Zemsta nie wyzwala

W "Prawdziwym męstwie" bardzo cienka jest granica pomiędzy tekstem oryginalnym a cudzysłowem, miedzy hołdem złożonym westernowemu gatunkowi a jego zgrabną parodią.

08.02.2011

Czyta się kilka minut

Jeff Bridges i Hailee Steifeld w filmie "Prawdziwe męstwo" / materiały dystrybutora /
Jeff Bridges i Hailee Steifeld w filmie "Prawdziwe męstwo" / materiały dystrybutora /

Western spośród wszystkich gatunków filmowych chyba najbardziej trąci dzisiaj naftaliną. Jeśli któryś ze współczesnych twórców po niego sięga, domyślać się możemy, że robi to albo w imię popisu sprawnościowego, albo w celu skompromitowania (któryż to już raz?) jego konserwatywnego przesłania. W grę wchodzi więc albo formalna zabawa westernem, albo rewizja jego ideologii: utytłanie go w błocie zmieszanym z najbardziej prymitywnych instynktów, moralnego relatywizmu, skompromitowanego prawa. Jednocześnie nikt nie zaprzeczy, że western to sama esencja kina, jego najbardziej pierwotne, ludowe wcielenie. Samotni jeźdźcy na tle dzikiego krajobrazu prerii, widowiskowe galopady i występne saloony, ultramęscy mężczyźni i ultrakobiece kobiety, ruch i przestrzeń podniesione do potęgi, a nad tym wszystkim ów charakterystyczny epicki ton: "powtórzenie pieśni bohaterskiej w pełnym świetle naszego wieku" - jak pisał w drugiej połowie ubiegłego stulecia Aleksander Jackiewicz.

Wyjęci spod prawa

Czy jednak w wieku XXI ktoś jeszcze tęskni za westernem w jego klasycznym czy choćby nawet krytycznym wydaniu? Po brutalnej rewizji tego najbardziej amerykańskiego gatunku dokonanej przez Sama Peckinpaha w "Dzikiej bandzie", Roberta Altmana w "Wielkim małym człowieku" czy Clinta Eastwooda w "Bez przebaczenia"...? Bracia Coen udowodnili już nie raz, że poznawszy na wylot popularne kino w wydaniu gangsterskim czy szpiegowskim, potrafią pod grubą warstwą parodii i najczarniejszego humoru przemycić gorzką, pozbawioną złudzeń moralistykę - dotyczącą niekoniecznie gangsterów czy szpiegów, ale człowieka w ogóle. Czy twórcom takich tytułów, jak "Barton Fink" i "Tajne przez poufne", udało się to również w westernowym kostiumie? Aż dziesięć nominacji oscarowych świadczyłoby wszak, że duch Dzikiego Zachodu pozostaje w amerykańskim narodzie ciągle żywy. A może, znając przewrotną twórczość braci Coen, winniśmy dopatrywać się w niej czegoś całkiem innego?

W "Prawdziwym męstwie" bardzo cienka jest granica pomiędzy tekstem oryginalnym a cudzysłowem, między autentycznym hołdem złożonym westernowemu gatunkowi a jego zgrabną parodią. Nawet jeśli pominiemy fakt, że w 1969 r. powstała pierwsza wersja filmu, będąca adaptacją tej samej powieści i mająca w czołówce nazwisko samego Johna Wayne’a - westernowej ikony. Coenowie przypominają, że western to najczęściej film traktujący o zemście, ale wyraźnie polemizują z jego krzepiącym, kompensacyjnym przesłaniem. Samotnym mścicielem jest tutaj... śliczna czternastoletnia dziewczynka, która przybywa do miasta Fort Smith, by odnaleźć i oddać w ręce prawa zabójcę jej ojca. Jak wielu innych samotnych mścicieli, Mattie nie wierzy w ziemską sprawiedliwość ani tym bardziej w rychliwość organów porządku. Wynajmuje więc Roostera Cogburna, starego zapijaczonego szeryfa, by wspólnie odnaleźć sprawcę ukrywającego się tymczasem gdzieś na terytorium Indian, czyli tam, gdzie prawo nie jest nawet pustą literą.

Bardzo dziki Zachód

Trudno o bardziej nieheroiczną kompanię: dziewczynka z warkoczykami (rewelacyjna Hailee Steifeld), bezoki pijak (Jeff Bridges) i jeszcze towarzyszący im marudny kowboj z Teksasu, cyniczny łowca nagród LaBoeuf (Matt Damon). Ich przygody na Dzikim Zachodzie będą tyleż widowiskowe, co banalne. Czas wypełnia bohaterom przede wszystkim nieumiarkowane gawędziarstwo czy strzelanie do placków. Szybko orientujemy się, że poszukiwania zabójcy przestają być dla twórców filmu motorem zdarzeń - niemniej istotna wydaje się "chemia" buzująca między postaciami. Coenowie kwestionują w ten sposób całą filozofię westernu, z jego potrzebą bezwzględnej sprawiedliwości. Jesteśmy w świecie, gdzie nic nie jest dane za darmo ("z wyjątkiem łaski Bożej"), gdzie za wszystko trzeba słono zapłacić. Dotyczy to również popełnionych niegdyś uczynków. Tylko czy Mattie dopadając zabójcę ojca rzeczywiście znajdzie satysfakcję? Czym jest tytułowe "prawdziwe męstwo" - zmierzaniem po trupach, by sprawiedliwości stało się zadość, czy wręcz przeciwnie: gotowością do zatrzymania się w pół drogi i dostrzeżeniem tego, co niekoniecznie znajduje się u celu? W filmie przepełnionym biblijną retoryką, z mottem zaczerpniętym wprost z Księgi Przysłów, odwet ma cierpki smak. Zemsta, wbrew temu, co się wydaje bohaterom, wcale nie wyzwala, raczej na trwałe okalecza. Świat ufundowany na niej nie ma sensu. Wystarczy spojrzeć na surową twarz dorosłej Mattie, która powraca po wielu latach do krwawych zdarzeń z dzieciństwa.

Przedstawiony u Coenów Dziki Zachód miejscami wygląda jak wyjęty z kart "Krwawego południka" Cormaca McCarthy’ego: to świat nieokrzesanych białych mężczyzn - brudnych, złych i brzydkich. Postać głównej bohaterki stanowi tu ciekawy kontrapunkt, wyostrzający wszechobecną brutalność. Swoją rezolutnością dziewczynka przypomina młodszą wersję Scarlett O’Hary z "Przeminęło z wiatrem" - wyraźnie odbiega od przyjętego w XIX-wiecznej Ameryce kobiecego stereotypu, a jednocześnie wyraża inny rodzaj napięcia: jeszcze nie kobieta, już nie dziecko. Choć narażona na przemoc i doświadczająca małych upokorzeń z racji swojej płci, ciągle jeszcze bezpieczna w swoim aseksualnym kokonie - zakończenie filmu niedwuznacznie sugeruje, że Mattie zdecydowała się pozostać w nim na zawsze. Jakby mimochodem zaznaczają też Coenowie rasistowski profil młodego społeczeństwa amerykańskiego: czarnoskórzy spełniają w nim funkcje pomagierów, a kiedy podczas publicznej egzekucji białym straceńcom pozwala się wygłaszać do tłumu długie tyrady, towarzyszący im Indianin ledwo zdąży otworzyć usta.

***

Trudno jednak zakwalifikować "Prawdziwe męstwo" jako film godzący w legendę Dzikiego Zachodu, wszak na ekranie umarła ona już dawno. Pieczołowitość, z jaką twórcy inscenizują i fotografują swój świat, świadczy raczej o żywotnej fascynacji zbiorową mitologią, podszytej rzecz jasna krytycznym dystansem. Po ostatnich filmach braci Coen, "To nie jest kraj dla starych ludzi" i "Poważnym człowieku", oczekiwalibyśmy zapewne większej wywrotowości. Tymczasem czeka nas wyprawa w świat złożony nie tyle z obalonych mitów założycielskich czy mroków ludzkiej duszy, ile po prostu z filmowych klisz. Na szczęście podrasowanych mistrzowską ręką.

"PRAWDZIWE MĘSTWO" ("True Grit") - scen. (na podst. powieści Charlesa Portisa) i reż. Ethan i Joel Coen, zdj. Roger Deakins, muz. Carter Burwell, wyst. Hailee Steifeld, Jeff Bridges, Matt Damon, Josh Brolin, Barry Pepper i inni. Prod. USA 2010. Dystryb. UIP. W kinach od 11 lutego 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2011