec był zdziwiony, że stało się to tak szybko.

Co było później?

Zmienił nazwisko i został Aryjczykiem. To ocaliło mu życie.  

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2013